Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

40. rocznica wybuchu stanu wojennego. Wielkopolanin przeżył wydarzenia w Kopalni Wujek. "Wysłano przeciwko nam czołgi"

Arkadiusz Dembiński
Arkadiusz Dembiński
Zawiłe ludzkie losy... Piotr Babrakowski dziś jest działaczem społecznym w Skokach. Życie jednak go nie oszczędzało. Przeżył pacyfikację kopalni Wujek. Popadł w depresję. Wyszedł jednak z dołka i działa.
Zawiłe ludzkie losy... Piotr Babrakowski dziś jest działaczem społecznym w Skokach. Życie jednak go nie oszczędzało. Przeżył pacyfikację kopalni Wujek. Popadł w depresję. Wyszedł jednak z dołka i działa. wagrowiec.naszemiasto.pl
Piotr Babrakowski jest dziś działaczem społecznym w Skokach. Życie jednak go nie oszczędzało. Przeżył pacyfikację kopalni Wujek. Popadł w depresję. Wyszedł jednak z dołka i działa.

Piotr Babrakowski. Dziś skocki radny, znany działacz koła wędkarskiego czy członek towarzystwa miłośników Powstania Wielkopolskiego. Jednak jak się okazuj, by dojść do tego, co ma dziś, nie było dla niego łatwe. W życiu sporo przeszedł. Jako nastolatek pan Piotr ukończył szkołę w Obornikach. Został hydraulikiem. Zaczął pracę w jednym z miejscowych zakładów. Z czasem jednak otrzymał ciekawszą ofertę.

Od świtu w radiu i telewizji można było usłyszeć jeden jedyny komunikat - gen. Wojciech Jaruzelski informował Polaków o ukonstytuowaniu się Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) i wprowadzeniu na mocy dekretu Rady Państwa stanu wojennego na terenie całego kraju.

Stan wojenny w Poznaniu: Zobacz archiwalne zdjęcia z tamtych...

- Wówczas bardzo często do naszego regionu przyjeżdżały delegacje ze Śląska. Szukano młodych osób do pracy w górnictwie. Oferowano naprawdę superzarobki. Dwa razy tyle co mogłem zarobić tutaj. Do przyjazdu na Śląsk namawiała mnie także mieszkająca tam ciotka

- wspomina pan Piotr.

Czytaj też:

Wraz z nim na Śląsk wyjechał również jego brat. Był to 1979 rok. Po szkoleniu wreszcie rozpoczął pracę. Podobnie jak wielu młodych mężczyzn został skierowany do pracy pod ziemią.

- Początek to był dramat. Zjazd pod ziemię to była udręka. Zatykało w uszach. Sama świadomość, że jest się kilkaset metrów pod ziemią także dawała się we znaki. Dodatkowo praca była bardzo ciężka. Było trzeba sporo dźwigać

- opowiada pan Piotr. Wszelkim trudnościom ulżyła jednak pierwsza wypłata. - Z czasem przyzwyczaiłem się do tej roboty. Jednocześnie związałem się z Solidarnością. Wpływ na to bez wątpienia miało wychowanie jakie otrzymałem w domu, a zwłaszcza od ojca - wspomina.

Czytaj też:

Spokojny okres pracy na Śląsku zaczął chylić się ku końcowi w połowie grudnia 1981 roku. - W piątek (11 grudnia) zaczęły docierać do nas, do kopalni, coraz bardziej niepokojące sygnały. Mówiono o strajku. Tego dnia jednak po pracy wróciliśmy do domu. Sobota minęła stosunkowo spokojnie. A w niedzielę ogłoszono stan wojenny. Miałem wówczas 19 lat. Nie wiedziałem co to oznacza, z czym należy to wiązać ani co dalej będzie - opowiada pan Piotr.

W poniedziałek bracia ruszyli do pracy w kopalni. - Na miejscu zapadła decyzja o strajku. Wraz z bratem także podpisaliśmy deklaracje o przystąpieniu do niego - wspomina. Tego dnia górnicy nie zjechali do pracy pod ziemią. Zaczęli okupować teren kopalni. Rozpoczął się strajk. - Wokół kopalni zaczęli gromadzić się także inni ludzie. Przynoszono nam jedzenie. Z czasem zaczęły gromadzić się również jednostki milicji i ZOMO - mówi mężczyzna.

Starcia demonstrantów z milicją na warszawskiej Starówce, 3 maja 1982 r.

Orła wrona nie pokona. Stan wojenny na fotografiach w jego 4...

We wtorek do strajkujących zaczęły dochodzić coraz bardziej niepokojące informacje. - Mówiono o brutalnym stłamszeniu protestów w innych kopalniach przez wojsko i milicję. Zdawaliśmy sobie sprawę, że także nas to czeka. Przez głowę zaczęły przemykać różne myśli. Zastanawiałem się nawet czy nie przeskoczyć przez płot, nie uciekać stąd. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że to byłby wstyd. Zostałem - wyjawia.

Jednocześnie górnicy rozpoczęli budowanie barykad. Nie reagowali na nawoływania do przerwania protestów ze strony sił mundurowych. W środę rozpoczął się szturm sił komunistycznych. Oczyszczono plac przed kopalnią z zebranego tłumu.

- Podjeżdżały pod mur armatki wodne, oddziały milicji i ZOMO. Petardami, śrubami i cegłami udało się nam ich jednak przegonić. Ja byłem na bramie od strony ulicy Katowickiej, tam gdzie dziś stoi krzyż upamiętniający zdarzenia w kopalni

- wspomina pan Piotr.

Najgorsze jednak miało nadejść...

- Gdy nie udało się im przedostać, gdy nie reagowaliśmy na wezwania do opuszczenia kopalni, wysłano przeciwko nam czołgi. Dobrze to pamiętam. Jeden zrobił wyrwę w murze niedaleko mnie. Przejechał... za nim podążało ZOMO

- wspomina mężczyzna. Podobnie jak inni górnicy, skoczanin próbował odeprzeć atak przy pomocy cegieł i śrub. - Na około wszędzie było słychać wybuchy, strzały. Sądziłem, że używają gumowych kul. Chwyciłem w rękę garstkę śrub. Już miałem rzucić, gdy nagle usiadłem. Zrobiło mi się dziwnie ciepło. Nie widziałem co mi jest. Chciałem wstać i nie mogłem. W moją stronę ruszyła grupka zomowców uzbrojonych w pały. Zacząłem wzywać pomocy - tłumaczy pan Piotr. Pół przytomnego mężczyznę uratowali koledzy z kopalni. Okazało się, że milicja nie strzela gumowymi kulami, ale ostrą amunicją. Jedna z kul przeszyła mięśnie w nodze pana Piotra. Zatrzymała się dopiero na kości drugiej całkowicie ją miażdżąc.

W poniedziałek, 13 grudnia nurkowie-minerzy z 8. Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu usunęli bombę lotniczą z jeziora Kierskiego. Zobacz zdjęcia z akcji --->

Bomba w jeziorze Kierskim. Nurkowie zakończyli akcję. Co sta...

Ciężko rannego przewieziono mężczyznę do szpitala. Po około trzech miesiącach został przewieziony do Skoków. - To jednak nie oznaczało końca moich problemów. Przez trzy kolejne lata chodziłem o kulach - wspomina. Z czasem stan zdrowia pana Piotra polepszył się. Założył rodzinę. - Z pomocą murarza wybudowałem dom - wyjawia. Niestety, problemy nie skończyły się. - Dziś z perspektywy czasu wiem, że była to depresja. Przed laty jednak nikt nie mówił o pomocy psychologa, co dziś jest czymś normalnym - przyznaje.

Dziś pan Piotr jest na rencie. Nie oznacza to jednak, że wolnych chwil ma wiele. - Sens życia odnalazłem w rodzinie, ale także i w pracy na rzecz innych. Służę pomocą osobom z otoczenia. Niejednokrotnie podwoziłem już do lekarza samotne, starsze osoby - zdradza.

Rozpoczął także działalność w kole wędkarskim. - Wędkowanie stało się moją wielką pasję. Jednak poza wypadami na ryby udzielam się także w kole. Organizujemy zawody, naprawiamy pomosty, sprzątamy tereny wokół jezior. Zawsze jest coś do zrobienia - przyznaje. W minionym roku pan Piotr został radnym miejskim. - To kolejny krok w moim działaniu. Mam czas na to, aby pomagać innym. Znajduję w tym przyjemność - zdradza.

Oryginalny tekst ukazał się w 2015 roku w "Tygodniku Wągrowieckim"

Źródło: wagrowiec.naszemiasto.pl

Drewniany kościół w Słopanowie, to zabytek klasy zero

Świątynia w Wielkopolsce, w której diabeł karze karczmarkę, ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski