Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

200 dni w roku z zawodowymi kolarzami [FOTO]

Elżbieta Bielewicz
Kaliszanin Ireneusz Matusiak jeździ z zawodową grupą kolarzy jako mechanik. Przy okazji zwiedza świat.

Sport to dla wielu nie tylko wyczyn, ale i sposób na życie, przepustka do lepszego świata. To możliwość podróżowania, poznawania nowych miejsc i ciekawych ludzi. Szansa na zdobycie stabilizacji finansowej. Zapewne jest tak także w przypadku kaliszanina Ireneusza Matusiaka, kiedyś kolarza z dużymi sukcesami, a od kilku lat mechanika przy zawodowej grupie kolarskiej. Są tacy, którzy mu zazdroszczą ciekawego życia , ale nie wszyscy wiedzą, że to wszystko okupione jest ciężka pracą i rozłąką z rodziną.

- Tak naprawdę w domu jestem gościem - mówi Ireneusz Matusiak. - Bywa, że nie ma mnie kilka tygodni. Czasem mam już tego dość, jestem zmęczony. Ale wystarczy, że pobędę w domu kilka dni i znów myślę, kiedy i gdzie jedziemy, co muszę zrobić. To prawda, że mam okazję oglądać najpiękniejsze zakątki na świecie, dobrze zarabiam i pewnie nie mógłbym marzyć o takich pieniądzach pracując np. w Kaliszu. Ale tak naprawdę to jest harówka od rana do wieczora.

Od dwóch sezonów Ireneusz Matusiak pracuje w CCC Sprandi Polkowice, przedtem był także w BDC. Doskonale wie, co to jest kolarstwo, bo przez dwanaście lat sam jeździł - przebył drogę od młodzika do seniora. Kilka razy zdobył nawet tytuł mistrza Polski. Teraz dba, by rowery zawodników z jego klubu były w jak najlepszym stanie.

200 dni poza domem

Sezon dla zawodowych kolarzy zaczyna się już nawet pod koniec lutego i trwa do listopada. Także dla pana Irka to czas ciągłych wyjazdów. Jak policzył, 180 do 200 dni w roku spędza w trasie. A jak wygląda jego dzień?

- Wstaję wcześnie rano, żeby przygotować rowery, przejrzeć, nasmarować, zapakować na auto. Potem wyścig, który trwa nawet 5-6 godzin. Jedziemy za peletonem w gotowości, aby w razie jakiegoś defektu szybko zareagować. Gdy kończy się etap, wracam do hotelu, ale zanim się położę, muszę znów przejrzeć rowery, umyć sprzęt, naprawić ewentualne usterki. Około godziny 20 mogę wreszcie odpocząć. Po całym dniu chcę się tylko położyć, no bo trzeba znów wstać wcześnie rano...

Czasem wyścig przebiega spokojnie, innym razem trzeba szybko działać. W razie defektu liczy się czas. Wymiana koła przez ekipę techniczną trwa 10 do 15 sekund! W razie większej awarii zawodnik przesiada się na rower zapasowy.

Świat widziany zza szyb samochodu

Na zwiedzanie nie ma zbyt wiele czasu. Najczęściej świat oglądany jest zza szyb samochodu ekipy technicznej. Czasem w przerwie między jednym a drugim wyścigiem udaje się zorganizować jakąś wycieczkę.

- Byłem niemal we wszystkich krajach Europy, dobrze poznałem Włochy - m.in. 2015 ekipa CCC Sprandi Polkowice została po raz drugi w swej historii zaproszona do udziału w Giro d’Italia. W Chinach byłem na kontynencie i na wyspach - wymienia mój rozmówca.

Udało mu się zobaczyć nawet wielki mur chiński o długości 2400 kilometrów i zwiedzić Pekin.

- Mieszkaliśmy tam w hotelach wysokiej klasy, ale jeśli chodzi o jedzenie, to pamiętam, że nie za bardzo byliśmy zadowoleni i nie zawsze wiedzieliśmy, co jemy - śmieje się mój rozmówca. - Choć generalnie jest zasada, że podczas wyścigów niezależnie gdzie jesteśmy, staramy się, by serwowano dania europejskie.

Śrutowanie płatków

Niektóre ekipy jadą na wyścig z własną kuchnią, inne korzystają z hotelowego menu. Oczywiście, rano przed startem zawodnicy głównie ,,śrutują” duże ilości wszelakiego rodzaju płatków najczęściej z jogurtem, mlekiem lub mlekiem sojowym. Dania główne składają się koniecznie z makaronów i ryżu. Wiedzą co mogą jeść, a czego lepiej nie ruszać. Na szczęście ekipa techniczna może sobie pozwolić na bardziej wyszukany jadłospis.

- My możemy czasem zjeść coś niezdrowego, ale zawodnicy bardzo pilnują odpowiedniej diety - wyjaśnia Ireneusz. - Jeśli wyścig trwa kilka godzin, biorą w kieszonki jakieś batoniki, korzystają z bufetów, czy zaopatrzenia znajdującego się w wozie technicznym. Ale oczywiście nie ma przerw! Jedzą podczas jazdy.

Rozpoczął się kolejny sezon. W tym roku Ireneusz Matusiak był już na wyścigach w Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w Katarze i Omanie - państwach Półwyspu Arabskiego. Parę dni temu wyjechał do Holandii, potem będzie Belgia i Turcja.

Mówił, że pewnie z grupą wróci na Hellena Tour, a więc będzie okazja, aby pomieszkać w domu i spotkać się z rodziną - żoną, córką i synem.

Warto dodać, że syn Ireneusza Matusiaka poszedł w ślady ojca i już odnosi pierwsze sukcesy w kolarstwie w kategorii orlik. Na razie uczy się także w średniej szkole sportowej w Świdnicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski