Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Skórnicki - czarodziej, który odmienił Byki

Tomsza Sikorski
Adam Skórnicki - czarodziej, który odmienił Byki
Adam Skórnicki - czarodziej, który odmienił Byki Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Jedni twierdzą, że jest żużlowym czarodziejem, inni nazywają go cudotwórcą. Adam Skórnicki zaczynał sezon jako zawodnik Carbon Startu Gniezno, a zakończył jako menedżer Fogo Unii Leszno - drużynowego wicemistrza Polski. To tylko pokazuje, że życie, a sport w szczególności, potrafi pisać najbardziej niezwykłe scenariusze.

Początek tego sezonu nie był udany dla Adama Skórnickiego. Kończący za niespełna dwa tygodnie 38 lat żużlowiec nie mógł przebić się do podstawowego składu czerwono-czarnych i większość czasu spędzał w Anglii, gdzie reprezentował barwy Birmingham Brummies. I właśnie w meczu tej drużyny doznał bardzo poważnej kontuzji nogi. W tym momencie wydawało się, że ten rok jest już dla niego stracony. Wtedy jednak po "Skórę" zgłosiła się rozbita i targana wewnętrznymi sporami Fogo Unia.

- Klub złożył mi ciekawą propozycję, a w związku z tym, że przez ostatnie tygodnie leżałem bezczynnie w łóżku, to nie zastanawiałem się ani przez chwilę - wspomina Skórnicki, który z dnia na dzień z czynnego zawodnika stał się menedżerem drużyny. Jak sam teraz podkreśla, ani przez moment nie wahał się podjąć wyzwania. - Wiedziałem, że żużlowcy reprezentujący leszczyński klub mają ogromny potencjał. Ja musiałem tylko sprawić, aby go z siebie wydobyli - dodaje.

Menedżer i kumpel

Nawet chyba jednak najwięksi optymiści nie przypuszczali, że nowy trener tak szybko zdoła zmienić oblicze zespołu. Byki praktycznie z dnia na dzień stały się drużyną z prawdziwego zdarzenia, a zawodnicy zaczęli jechać w myśl zasady "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". - Co zrobił nowy menedżer? Wprowadził do zespołu spokój. Dzięki temu poprawiła się atmosfera w parkingu. Adaś jest lubiany, ma świetny charakter. To bardzo pozytywna postać. Jest przy tym bardzo kontaktowy i potrafi do nas dotrzeć. Jego pojawienie się w klubie, to był strzał w dziesiątkę - uważa Piotr Pawlicki.
Podobnego zdania są także inni zawodnicy. - To pogodny człowiek, dusza towarzystwa. W trakcie zawodów dba o atmosferę i gdy tylko pojawi się jakaś napięta sytuacja, to potrafi ją umiejętnie rozładować - dodaje Grzegorz Zengota. O tym, że Skórnicki jest dla zawodników nie tylko menedżerem, ale też dobrym kumplem, najlepiej świadczy fakt, że z wszystkimi jest na "ty".

- Wiem, że po tym jak został menedżerem, teoretycznie powinniśmy zwracać się do niego bardziej oficjalnie, ale jakoś trudno byłoby nam się przestawić. Zwłaszcza że wszyscy jesteśmy mocno zżyci ze sobą i to już od dłuższego czasu. Adaś, to Adaś. Nasz kolega z toru, jak i poza nim - mówi Piotr Pawlicki. I to właśnie ta świetna atmosfera w drużynie sprawiła, że Byki z przeciętnego zespołu, jakim były jeszcze w połowie rundy zasadniczej, stały się postrachem Enea Ekstraligi.

Mało kto jednak chyba wierzył, że Fogo Unia dojedzie aż do finału i dopiero tam, po twardej walce, będzie musiała uznać wyższość gorzowskiej Stali. Z tej porażki nikt w Lesznie nie robi zresztą tragedii. - Dla nas to jest ogromny sukces. Dla takich chwil warto pracować i warto żyć. Nawet nie przypuszczałem, że tak szybko osiągnę z drużyną taki wynik. Wszyscy teraz możemy chodzić z wypiętą piersią i chwalić się srebrnymi medalami - mówi Skórnicki, który jako zawodnik nie miał zbyt wielu okazji do świętowania sukcesów.
Ikona Skorpionów
Co nie znaczy, że ich nie miał w ogóle. Bo choć wychowanek Unii nigdy nie był żużlowcem z krajowego topu, to jednak miał swoje pięć minut. Przypadły one na 2008 rok, kiedy to sięgnął po tytuł Indywidualnego Mistrza Polski. Dokonał tego na torze w Lesznie i to w stylu, który do dzisiaj jest pamiętany przez kibiców. - To zwieńczenie moich 15 lat startów. Do tej pory tylko marzyłem o medalu. To mistrzostwo Polski jest dla mnie niczym mistrzostwo świata - cieszył się wtedy wzruszony zawodnik.

Wzruszeni byli także kibice oraz szefowie PSŻ Poznań, w którego barwach Skórnicki wówczas startował. - Kilka lat temu nikt nawet nie marzył o tym, by w stolicy Wielkopolski był żużel, a teraz mamy mistrza kraju. To przerasta granice mojej percepcji - mówił o sukcesie swojego zawodnika nieżyjący już prezes Skorpionów, Tomasz Wójtowicz. To właśnie on ściągnął Skórnickiego do Poznania i to on w dużej mierze sprawił, że ten zawodnik stał się prawdziwą ikoną i legendą poznańskiego klubu.

Obecny menedżer Byków to zresztą najbardziej wielkopolski z wszystkich wielkopolskich żużlowców. W swojej karierze zdobywał przecież punkty nie tylko dla Unii Leszno, Startu Gniezno i PSŻ Poznań, ale także dla Kolejarza Rawicz i Ostrovii Ostrów. Wszędzie był też niezwykle lubiany. - Bo jego nie da się nie lubić. Podobnie było w Anglii - uważa ekspert żużlowy Głosu Wielkopolskiego Paweł Ruszkiewicz, który pomagał Skórnickiemu w podpisaniu pierwszego kontraktu na Wyspach.

W Anglii jak w domu

- To było w 2000 roku. Wtedy nie tak łatwo było załatwić polskiemu zawodnikowi miejsce w Anglii. Chris Van Straaten, promotor Wolverhampton Wolves wyczuł jednak, że w tym żużlowcu drzemie ogromny potencjał. Adam szybko też stał się ulubieńcem kibiców, co nie dziwi, biorąc pod uwagę jego image. Długie włosy, kombinezony z frędzlami, no i szalenie widowiskowy styl jazdy musiały przypaść do gustu brytyjskim fanom speedwaya - opowiada Ruszkiewicz.

- Wilki były moim ulubionym klubem, bo jak byłem nieco młodszy, to często oglądałem w telewizji mecze tego zespołu. Dlaczego akurat tego? Bo jeździł tam Sam Ermolenko, którego podziwiałem - wspomina zawodnik. Skórnicki na Wyspach spędził wiele lat. W Wolverhampton, podobnie jak w Poznaniu, zorganizowano mu nawet specjalny turniej jubileuszowy, co jest rzadkością w przypadku obcokrajowców. "Skóra" w Anglii czuł się jednak jak u siebie w domu.

- Odpowiadał mu tamtejszy luz. W Elite League nie ma takiej presji na wynik jak w Polsce. Poza tym po meczu mógł wspólnie z kibicami pójść do pubu na piwo, co u nas byłoby od razu źle odebrane. Spędzając sporo czasu w Anglii, miał też okazję chodzić na koncerty swoich ulubionych zespołów. A nie jest przecież tajemnicą, że Adam jest fanem hard rocka i takich grup jak Iron Maiden czy AC/DC - dodaje Ruszkiewicz, który miał też okazję współpracować ze Skórnickim podczas komentowania najważniejszych imprez żużlowych transmitowanych przez stację Canal+ i obecnie nSport. - Jak sobie radził w tej nietypowej dla siebie roli? Świetnie, ponieważ będąc cały czas czynnym zawodnikiem znakomicie czytał to, co się działo na torze. To, że doskonale zna się na swoim fachu, potwierdzają zresztą jego tegoroczne wyniki uzyskane z Fogo Unią - twierdzi nasz ekspert.

Wsiądzie na motocykl

Srebro zdobyte przed kilkoma dniami w Gorzowie niejako skazuje Skórnickiego na dalszą pracę w leszczyńskim klubu. Oznacza też, że jego kariera zawodnicza dobiegła końca. Kibice zobaczą jednak jeszcze "Skórę" na torze. - Nie lubię przegrywać, a zwłaszcza z kontuzjami. Dlatego zaraz po tym, jak doznałem urazu, zapowiedziałem, że na pewno wsiądę jeszcze na motocykl. I słowa dotrzymam - zapowiada menedżer wicemistrzów Polski.

Okazja do jazdy nadarzy się już 19 października. Tego dnia menedżer Byków zorganizuje bowiem turniej "Oczko Adama Skórnickiego". - Będzie to świetna okazja, aby podziękować kibicom za doping, a przy okazji dalej cieszyć się z tytułu wicemistrza Polski - zapowiada sam zainteresowany. W tej chwili nie znamy jeszcze listy startowej tych zawodów, ale można być pewnym, że skoro organizuje je Skórnicki, to będzie ciekawie. W końcu to największy showman w polskim żużlu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski