Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kontroler-naciągacz

/minos/
- Kontroler ma obowiązek okazać legitymację. Kto będzie chciał bliżej się jej przyjrzeć, może poprosić. Można też zadzwonić i zapytać, czy taka osoba rzeczywiście u nas pracuje - wyjaśnia Elżbieta Socha-Stolarska z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Kielcach.
- Kontroler ma obowiązek okazać legitymację. Kto będzie chciał bliżej się jej przyjrzeć, może poprosić. Można też zadzwonić i zapytać, czy taka osoba rzeczywiście u nas pracuje - wyjaśnia Elżbieta Socha-Stolarska z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Kielcach. D. Lukasik
Przedstawiał się za pracownika sanepidu, groził wysoką karą, a potem brał pieniądze za przymknięcie oka.

Dwa tysiące złotych grzywny, konfiskata towaru, a nawet zamknięcie sklepu - takimi karami straszył elegancko ubrany mężczyzna 62-latkę, prowadzącą interes w jednej z podbodzentyńskich miejscowości. Kobietę odwiedził na początku tego tygodnia, a poważne konsekwencje miały ją czekać za to, że nie miała zezwolenia na... handel papierosami.

- Zasugerował kobiecie, że ma dwa tygodnie na zdobycie nie istniejącego przecież pozwolenia. W zamian za to, że nie wróci przed tym terminem z kolejną kontrolą, chciał 200 złotych. Kobieta wręczyła mu je - opowiada Tomasz Kaczmarczyk, oficer prasowy kieleckiej policji.

Dzień po wizycie "kontrolera" 62-latka zgłosiła sprawę policjantom. Okazało się, że mężczyzna był też u jej znajomego, mającego sklep w sąsiedniej miejscowości. Tu - jak relacjonowali stróże prawa - mówił o pięciu tysiącach kary i chciał 500 złotych. Nie dostał ich.

Policjanci ustalili numery rejestracyjne opla omegi, jakim poruszał się "kontroler". Samochód jest własnością mieszkańca Skarżyska. Wozu używa również jego 24-letni syn. To nim zainteresowali się policjanci. Wczoraj rankiem stróże prawa z Bodzentyna, wspierani przez kryminalnych z kieleckiej komendy, zawitali do dwóch mieszkań w Skarżysku. W jednym z nich zatrzymali podejrzewanego.
- Mężczyzna zapierał się i do niczego nie przyznawał. Po tym, jak przez lustro weneckie rozpoznali go pokrzywdzeni, zmienił zdanie. Przyznaje się do pięciu czynów - tłumaczy Tomasz Kaczmarczyk.

Trzeci z punktów, o których policjanci już wiedzą, także znajdował się w gminie Bodzentyn. Tu mężczyzna, przedstawiający się za pracownika sanepidu, miał sugerować, że za ustawienie w sklepie piecyka-kozy grozi kara tysiąca złotych. Zadowolił się podobno dwiema setkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie