Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Karpiński i klątwa Nanda Devi East, czyli pierwsza polska wyprawa w Himalaje

Witold Głowacki
fot. Michael Scalet from India [CC BY-SA 2.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0)]
W 1939 roku Polakom udało się zdobyć wschodni wierzchołek Nanda Devi w Himalajach. Wyprawą kierował Adam Karpiński, wspinacz, który marzył o zdobyciu Mount Everest od 1924 roku. Po tym przedwojennym sukcesie Polacy czekali na powrót w Himalaje aż 34 lata.

Kiedy cały świat szykował się do wybuchu II wojny światowej, czwórka wspinaczy ruszyła na pierwszą polską wyprawę w Himalaje. Udało im się zdobyć siedmiotysięcznik – była to Nanda Devi East o wysokości 7434 metrów nad poziomem morza. Zdobywając po raz pierwszy szóstą wówczas pod względem wysokości górę, na której szczycie udało się stanąć człowiekowi, uczestnicy wyprawy zapisali się w historii wspinaczki. Kolejni Polacy pojawili się w Himalajach dopiero 34 lata później, w 1973 roku – otwierając zupełnie nową, pełną spektakularnych sukcesów, erę polskiego himalaizmu. Do dziś krąży natomiast legenda o „klątwie Nanda Devi”, której mieli podlegać uczestnicy wyprawy. Rzeczywiście – wszyscy czterej wspinacze zginęli śmiercią o charakterze odległym od naturalnego. Do tego nigdy nie odnaleziono ciała żadnego z nich.

Jak wyglądały polskie wyprawy w Himalaje? Wystawa w DSH

Źródło:
TVN 24

8 czerwca 1924 roku George Mallory i Andrew Irvine ruszyli z Przełęczy Północnej (7020 m n.p.m.) w kierunku szczytu Mount Everest. Ciało Mallory’ego zostało znalezione na wysokości ok 8230 m 75 lat później – zaś najwyższa góra świata musiała najprawdopodobniej poczekać na zdobycie przez Edmunda Hillary’ego jeszcze 29 lat, do roku 1953. Najprawdopodobniej – bo nie da się wykluczyć i takiej możliwości, że Mallory zmarł już podczas schodzenia ze szczytu.

W tym samym 1924 roku –latem, czyli niedługo po śmierci Mallory’ego - pewien początkujący taternik rzucił w schronisku nad Morskim Okiem ideę zorganizowania ni mniej, ni więcej tylko polskiej wyprawy na Mount Everest. Obecni tam wspinacze popukali się w głowy. Wyłączną domeną zdecydowanej większości z nich były tatrzańskie ściany, doświadczenie we wspinaczce choćby w Alpach wcale nie było powszechne. Swoją drogą to całkiem zrozumiałe – w Tatrach naprawdę było jeszcze mnóstwo do osiągnięcia. Brakowało jeszcze 10 lat choćby do pierwszego zimowego przejścia Zamarłej Turnii, wciąż nie zakończyło się nawet zdobywanie niektórych tatrzańskich szczytów.

27-latek, który, ot tak, zaproponował kolegom z Tatr zdobycie najwyższego szczytu świata, wspinał się dopiero od 2 lat. Miał niewątpliwy talent, ale daleko mu jeszcze było do pozycji kogoś, z kim by się w taterniczym światku naprawdę liczono. Miał ksywkę „Akar” – od imienia i nazwiska Adam Karpiński. Na wyprawę na Mount Everest w 1924 roku nie znalazł chętnych.

Polscy himalaiści stanowią czołówkę na świecie.

Od Kurtyki do Czerwińskiej. Oto najwybitniejsi polscy himalaiści

Najprawdopodobniej całkiem niedługo później Karpiński bardzo dobrze już wiedział, dlaczego jego pomysł był zdecydowanie przeskalowany. Młody wspinacz poszedł bardzo interesującą jak na swoje czasy alpinistyczną ścieżką rozwoju.

W Tatrach Karpiński zajmował się niemal wyłącznie wspinaczką zimową, w sezonie letnim korzystał natomiast z każdej możliwej okazji, by znaleźć się w górach znacznie wyższych od tatr.

W 1925 roku Karpiński przeszedł zimą grań polskiej części Tatr Zachodnich. Zajęło mu to cztery dni. To były czasy, w których taternictwo zimowe dopiero raczkowało – zaś Karpiński urządził sobie 4 dniową ekspedycję wprawdzie bez żadnych radykalnych wspinaczkowych trudności, za to z czterema graniowymi biwakami w trudnych warunkach pogodowych, w głębokim śniegu, przy ujemnych temperaturach i silnym wietrze. W trakcie tej ekspedycji Karpiński testował szereg skonstruowanych przez siebie elementów wyposażenia – w tym śpiwór i alpinistyczny namiot, który ważył ledwie parę kilogramów i nadawał do przenoszenia w plecaku razem z całą resztą sprzętu i zaopatrzenia – w owych czasach prawdziwy cud.

W „prawdziwym życiu” Karpiński nie założył jednak prekursorskiej firmy produkującej sprzęt outdoorowy. Studiował na Politechnice Warszawskiej, na wydziale mechanicznym – z myślą o pracy w przemyśle lotniczym. W 1926 roku obronił dyplom inżyniera. Błyskawicznie zyskał renomę jednego z najlepszych projektantów samolotów i szybowców w Polsce. Był naprawdę cenionym specjalistą. Pracował najpierw w Podlaskiej Wytwórni Samolotów, potem przez jakiś czas w Kierownictwie Zaopatrzenia Aeronautyki, wreszcie aż do 1939 roku w Państwowych Zakładach Lotniczych w Warszawie. Świetnie zarabiał. Zrobił licencję pilota, brał udział w zawodach szybowcowych i lotniczych, zakładał aerokluby.

Ale oprócz lotnictwa miał jeszcze jedną stałą pasję. Były nią góry.
Od 1925 roku Karpiński coraz częściej jeździł w Alpy, dołączając do tych polskich wspinaczy, którzy ponad tatrzańskie drogi przedkładali doświadczenia w górach wysokich. Nie zapominał jednak i o Tatrach. W 1928 roku zrobił coś, co nawiązywało stylem i klimatem do „testowej” ekspedycji z Tatr Zachodnich, jednak wiązało się ze znacznie poważniejszymi wyzwaniami. Tym razem nie samotnie, tylko z Konstantym Narkiewiczem-Jodko przeszedł sporą część grani Tatr Wysokich – oczywiście zimą. Ekspedycja trwała 11 dni i była już naprawdę wymagająca, także pod względem wspinaczkowym. Oczywiście obaj wspinacze testowali kolejne generacje śpiworów i namiotu zaprojektowanych przez Karpińskiego. Gdzieś mniej więcej wtedy Karpiński opracował też rakobuty, czyli buty alpinistyczne z wmontowanymi na stałe zębami raków w przedniej części. Model projektu Karpińskiego podobno nie najlepiej się sprawdzał, dziś jednak właśnie tego typu obuwia używa się powszechnie w wymagającej wspinaczce lodowej i mikstowej. Zaznaczmy tu, że pierwsze przejście zimowe całej grani Tatr miało mejsce dopiero w 1959 roku – była to gigantyczna i bardzo skomplikowana logistycznie operacja sporego zespołu wspinaczy pod kierownictwem Andrzeja Zawady, ojca chrzestnego współczesnego polskiego himalaizmu.

Tymczasem Karpiński miał w Tatrach na swoim koncie jeszcze m.in. pierwsze wejście zimowe na Lodowy Szczyt z Suchej Doliny i kilka pomniejszych osiągnięć. Ale to nie Tatry go najbardziej interesowały.

W latach 30 Karpiński kierował już całymi wyprawami w Alpy – jak również obozami treningowymi polskich wspinaczy tam się odbywającymi. W 1934 roku brał natomiast udział w polskiej wyprawie w Andy. Stanął wtedy na szczycie Mercedario – 6720 metrów. Wyprawa ujawniła, że Karpiński ma fizjologiczne problemy z tempem aklimatyzacji – to one były przyczyną, że nie dał rady wejść na pierwszy i najważniejszy cel wyprawy – Aconcaguę (6959 m) i mógł spróbować dopiero kolejnego celu – czyli właśnie Mercedario. Dodajmy jednak, że to Polacy byli pierwszymi wspinaczami w historii, którzy w ogóle zdobyli tę ostatnią górę.

Karpiński uczestniczył też w wyprawach w góry Kaukazu i Norwegii.

W latach 30. Karpiński zaczął zasypywać brytyjską administrację zarządzającą Indiami (wówczas brytyjską kolonią) wnioskami o pozwolenie na wyprawę w najwyższe góry świata. Najpierw wziął na celownik Mount Everest – Brytyjczycy konsekwentnie odmawiali rezerwując tę górę dla własnych wspinaczy. Skoro nie Mount Everest, to może chociaż K2? – niezrażony Karpiński nie dawał się łatwo spławić. Oczywiście tu też spotkał się z odmową. W styczniu czy lutym 1939 roku dostał jednak w końcu pismo od Brytyjczyków. Jest zgoda – na dowolny szczyt w paśmie Garhwalu w Himalajach Wschodnich.

Karpiński musiał być nieco rozczarowany. Ani Everest, Ani K2 ani nawet żaden inny ośmiotysięcznik – nie było więc mowy o celu wyprawy, który w wypadku sukcesu znalazłby swe miejsce w podręcznikach historii. Z drugiej jednak strony pierwsze wejście na siedmiotysięcznik – bo takie góry wchodziły w grę - było w roku 1939 nadal bardzo poważnym wyczynem, gwarantującym miejsce może nie w szkolnym programie nauczania, ale z całą pewnością w historii wspinania. Karpiński niemal natychmiast wybrał konkretny cel wyprawy. Najwyższym szczytem Garhwalu jest Nanga Devi – ona jednak była już zdobyta. W takim razie wybór mógł być tylko jeden – nigdy nie zdobyty, drugi co do wysokości i jak najbardziej wybitny wierzchołek masywu, czyli Nanga Devi East. 7434 m n.p.m. Skalę tego wyzwania obrazuje najlepiej fakt, że do 1939 roku człowiek zdołał stanąć na szczytach łącznie tylko pięciu gór wyższych od Nanga Devi East.

Oprócz Karpińskiego, trzon wyprawy stanowili dwaj inni inżynierowie i wspinacze w jednej osobie. Stefan Bernadzikiewicz, inżynier ze zbrojeniówki, wcześniej uczestnik wypraw na Kaukaz i Spitsbergen i Jakub Bujak, specjalista od kolejnictwa, wspinacz z doświadczeniem w Alpach i na Kaukazie.

Jako lekarz wyprawy miał jechać Witold Paryski, wybitny taternik, autor do dziś najbardziej szczegółowego przewodnika wspinaczkowego po Tatrach Wysokich. Ostatecznie jednak zastąpił go Janusz Klarner uczestnik wyprawy… bez żadnego doświadczenia wysokogórskiego.
Jak to było możliwe? Przepustką Klarnera okazały się determinacja i 10 tysięcy złotych (jakieś 100-140 tysięcy w przeliczeniu na dzisiejszą wartość złotego). Wszyscy uczestnicy wyprawy wyłożyli solidne kwoty z własnych kieszeni – Bujak sprzedał nawet auto, by uzbierać odpowiednią sumę. Ale żeby budżet się spiął, wciąż brakowało 30 tysięcy. Część pieniędzy dał ówczesny odpowiednik ministerstwa sportu, trochę pomogli łódzcy fabrykanci, parę tysięcy wyłożył też Klub Wysokogórski, ale wciąż brakowało sporej kwoty. Uczestnicy wyprawy byli już tak zdesperowani, że byli gotowi dawać ogłoszenie w gazecie. Wtedy właśnie do Karpińskiego przyszedł Janusz Klarner – młody inżynier, który ze sportów uprawiał dotąd tylko żeglarstwo i narciarstwo. Klarner przyniósł 10 tysięcy, które pożyczył od ojca, biznesmena i polityka – ale miał bardzo klarowne oczekiwania – chciał jechać w Himalaje i atakować szczyt Nanga Devi East.

Nie było innego wyjścia. Karpiński wziął Klarnera na zapoznawczą wyprawę na Lodowy Szczyt w Tatrach. Okazało się, że Klarner radzi sobie znacznie lepiej niż zdecydowana większość nowicjuszy. Na tej podstawie dołączono Klarnera do składu wyprawy, choć mimo sukcesu na Lodowym Szczycie, oczywiście nadal kompletną niewiadomą było to, czy będzie miał jakiekolwiek szanse, by poradzić sobie w Himalajach.

Uczestnicy wypłynęli w kwietniu, mniej więcej miesiąc po zajęciu Czech i Moraw przez Hitlera. 5 maja 1939 roku minister spraw Zagranicznych Józef Beck wygłosił w Sejmie słynne przemówienie, po którym groźba wojny została uznana za realną przez największych niedowiarków. Uczestnicy polskiej wyprawy na Nanga Devi zaczynali właśnie kilkudniową podróż koleją przez brytyjskie Indie – z Bombaju do podnóża Himalajów. Później czekała ich jeszcze tułaczka autobusem, następnie prawie dwa tygodnie wędrówki z karawaną tragarzy do podnóża ściany Nanga Devi East.

Minęło 15 lat od pierwszej „testowej” wyprawy Karpińskiego w Tatry Zachodnie. Od tego czasu inżynier znacząco rozwinął swoje hobby. Przed wyruszeniem w Himalaje według jego projektów ekwipunek dla całej wyprawy szyła specjalistyczna firma krawiecka „Kera” z Warszawy. Tym razem były to nie tylko śpiwory i namioty, ale i kurtki (zdaje się także spodnie) i czapki (o kroju przypominającym te stosowane przez afgańskich górali). Wiadomo jednak, że buty sprowadzono z Austrii, z jednej najlepszych firm specjalizujących się w szyciu butów dla alpinistów. Cały ten sprzęt sprawdzał się doskonale. Na zdjęciach z wyprawy i zachowanych kadrach filmu nagrywanego przez jej uczestników widać wyraźnie, że Polacy w drodze na Nanga Devi byli naprawdę świetnie i nowocześnie wyekwipowani, nie ma żadnej znaczącej różnicy między ich sprzętem a wyposażeniem dużych zachodnich wypraw himalajskich z lat 50.

Tatrzańskie rekordy, czyli wszystko, co w górach jest "NAJ" ...

Uwaga – najlepszy z namiotów zaprojektowanych przez Karpińskiego to „szturmówka” uszyta z jedwabiu. Namiot ważył zaledwie 2,5 kilograma – czyli tyle, co jego całkowicie współczesne odpowiedniki.

25 maja 1939 roku w Warszawie prezydent Ignacy Mościcki wydał w ramach przygotowań do wojny z Niemcami dekret o osobistych świadczeniach wojennych – pozwalający m.in. na powoływanie do służby na rzecz armii w roli kierowców właścicieli samochodów czy zaprzęgów konnych. Tego samego dnia w indyjskich Himalajach wyprawa Polaków zakończyła urządzanie bazy pod Nanga Devi i ogłosiła gotowość do akcji górskiej.

Od tego momentu zaczęla się właściwa wspinaczka. Polacy posuwali się powoli. Warunki na Nanga Devi East były obiektywnie trudne, na grani zalegały gigantyczne nawisy śnieżne, do tego wszystkich uczestników wyprawy męczyły trudności z aklimatyzacją. 17 czerwca udało się założyć obóz II na wysokości 6250 metrów, dwa dni później obóz III 150 metrów wyżej. Wreszcie na wysokości 6700 metrów powstaje obóz IV. Tam dochodzi do serii scysji wokół tego, kto powinien rozpocząc atak szczytowy. Wszyscy chcą – nikt zaś nie jest w idealnej kondycji. Ostatecznie w kierunku szczytu ruszają Bujak i Klarner – to oni fizycznie są w lepszej formie od Karpińskiego i Bernadzikiewicza. Polacy idą z dwoma Szerpami, na 7000 metrów obozują jeszcze raz. Nieco wyżej jeden z Szerpów spada kilkanaście metrów, pozostała trójka na szczeście jest w stanie go zasekurować i w końcu wyciągnąć. Niemniej zawracają.
Drugi atak szczytowy poprzedza losowanie – tym razem „wygrywają” Karpiński i Bujak. Dochodzą na wysokość 6900 metrów – tam Karpiński zarządza odwrót, po czym ogłasza, że odpuszcza kolejny atak.

Ostatni atak podejmują w trójkę Klarner, Bujak i Bernadzikiewicz. Ten ostatni zawraca 250 metrów przed szczytem, choroba wysokościowa nie pozwala mu iść dalej. Bujak i Klarner ostatecznie stają na szczycie 2 lipca po południu. Z powrotem w obozie V są w nocy.

ZOBACZ TEŻ | Krzysztof Wielicki. Lodowy wojownik

Źródło:
TVN

Zejście do bazy trwa 3 dni, na dole wszyscy uczestnicy wyprawy przez kilka dni wypoczywają, jedząc ile się da i lecząc odmrożenia (na szczęście niegroźne). Gdzieś w trakcie tego świętowania rodzi się pomysł zdobycia jeszcze jednego 7-tysięcznika – chyba głównie po to, by Karpiński i Bernadzikiewicz nie wracali z wyprawy „z niczym”. To pobliski masyw Trisuli liczący 7075 metrów. Polacy posuwają się całkiem szybko. Już 18 lipca udaje im się założyć obóz III na wysokości 6400 metrów. Nocują w nim Karpiński i Bernadzikiewicz, zaś Bujak i Klarner schodzą w dół po zapasy. 19 lipca wracają na górę – w miejscu obozu III zastają jednak tylko rozległe lawinisko. Nie ma namiotu, nie ma Karpińskiego i Bernadziewicza. Są tylko buty i parę puszek po konserwach.

Po długich poszukiwaniach z udziałem Szerpów Bujak i Klarner zostawili na miejscu po obozie III symboliczny krzyż. Ciał Karpińskiego i Bernadziewicza nigdy nie odnaleziono.

Pozostała przy życiu dwójka Polaków dowiedziała się o wybuchu II wojny światowej na statku. Obaj zdołali 11 września dotrzeć do Lwowa. Klarner zdążył jeszcze chwilę powalczyć w kampanii wrześniowej, został w Polsce, brał udział w Powstaniu Warszawskim. Bujak próbował odnaleźć rodzinę – bezskutecznie, następnie przedostał się przez Karpaty do Rumunii, następnie do Francji i Wielkiej Brytanii. Tam konstruował silniki dla alianckiego lotnictwa.

Polscy himalaiści stanowią czołówkę na świecie.

Od Kurtyki do Czerwińskiej. Oto najwybitniejsi polscy himalaiści

Niedługo po zakończeniu wojny – 5 lipca 1945 roku – Bujak pojechał z partnerką do Kornwalii na wspinaczkę. Został po nich tylko namiot i plecak z rzeczami – do dziś kompletnie nie wiadomo, co się z nimi stało. Krążyły na ten temat różne teorie – od utonięcia w morzu, po likwidację pary przez brytyjskie lub sowieckie służby specjalne.

17 września 1949 roku wyszedł natomiast ze swojego warszawskiego mieszkania Klarner – i od tego momentu słuch po nim zaginął. Wychodząc miał na sobie tylko marynarkę, nie zabrał dokumentów. Na temat tego zniknięcia również snuto różne domysły. Być może Klarner jako były oficer i syn wpływowego przedwojennego polityka trafił do którejś z ubeckich katowni i tam został zamordowany? A może jego zniknięcie miało jakiś związek z trudnym romansem, w który podobno się uwikłał?

Niezależnie od tego, jakie były rzeczywiste przyczyny tajemniczych zniknięć Bujaka i Klarnera, legenda o „klątwie Nanda Devi” krąży do dzisiaj, trochę przysłaniając pierwszych himalajski wyczyn Polaków. Szkoda, bo mimo że z dzisiejszego punktu widzenia wygląda on rzeczywiście nieco blado w porównaniu z listą osiągnięć ze „złotej ery polskiego himalaizmu” z lat 70. i 80 , to jednak jak na swoje czasy był całkiem sporym sukcesem.

Drugie wejście na Nanda Devi East miało miejsce dopiero w 1951 roku – w ramach akcji poszukiwania dwóch zaginionych francuskich wspinaczy. Na szczycie Nanga Devi East stanął wtedy Tenzing Norgay, Szerpa, który 2 lata później razem z Edmundem Hillarym jako pierwszy zdobył Everest. Tenzing Norgay do końca życia powtarzał, że jego najtrudniejszym szczytem w życiu był wcale nie Everest, tylko właśnie góra, którą jako pierwsza zdobyła polska wyprawa z 1939 roku.

SCHODZENIE ZE SZLAKUZnaków zakazu wstępu w całym Tatrzańskim Parku Narodowym znajduje się tysiące. Dzień w dzień można jednak spotkać osoby, które lekceważą znaki schodząc ze szlaków.

TOP 10 najbardziej irytujących zachowań pseudoturystów w Tatrach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Adam Karpiński i klątwa Nanda Devi East, czyli pierwsza polska wyprawa w Himalaje - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski