Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

55. rocznica Czerwca 1956 - czekamy na wspomnienia!

Sławomir Kmiecik
28 czerwca 1956 roku tysiące ludzie wyszło na ulice Poznania, by domagać się "wolności i chleba". Ilu z nich zechce podzielić się wspomnieniami?
28 czerwca 1956 roku tysiące ludzie wyszło na ulice Poznania, by domagać się "wolności i chleba". Ilu z nich zechce podzielić się wspomnieniami? Fot. Archiwum IPN/ Repr. Marek Zakrzewski
W Poznańskim Czerwcu 1956 uczestniczyły tysiące ludzi, ale tylko nieliczni zdali relacje ze swoich prze żyć. Zapraszamy poznaniaków i Wielkopolan, którzy te czasy pamiętają sami lub znają z przekazów bliskich do podzielenia się wspomnieniami z dramatycznego "czarnego czwartku". Będziemy je publikować co tydzień, aby te osobiste, czerwcowe historie ocalić od zapomnienia - zachęca Sławomir Kmiecik

PRZECZYTAJ TAKŻE: Wielkopolska: Kombatanci Czerwca 1956 otrzymają finansowe wsparcie

Czerwiec jest w nas - tak u progu 55. rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956 mogą powiedzieć tysiące poznaniaków, także mieszkających dziś poza stolicą Wielkopolski, którzy byli uczestnikami lub bezpośrednimi obserwatorami robotniczego powstania.

Przed ponad półwieczem, 28 czerwca 1956 roku, kiedy ludzie tłumnie wyszli na ulice Poznania, by domagać się "wolności i chleba", przeważnie byli jeszcze bardzo młodymi ludźmi, na ogół początkującymi pracownikami, często dopiero uczniami czy studentami.

Wydarzenia "czarnego czwartku", przejmujący widok tysięcy manifestantów wołających o godność i poszanowanie praw człowieka, do których ostrą amunicją strzelali funkcjonariusze UB i wojska, pozostawiły w nich ślady nie do zatarcia. Czerwiec '56 był dla wielu najbardziej dramatycznym doświadczeniem życia, czasem wielkiej nadziei na lepszy los, którą władze PRL szybko i brutalnie rozbiły ogniem karabinów.

W przybliżaniu dramatycznej historii żadne dokumenty, kwerendy archiwalne czy nawet wnikliwe badania nie zastąpią bezpośrednich relacji naocznych świadków. Poznański Czerwiec 1956 - mimo upływu 55 lat - ciągle pozostaje wydarzeniem świeżym, o którym mogą w szczegółach opowiedzieć uczestnicy. Bardzo wielu z nich niestety już odeszło, ale tysiące nadal żyją i noszą w sobie prawdziwy skarb - osobiste przeżycia i wspomnienia z tamtych godzin i dni.

Niektórzy zdawali już relacje przed rodziną, dziećmi, wnukami, ale także dziennikarzami i historykami. Inni nigdy dotąd nie zdobyli się na opowiedzenie tego, co przeżyli w Czerwcu '56, co widzieli i słyszeli, jak zapamiętali masowy bunt mieszkańców Poznania, zakończony przez władze krwawą pacyfikacją.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Nieznane akta z Poznańskiego Czerwca 1956
Uznaliśmy w redakcji, że zbliżająca się 55. rocznica poznańskiego powstania to wyjątkowy czas, kiedy warto, a nawet trzeba, poprosić uczestników i bezpośrednich świadków Czerwca '56 - mieszkających ciągle w Poznaniu, ale i rozsianych po kraju i świecie - o przedstawienie swoich wspomnień, emocji, zdjęć, pamiątek.

Pragniemy stworzyć jedyną w swoim rodzaju kronikę Poznańskiego Czerwca 1956, obszerny zapis przeżyć i emocji świadków tamtych dramatycznych wydarzeń. Będziemy co tydzień publikować na łamach "Głosu Wielkopolskiego" opowieści poznaniaków o "ich" Czerwcu '56, o tym, co dla nich w "czarnym czwartku" było szczególnie ważne, nadzwyczaj poruszające, wyjątkowo dramatyczne.

Podobne wspomnienia publikowane na naszych łamach ułożyły się wcześniej w albumową publikację
(i to w dwóch tomach) przygotowaliśmy w latach 2008-2009 przy okazji obchodów 90. rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Tamta książka w dwóch częściach, zatytułowana "Zwycięzcy", oparta na relacjach bliskich uczestników zbrojnego zrywu niepodległościowego Wielkopolan z lat 1918-1919, okazała się wielkim sukcesem. Nie tylko wydawniczym, ale przede wszystkim kronikarskim, dokumentacyjnym.

Jesteśmy przekonani, że tak może samo być w przypadku Poznańskiego Czerwca 1956 - tym bardziej że wspomnienia, zdjęcia i pamiątki możemy uzyskać "z pierwszej ręki" od osób, które same przeżyły to, co dziś staje się treścią szkolnych podręczników.

Prosimy zatem o zgłaszanie do naszej redakcji (osobiście, telefonicznie, pocztą tradycyjną albo elektroniczną) swoich relacji.

Osoby, które chciałyby na łamach "Głosu Wielkopolskiego" opowiedzieć o swoim udziale w wydarzeniach Poznańskiego Czerwca 1956 i udostępnić zdjęcia lub inne pamiątki, prosimy o kontakt pod numerem telefonu: 61 860 60 82 lub pod adresem e-mailowym: [email protected]. Można także zgłaszać się osobiście w redakcji lub przesyłać spisane relacje pod adres: "Głos Wielkopolski", ul. Grunwaldzka 19, 60-782 Poznań, z dopiskiem "Czerwiec 1956".

Nasi dziennikarze wysłuchają, spiszą, opracują, przygotują do druku Państwa wspomnienia. To wyjątkowa okazja, aby prawdę o Czerwcu 1956 ocalić od zapomnienia i aby dobitnie zaświadczyć, że poznaniacy - płacąc za to własną krwią - pierwsi w totalitarnym systemie powojennej Polski mieli odwagę upomnieć się głośno o "wolność i chleb", o poszanowanie godności ludzkiej, o swobody demokratyczne i religijne.

Pierwszy krok w celu takiego właśnie upamiętnienia czerwcowych wydarzeń zrobiliśmy już w 2006 roku, przy okazji 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956. Wtedy - od marca do września - opublikowaliśmy na łamach "Głosu Wielkopolskiego" około 30 opowieści uczestników świadków robotniczego powstania.

Dziś (poniżej) przypominamy krótkie fragmenty tamtych wspomnień, zaznaczając w nawiasach kim w 1956 byli autorzy relacji, co robili, ile mieli lat. Teraz, przed obchodami 55. rocznicy, właśnie o tego rodzaju relacje prosimy wszystkich poznaniaków, którzy czują, że nie tylko mogą, ale wręcz powinni zachować dla potomnych "swój" Czerwiec '56.

Poznański Czerwiec 1956 wspominali na łamach "Głosu Wielkopolskiego":

Ryszard Andrzejak (student, 20 lat):
- Obserwuję regularną wymianę ognia pomiędzy funkcjonariuszami bezpieki przebywającymi w pomieszczeniach pierwszego i drugiego piętra siedziby UB a powstańcami ulokowanymi na parterze budynku po przeciwnej stronie ulicy. Raz po raz odrywa się z kurzem kawałek tynku. Raz po raz bucha ogień - to butelki z benzyną. Po kilkunastu minutach słyszę odgłosy pracy silników i łoskot gąsienic - to z dołu spod wiaduktu jadą pierwsze czołgi...

Jerzy Bąk (14 lat, uczeń):
- Idąc ulicą Dąbrowskiego, dotarłem na wysokość ulicy Kościelnej. Wtedy przeżyłem szok, bo zobaczyłem zabitego człowieka. Leżał na przeciwległym chodniku, na samym narożniku Kościelnej. Z rozmów przechodniów chowających się przy ścianach wywnioskowałem, że jakiś ubek, mieszkający przy ulicy Prusa, mniej więcej w środku odcinka równoległego do rynku Jeżyckiego, ze strychu strzela do ludzi.

Janina Bednarek (niespełna 13 lat, uczennica):
- Na czele pochodu szły tramwajarki ze sztandarami, a przed nimi maszerowała gromadka dzieci. Jeden z chłopców niósł transparent z napisem "Żądamy religii w szkole". Ludzie podeszli pod gmach UB i nawoływali: "Chodźcie z nami". W oknach budynku UB były przygotowane węże z wodą, którymi polewano protestujących. Rozgniewany tłum podnosił kamienie, wyrywał sztachety z płotu i rzucał w gmach bezpieki. Wtedy z okien UB zaczęto strzelać do tłumu. Widziałam, jak upadła jedna z tramwajarek oraz jak niesiono na noszach chłopca w żółtej koszulce. Później na ulicę Kochanowskiego wjechały czołgi.

Jerzy Gąska (pracownik mleczarni, 18 lat):
- Strzały padały ze wszystkich stron. Zarówno z gmachu UB, jak i z przyległych domów. Teraz strzelali już także powstańcy. Na główne wejście do budynku UB poleciały butelki z benzyną napełnione w pobliskich garażach. Chciałem się schronić. Drzwi mieszkań były otwarte, jakby wszyscy w pośpiechu opuścili swoje domostwa. Schodząc, na korytarzu drugiego piętra, zauważyłem, jak z okna bocznej ściany gmachu UB ktoś strzela do tłumu. Zacząłem więc i ja strzelać do niego. Schował się, a następnie mierzył do mnie. Po krótkiej wymianie ognia wyczołgałem się na klatkę schodową. Ukryłem broń pod schodami, magazynek wziąłem do kieszeni i wybiegłem na ulicę.

Franciszek Kabat (pracownik Fabryki Wagonów W3):
- Na placu Mickiewicz (wtedy Stalina) ludzie wyczekiwali spokojnie do godziny 11, aż padły pierwsze strzały. Strzelającymi nie byli na pewno powstańcy. Razem z kolegami obserwowałem też wydarzenia na ulicy Młyńskiej, gdzie z więzienia wypuszczono osoby pozbawione wolności i zabierano broń. Przez okno budynku sądu wyrzucano akta. Pobiegliśmy na ulicę Kochanowskiego, gdzie trwała już strzelanina i ginęli ludzie. Po wkroczeniu wojska na ulicę Dąbrowskiego zostaliśmy "okadzeni" gazem łzawiącym. Po południu dotarliśmy na plac Wolności. Tam byliśmy świadkami postrzelenia kolejarza obok księgarni św. Wojciecha. Dosięgła go zbłąkana kula.

Łucjan Kaczmarek (maturzysta, 18 lat):
- Maszerując ulicą Poznańską, zatrzymaliśmy się przed szpitalem Raszei. Z daleka widziałem tłum oraz wóz propagandowy z megafonem i ludzi na nim stojących. Nagle rozległy się strzały. Schyliłem się odruchowo, chowając się za murem. Podziwiałem odwagę osób narażonych bezpośrednio na strzały. W pewnej chwili zaczął się ruch. Jednego z manifestantów trafiono w głowę i niesiono do szpitala. Wydaje mi się, że ktoś niosący biało-czerwoną flagę podszedł do rannego i otarł flagą jego głowę.

Franciszek Ksawery Kostrzewski (agronom, 23 lata):
- Wyszliśmy na ulicę i wówczas zauważyliśmy wstrząsający obraz. Z ulicy 27 Grudnia w ulicę Gwarną (wtedy Lampego) wjechał samochód z karabinem maszynowym. Na jego widok znajdujący się w pobliżu nieliczni przechodnie szukali pośpiesznie schronienia w bramach kamienic. Nagle padły strzały z samochodu i co najmniej dwie osoby powalone na ziemię wiły się w konwulsjach...

Władysław Kulbacki (mechanik na wydziale W5 HCP, 23 lata):
- Nagle z ulicy Poznańskiej nadjechał czołg i zaczął rozpędzać ludzi. Część tłumu rzuciła się do ucieczki na most Teatralny. Kiedy z czołgu padły strzały, ludzie uciekali na boki, a potem po skarpie na tory. Pobiegłem na most, a gdy z czołgu odezwała się następna seria karabinowa, próbowałem schować się za słup, choć byłem świadomy, że w połowie jestem widoczny. Czołg puścił jeszcze jedną serię wzdłuż mostu Teatralnego i wycofał się. Błyski pocisków odbitych od kamieni pamiętam do dziś...

Edmund Lauba (modelarz w Pomecie, 18 lat):
- Nagle padły strzały. Stałem wtedy za radiowozem i w pewnej chwili zobaczyłem, jak obok tego pojazdu kilku mężczyzn niesie rannego lub zabitego mężczyznę w stronę szpitala im. Raszei. Potem nieśli również zakrwawioną kobietę. Widząc, że sytuacja robi się bardzo niebezpieczna, pobiegłem ulicą Jeżycką i dotarłem do gmachu Ubezpieczalni Społecznej przy ulicy Dąbrowskiego. Przed budynkiem leżały szczątki aparatury zagłuszającej zachodnie stacje polskojęzyczne, która została przez demonstrantów strącona z dachu. Kiedy tam stałem, słychać było pojedyncze strzały, a na ulicy Mickiewicza od strony szpitala ukazały się bodajże cztery czołgi.

Antoni Lorenc (student):
- Spostrzegłem, że pracownik UB ostrzeliwał demonstrantów i wezbrała we mnie złość. Jakiś chłopak przyniósł dwa karabiny, które zdobył w więzieniu na Młyńskiej. Twierdził, że potrafi się nimi posługiwać, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Ja natomiast - jako student - miałem w studium wojskowym zajęcia z przysposobienia obronnego. Byliśmy na poddaszu. Mierzyłem i naciskałem spust, będąc niemal w transie. W pewnej chwili ubek jakby zesztywniał, potem chwycił się za ramię. Strzeliłem jeszcze raz. Zniknął z okna. Wiem, że za drugim razem na pewno go trafiłem. Myślę, że go niestety zabiłem... Nie jest łatwo żyć z taką świadomością - nawet wiedząc, że to on zabijał niewinnych poznaniaków.

Marian Mańczak (mechanik, 27 lat):
- W śródmieściu widziałem bardzo duże zgrupowania milicjantów. Z komendy MO co rusz wyjeżdżały gaziki wiozące patrole funkcjonariuszy z bronią lub cywilów, najpewniej pracowników bezpieki. Na obwodnicy Poznania, dzisiejszej ulicy Bałtyckiej, stała długa kolumna wojskowych ciężarówek, na których spali uzbrojeni żołnierze. Prawdopodobnie w nocy przetransportowano ich z odległych jednostek i czekali na rozkazy. Wiało grozą. Pamiętałem realia wojenne i te sceny nieuchronnie przywodziły mi na myśl zdarzenia z lat okupacji niemieckiej.

Antoni Olszlegier (student, 20 lat):
- W trakcie strzelaniny jedna kula karabinowa wpadła do naszego pokoju przez okno, z którego obserwowaliśmy uliczne zajścia. Pocisk przebił dwie szyby i... przez otwarte drzwi wpadł do wanny w łazience. Kulę na pamiątkę zabrał kolega ze Szczecina. Wstrząśnięci grozą sytuacji ukryliśmy się w pomieszczeniach od strony oficyny. Wydawało się nam, że koniec świata jest tuż-tuż...

Kazimierz Pietras (uczeń, 14 lat):
- Kiedy przechodziłem w pobliżu ulicy Krasińskiego, przy płocie z metalowych prętów leżał mężczyzna i strzelał. A ja - jak wryty - stałem obok niego i patrzyłem, co się dzieje. W pewnej chwili pocisk uderzył w pręt. Aż zadzwoniło. Wtedy schowałem się, a z okna w gmachu Urzędu Bezpieczeństwa wychyliła się kobieta i zaczęła strasznie złorzeczyć demonstrantom. Człowiek z karabinem zapytał głośno, czy ma ją zastrzelić. Ktoś odpowiedział: "Zostaw ją".

Feliks Sikorski (pracujący, niespełna 29 lat):
- W pewnym momencie naprzeciwko nas - po drugiej stronie ulicy - padł mężczyzna sporej postury. Nie dawał znaku życia. Wkrótce nadjechała karetka pogotowia. Lekarz stwierdził zgon. Podziwialiśmy odwagę załogi karetki pracującej pod gradem kul (dopiero później dowiedzieliśmy się, że strzelano z karabinu maszynowego umiejscowionego w czołgu stojącym u wylotu ulicy Kochanowskiego). Kiedy sanitariusze chcieli wynieść zabitego, ludzie krzyknęli: "Nie zabierajcie go, niech wszyscy widzą, do czego zdolni są komuniści!".

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Także obcokrajowcy byli ofiarami Czerwca 1956

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski