Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Makowicz: Jestem takim jednoosobowym big-bandem

Marek Zaradniak
Adam Makowicz: - Nowy Jork staje się coraz bardziej komercyjny i coraz droższy. Zamykają się  kluby jazzowe, które są raczej małymi pomieszczeniami i nie dają dużych zarobków właścicielom
Adam Makowicz: - Nowy Jork staje się coraz bardziej komercyjny i coraz droższy. Zamykają się kluby jazzowe, które są raczej małymi pomieszczeniami i nie dają dużych zarobków właścicielom Paweł Relikowski
Rozmawiamy Z Adamem Makowiczem, światowej sławy polskim pianistą jazzowym, który w piątek wystąpi w Poznaniu.

W piątek wystąpi Pan z koncertem w Auli UAM. Co Pan zagra?
Część programu będzie pochodzić z mojej płyty, która, mam nadzieję, niedługo się ukaże. Do programu koncertowego włączam też teraz więcej moich kompozycji.

To jest płyta koncertowa. Co się na niej znalazło?
To nagranie z koncertu, który odbył się w studiu im. Witolda Lutosławskiego Polskiego Radia. Są tam standardy, melodie Gershwina i Cole Portera i pięć albo sześć moich własnych kompozycji, które chcę trochę w Polsce popularyzować.

Woli Pan nagrania płytowe na żywo czy studyjne?
Kiedyś wolałem nagrania studyjne, ale teraz dochodzę do wniosku, że nagrania na żywo są mocniejsze emocjonalnie. W studio, szczególnie gdy nagranie nie wychodzi zgodnie z założoną koncepcją, można zawsze je poprawić, ale takie nagrania są trochę zimne. Nagrania na żywo, dokonywane przed publicznością powodują, że ciśnienie krwi jest o wiele wyższe.

Od lat mieszka Pan w Nowym Jorku. Obserwuje Pan to miasto. Czy przybyszowi z Europy łatwiej było się przebijać na tamtejszym rynku, kiedy Pan zaczynał, a więc 40 lat temu, czy teraz?

Chyba łatwiej było 30, 40, 50 lat temu niż w tej chwili. Nowy Jork staje się coraz bardziej komercyjny i coraz droższy. W związku z tym kluby jazzowe, które są raczej małymi pomieszczeniami nie dają takich zarobków, aby właściciele byli na tyle zadowoleni. Czynsze, szczególnie na Manhattanie są coraz wyższe. Poza Manhattanem są Brooklyn, Queens czy New Jersey. Tam też egzystują kluby, ale nie mają takiego blasku jak te na Manhattanie, bo na Manhattan przyjeżdża najwięcej turystów i tam skupia się życie. Teatry broadway’owskie zawsze były atrakcyjnymi miejscami do ściągnięcia publiczności z całego świata. W związku z tym tam powstawały kluby. Ale i tak na Manhattanie klubów jest coraz mniej. Zamyka się je. Przeżycie dla muzyków jazzowych i zarobienie na czynsz wymaga wiele zachodu. Większość muzyków mieszka poza Manhattanem.

Manhattan robi się coraz droższy, a poza tym rynek zmienił się bardzo od momentu, kiedy internet zrobił się popularny. Ludzie słuchając muzyki przez internet, kupują poszczególne tracki, a nie całe płyty. To także sprawia, że rynek się szalenie zmienił. Muzyk nagrywa płytę, która jest przez 10 lat sprzedawana przez internet. To są niby grosze, ale przez lata to się z tego jakieś pieniądze uzbierają. Mniej jest koncertów w małych salach kameralnych. Tylko ci, którzy wybijają się ponad przeciętność, mają możliwość koncertowania w filharmoniach i wielkich salach, gdzie wydźwięk tego jest większy. Małe kluby są powoli zamykane. To są małe biznesiki i tylko fanatyk może utrzymywać klub, bo ma dochód jeszcze z czegoś innego i chce mieć koniecznie klub jazzowy. Myślę, że to samo zjawisko obserwujemy też w Europie.

Nie myśli Pan o zamieszkaniu w Warszawie albo w innym miejscu w Polsce? A może już Pan to zrobił i tak jak inni mieszka w Stanach Zjednoczonych i w Polsce?
Często mnie o to ludzie pytają. Przeniesienie swych korzeni jest bardzo trudne, a ja korzenie mam tu. Więc dla mnie i dla mojej żony nie byłaby to wielka trudność. Tylko, że mieszkając przez tyle lat tam stworzyliśmy różne układy życiowe, które trzeba by przerwać w pewnym momencie. W Polsce jestem czasami dwa, czasami trzy razy w roku. Mieszkam właściwie w dwóch miejscach, co jest dość trudne. Gdy wyjeżdżam z Polski do Stanów, jestem tam przez dwa, trzy, cztery miesiące albo pół roku. Wtedy zapominam, jakie rzeczy mam w Polsce i muszę wszystko przypominać sobie na nowo. Poza tym, tu w Polsce mam różne zobowiązania, jak opłaty. Mam na szczęście przyjaciół. Pomaga mi mój menedżer. Mam małe mieszkanko w Warszawie i domek w Wiśle Głęb-cach. Na razie mi to nie przeszkadza, ale coraz bardziej zmieniają się przepisy. W najbliższej przyszłości może zrobię odwrotnie - zamieszkam na stałe w Polsce, a do Stanów mogę zawsze jeździć. Polska jest w tej chwili otwartym krajem. Nikt nie przeszkadza w wyjazdach, a artysta musi jeździć. To wynika nie tylko z potrzeby finansowej, to także potrzeba fizyczna, mentalna. Tego wymaga życie, spotykanie się z publicznością i dzielenie się muzyką.

Jaka jest aktualnie Pana pozycja na rynku amerykańskim?
Teraz bardziej jestem skupiony na mojej pianistyce niż na jakichś sprawach zewnętrznych, na reklamowaniu samego siebie. Przestało mnie to już interesować. Jeśli człowiek jest młody, to goni za tym, żeby być popularnym, bo popularność daje to, że można koncertować. Człowiekowi popularnemu chętniej organizują koncerty, bo wiedzą, że publiczność przyjdzie i zapełni salę. To jest ważne, ale ja tego już tak bardzo nie potrzebuję. Potrzebuję spokoju do pracy nad swoją muzyką, nad dźwiękiem. Formowanie dźwięku jest dla mnie bardzo ważne. Fortepian jest właściwie instrumentem perkusyjnym i żeby uzyskać śpiewność trzeba mieć bardzo dobrą technikę. To nieprawda, że technika służy tylko do szybkiego grania. Służy do wydobycia pięknego dźwięku i na tym się skupiam. Ale to dopiero dojrzałość zaczyna dyktować człowiekowi, jak „śpiewać” na fortepianie, jak artykułować dźwięki. To są detale, ale tych detali jest bardzo dużo. Grając przed publicznością, przekonuję się, że kontrola nad tymi detalami jest szalenie ważna. A żeby uzyskać tę kontrolę, trzeba dużo nad tym pracować.

Marek Strasz napisał Pana biografię „Grać pierwszy fortepian”. Co właściwie znaczy ten tytuł?
To są te reklamowe, zewnętrzne sprawy, żeby przekazać istotę życia, aby ludzie czytając tytuł książki wiedzieli mniej więcej, jaka jest jej treść. Myślę, że ludzi interesuje prywatne życie, warsztat, jaki się ma w domu, jak się pracuje, co jest wymagane do tego, aby uzyskać jakąś perfekcję pianistyczną w wykonawstwie i w przekazie muzycznym.

Powiedział Pan, że Polska jest teraz otwartym krajem i można wszędzie jeździć. Natomiast w 1981 roku w momencie wprowadzenia stanu wojennego zakazano Panu przyjazdu do Polski. Co Pan czuł?
„Zakazano” to nie jest precyzyjne określenie. Mówiąc w skrócie - chętnie by mnie wówczas jednorazowo wpuszczono do Polski. Tyle, że mój paszport był już nieważny, więc według władz polskich przebywałem w Stanach Zjednoczonych nielegalnie. A kara wiadomo jaka by była. Nie dostałbym paszportu przez następne lata. Nie mógłbym wyjechać z Polski, na co absolutnie nie mogłem się zgodzić, bo oznaczałoby to dla mnie śmierć jako artysty. Nie mógłbym się ruszać, gdziekolwiek jeździć na festiwale, spotykać się z muzykami, a przede wszystkim zarabiać. Trudno by mi było żyć. Nie tylko jeśli chodzi o finanse, ale również o stronę psychiczną. To tak, jakby odcięli mi ręce.

Gra Pan solo, ale również w duetach. Czym jest dla Pana granie w duecie?
To zawsze dobre doświadczenie. Gdy się gra z innym muzykiem, nabywa się innego rodzaju wrażliwości. To rozmowa dwóch, albo w przypadku tria trzech artystów. Dzielą się między sobą emocjami. To doświadczenie, które wzbogaca wewnętrzną wrażliwość. Dla mnie to bardzo ciekawe. Szczególnie gdy gram z kimś po raz pierwszy. Wtedy poznaje się dopiero strukturę tworzenia muzyki przez innego artystę, który wpasowuje się na przykład w moją muzykę. To wzajemne wzbogacanie się.

Mówi Pan o wzajemnym wzbogacaniu. A jacy muzycy wywarli szczególny wpływ na Pana?
Dla mnie fortepian i organy są instrumentami samowystarczalnymi. Tworzy się na nich kompletną muzykę. Melodię, harmonię i rytm. Ja traktuję siebie jako jednoosobowy big band. Na fortepianie jest to możliwe do uzyskania, choć wymaga bardzo dużej dojrzałości w sensie tworzenia, tego, co się chce na fortepianie zagrać. To jedna strona. Druga to, jak nawiązać z publicznością kontakt duchowy. Bo to się czuje. Każdy artysta na scenie czuje, czy jest odbierany, czy nie. To tak, jakbym mówił w obcym języku, a publiczność by mnie nie rozumiała. My chcemy coś dać publiczności i traktuję siebie jako pianistę, który kontroluje wszystkie elementy. Natomiast grając z innymi muzykami dzielę się. Oni też muszą dokładać się, aby tworzyć coś wspólnie. To trudniejsza sprawa, ale również mnie wzbogaca. Słucham dużo różnej muzyki, a ostatnio przede wszystkim klasycznej. Zwracam uwagę na sposób frazowania i wyśpiewania melodyki. Gdy słucham czyjegoś wykonania, myślę o tym, jakbym to zrobił według własnej koncepcji. Muzyka jazzowa jest bardzo różna od muzyki klasycznej, która jest bardziej odtwórcza. Oczywiście, każdy odtwórca interpretuje dzieło na swój sposób, ale interpretacja musi być dosyć ściśle powiązana z epoką i z myślą kompozytora. Natomiast muzyka jazzowa jest muzyką żywą, Tak jak język jest żywy. To samo słowo za 50 czy 100 lat może mieć trochę inne znaczenie. W muzyce jazzowej jest to samo. To muzyka afroamerykańska i elementy afro są bardzo istotne. Przede wszystkim swing, który nadaje interpretacji swoisty charakter. Gdy słuchamy pianistów klasycznych, brzmią podobnie, bo muszą. Natomiast każdego pianistę jazzowego charakteryzuje inny dźwięk. Oscar Peterson ma zupełnie inny dźwięk od Theleniousa Monka, George’a Shearinga czy Teddy’ego Wilsona. Doskonały pianista jazzowy, świadomy, co chce uzyskać, jaki dźwięk, tym się właśnie wyróżnia. Trzeba mieć technikę, aby umieć sformułować swój własny dźwięk. To, co mnie przyciągnęło do tej muzyki to ta wielka wolność. Ta wolność w grze na instrumencie, gdzie nie ma żadnych ograniczeń. Dlatego, gdy byłem młody zrezygnowałem z grania klasyki.

Czym jest dla jazzmana granie Chopina? Nagrał Pan przecież płytę z jego utworami...
Mimo wszystko nazywam to przygodą, bo jednak Chopina należy grać tak jak on te utwory napisał i życzył sobie, aby były grane. Natomiast kiedy gra Chopina artysta amerykański, to jest to dla mnie trochę dziwne. To jednak nie jest ten Chopin, bo artysta nie wyrósł w naszym klimacie. Ja, Leszek Możdżer czy inni polscy pianiści wyrośliśmy na Chopinowskiej muzyce, więc jej elementy mamy w sobie, co nas kształtuje. Ale to ciągle tylko przygoda. Nie można naszej gry nazywać wielkim wykonawstwem. Chopin jest Chopinem i ma być taki, jakim się go wykonuje klasycznie.

Podczas poznańskiego koncertu grupa młodych artystów otrzyma Medale Młodej Sztuki „Głosu Wielkopolskiego”. Jakie ma Pan przesłanie dla młodych muzyków?
Teraz się wszystko zmieniło. Młodzi muzycy, którzy wychodzą z wyższych szkół, są całkowicie wykształceni. Oczywiście na muzyce klasycznej. A nawet ci, co chcą grać jazz, ciągle muszą się uczyć wszystkich zasad muzyki klasycznej. Jazz dziś trudno grać nie mając klasycznych podstaw. Trzeba poznać formę muzyczną i harmonię. Dla muzyków klasycznych Europa, moim zdaniem, jest najlepszym miejscem. Jeśli chodzi o muzyków jazzowych, trzeba trochę pojeździć po świecie. Tyle jest pięknej muzyki. Jazz to muzyka popularna, która ciągle ma w sobie elementy taneczne. Europejska muzyka klasyczna wzięła się z dwóch źródeł: z muzyki kościelnej i świeckiej. Natomiast muzyka jazzowa czy jazzopodobna wzięła się z muzyki czysto tanecznej, rozrywkowej, czyli łatwych melodii z tanecznym rytmem. To muzyka wpadająca w ucho. Z niej powstały różne formy jak forma jazzowa, która dziś jest właściwie tylko i wyłącznie do słuchania. A muzyka fusion, czyli popularna muzyka jazzowa, rap, hip-hop czy inne odmiany współczesnej muzyki rytmicznej to muzyka taneczna. W pewnym sensie forma muzyczna nie jest tak skomplikowana jak we współczesnej muzyce jazzowej, freejazzie czy w muzyce intuicyjnej. Te formy wymagają od słuchacza pewnej wiedzy na ten temat. Te wszystkie formy muzyk jazzowy powinien poznać i pograć z takimi muzykami. Nabrać doświadczenia, aby zdobyć odpowiednie spojrzenie na to, co i jak chce grać, jaki stworzyć swój własny dźwięk. Bez tego będziemy tylko jednymi z wielu. A jak się uda zdobyć swój własny dźwięk, to już wchodzimy na zupełnie inny pułap popularności. Do tego trzeba dojrzeć. Prócz wiedzy, którą młodzi muzycy mają, muszą się poruszać po świecie i wszystko, co jest dziś do dyspozycji, muszą poznać. Takie możliwości stworzył również internet, ale, moim zdaniem, najlepiej osobiście wyjechać, bo czym innym jest poznanie klimatu muzyki na miejscu, a czym innym jest poznawanie jej przez komputer. Dlatego, moim zdaniem, muzycy powinni jeździć po świecie i grać z różnymi grupami. Zdobywać doświadczenie i wzbogacać swoją własną wrażliwość muzyczną. To, co mnie przyciągnęło do tej muzyki to wielka wolność. To wolność w grze na instrumencie, gdzie nie ma żadnych ograniczeń. Dlatego, gdy byłem młody zrezygnowałem z klasyki

Co nowego w kinach, teatrach i klubach? Zobacz wideo:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski