Szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen – w swoim orędziu poświęconym stanowi UE – poświęciła sporo uwagi zagrożeniu imperializmem rosyjskim, mówiąc, że trzeba było słuchać Polski.
- Mamy nauczkę z tej wojny. Trzeba było wsłuchać się w głosy wewnątrz UE, w Polsce, krajach bałtyckich, w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Oni od lat nam mówili, że Putin się nie zatrzyma
- powiedziała von der Leyen.
Mądry Europejczyk po szkodzie? I tak i nie. Trzeba przecież pamiętać, że nie tylko z naszej części Europy dobiegały głosy wskazujące na potencjalne zagrożenie naszego bezpieczeństwa imperialistyczną polityką Rosji; wystarczy wspomnieć choćby publikacje Edwarda Lucasa, korespondenta „The Economist” i autora książki „Nowa zimna wojna. Rosja Putina. Zagrożenie dla Zachodu”. Większość z tych ostrzeżeń, z różnych powodów: politycznych, towarzyskich, biznesowych – była wyśmiewana bądź bagatelizowana. Czy to się zmieni po zakończeniu wojny Rosji z Ukrainą? Zakładam, że w niewielkim stopniu, za kilka lat kolejny rosyjski satrapa będzie z honorami przyjmowany przez europejskie salony, a ewentualne ostrzeżenia przed Rosją i „rosyjską duszą” będą w podobny sposób wyśmiewane.
Pytanie czy głos Polski, ostrzegający przed Rosją, mógł być słyszalny bardziej? Niestety, wiele środowisk w naszym kraju, z przyczyn przede wszystkim politycznych, ale można domniemywać, że niekiedy również w jakiejś mierze również finansowych, robiło wiele, by te obawy przed Rosją wyśmiać. Ot, weźmy chociażby artykuł portalu Onet opublikowany na miesiąc przed rosyjską agresją na Ukrainę, w którym zastrzeżenia, co do Rosjan, ich mentalności, działań aparatu władzy zamknięto w zbiorze „rusofobia”. Czytamy tam m.in. „(…)nawet jeśli rosyjskie aspiracje są owego imperializmu wyrazem, to nie czyni to tych aspiracji w oczach nikogo poza nami samymi złymi, niesłusznymi, amoralnymi i niegodnymi uwagi. Nasze szczere zdziwienie, ilekroć nasi zachodni partnerzy uwzględniają rosyjskie interesy, dowodzi nie naszego rzekomego znawstwa Rosji, a jedynie naszej niedojrzałości”.
W marcu 2020 roku na łamach tygodnika „Przegląd” prof. Witold Modzelewski tak upraszczał polskie obawy przed rosnącą w siłę Rosją. „Ktoś dużo zainwestował w naszą rusofobię – to zapewne bardzo opłacalna inwestycja. Pytanie, na które nie znam odpowiedzi, brzmi: kto tu odgrywa rolę pożytecznego idioty, a kto jest świadomym wykonawcą tego zadania?”.
Z kolei w 2016 r. prof. Andrzej de Lazari biorąc udział w debacie na Zamku Królewskim, przekonywał „W Polsce przeraża mnie narastająca rusofobia, która jest bardzo niesprawiedliwa. Bierze się ona z potrzeby posiadania wroga, bo wróg jednoczy”. Z kronikarskiego obowiązku wspomnijmy jeszcze o wystąpieniu prof. Stanisława Bielenia, który w 2014 r, komentując pierwszy konflikt rosyjsko- ukraiński, mówił: „Jedynie z Rosją Polska stale bazuje na geopolitycznych uzasadnieniach, które mają charakter ideologiczny.”
Można jeszcze wspomnieć o politycznych zagrywkach: politykach PSL straszących, że „ rusofob Kaczyński wywoła wojnę z Rosją”, prorosyjskim otwarciu rządu Donalda Tuska, czy Romanie Giertychu mówiącym onegdaj o groźnej „rusofobii” zwolenników PiS.
Dzisiaj z perspektywy czasu, wydarzeń, jakie rozgrywają się za naszą wschodnią granicą można powiedzieć, że Polska nie miała i nie ma problemu z rusofobią; nasz stosunek do Rosji jest wręcz analitycznie trzeźwy. Mamy problem z czymś, co w języku służb określa się – ostro- „pożytecznymi idiotami” powielającymi bezkrytycznie rosyjską narrację lub równie bezkrytycznie oceniających sytuację w Rosji. Nota bene to określenie ukute jeszcze przez Lenina wobec dziennikarzy zachodnich bezkrytycznie piszących o bolszewickiej rewolucji. Zmieniło się tyle, a niewiele się zmieniło.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?