18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera mięsna: Tony mięsa kradzione z firm i sprzedawane

SAGA
Tony mięsa o olbrzymiej wartości skradziono z trzech wielkopolskich firm.
Tony mięsa o olbrzymiej wartości skradziono z trzech wielkopolskich firm.
W Wielkopolsce działała zorganizowana grupa, która kradła i nielegalnie handlowała mięsem i wędlinami. Poszkodowane są trzy firmy.

- Właściwie powinienem się domyślić, że coś jest nie tak. Wiem przecież, ile zarabiają moi pracownicy, widziałem jakie ci dwaj domy sobie pobudowali, jakimi autami jeździli. Ale człowiek chce wierzyć, że osoby, które zatrudnia są uczciwe - właściciel jednego z większych w regionie zakładów mięsnych, z którym rozmawialiśmy, ciągle jest wstrząśnięty tym, czego się dowiedział. Jego dwaj pracownicy oszukiwali go od dawna. I nie tylko jego: poszkodowane są trzy takie firmy.

Czytaj także:
Poznań: Kradli z magazynu rozruszniki
Powiat wągrowiecki: Okradł pracodawcę, próbował rozjechać policjanta
Gądki: Ubrania warte milion skradziono H&M

Informacje z policji są lakoniczne. - Na początku września zatrzymano osiem osób. To mieszkańcy powiatów gostyńskiego i kościańskiego. Mają od 26 do 50 lat. Proceder trwał kilka lat. W tym czasie przestępcy zdołali dokonać obrotu mięsem w ilościach liczonych w tonach. Straty szacowane są na setki tysięcy złotych. Sprawę wykryli policjanci zajmujący się zwalczaniem przestępczości gospodarczej z Leszna, pracujący pod nadzorem prokuratury okręgowej - informuje krótko Zbigniew Paszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

Co dokładnie robili podejrzani? W jakich warunkach było przechowywane mięso zanim trafiło na stoły? Kto je kupował? Na te pytania policjanci nie chcą udzielić odpowiedzi. Nam udało się dotrzeć do szczegółów postępowania.

Jasne jest, że pomysł na przestępczy biznes nie powiódłby się, gdyby nie osoby mające dostęp do zakładów mięsnych. To oni dostarczali towar. Na dodatek - korzystali z samochodów pracodawców, więc organizator procederu nie musiał ponosić wydatków związanych z transportem. Przed podjechaniem do magazynu kierowca wlewał wodę do ramy pojazdu, by pojazd ważył więcej. Później spuszczał ją, a brał "lewy" ładunek. Jednego z "kurierów" przyłapano z 220 kilogramami mięsa, a dokładniej schabu.

- Mięso było ukryte pod innymi pojemnikami, przeznaczonymi do czyszczenia - mówi nasz informator.
Właściciel jednego z okradanych zakładów wspomina o życiu ponad stan, inwestycjach, zakupach pracownika. I jego wyjaśnieniach, że pieniądze ma dzięki niewielkiemu gospodarstwu rolnemu. Już wcześniej wydawało mu się to podejrzane, ale do głowy mu nie przyszło, że to wszystko odbywa się jego kosztem. Wcześniej dostrzegał też braki w magazynach, ale nie przypuszczał, że chodzi o przestępstwo na tak wielką skalę.

- Ten pracownik miał w domu 60 tysięcy złotych w gotówce, odnaleziono tam również spirytus niewiadomego pochodzenia. 58 litrów - opowiada mężczyzna. - Jego matka miała w lodówce 100 kilogramów wędlin, rzekomo na potrzeby własnej rodziny. Trzyosobowej. Jej mąż również pracował w moim zakładzie, twierdzi, że nie miał pojęcia o tym, co robił jego syn, ani co trzymała w lodówce jego żona. Trudno mi w to uwierzyć. Jestem zmuszony zwolnić go z pracy - mówi ze smutkiem.

Oprócz kierowcy, w proceder była zaangażowana osoba zatrudniona na tak zwanej "wydawce". - Niemal stawialiśmy ją za wzór. Potrafiła skrócić nocny posiłek, bo wszystko odbywało się w nocy, by wrócić na miejsce pracy - mówi właściciel zakładu mięsnego. - Teraz wiemy, że nie była aż tak gorliwa, bardzo zaangażowana w pracę. Mężczyzna skracał posiłek nie po to, by przygotować swoje miejsce pracy, ale by przygotować towar do nielegalnego wywiezienia - tłumaczy.

Kierowcę i osobę odpowiedzialną za wydawanie mięsa przyłapano na gorącym uczynku. Działali tak sprytnie, że choć w firmie zainstalowany był monitoring, nie sposób było zauważyć podejrzanych ruchów.

Dziś już wiadomo, dokąd trafiało mięso. Procederem kierował Dariusz S. To właśnie on zajmował się kupowaniem kradzionego z zakładów mięsa, jego przechowywaniem oraz dalszą dystrybucją. Śledczy twierdzą, że od 2009 roku zdobył on w nielegalny sposób prawie czterdzieści ton wyrobów wędliniarskich i rzeźniczych o wartości 345 tysięcy złotych. Nic dziwnego, że stawiane przez prokuraturę zarzuty dotyczą więc mienia znacznej wartości.

- Dariusz S. koordynował kupno produktów, przechowywał je na swojej posesji oraz innej, należącej do syna - potwierdza Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Rozprowadzaniem towaru zajmował się wspólnie z najbliższą rodziną. Zarzuty usłyszeli więc również Erwin S., Grzegorz S. i Paulina S. Ponieważ u Dariusza S. znaleziona została broń, a dokładniej sztucery myśliwskie, i amunicja na które nie miał pozwolenia, odpowie on również za to - dodaje prokurator Mazur-Prus.

W znanej sieci poznańskich sklepów za kilogram schabu bez kości trzeba zapłacić prawie 17 złotych. Z naszych informacji wynika, że złodzieje sprzedawali to mięso paserom za 4 złote, a oni odsprzedawali kolejnym klientom - za 8 złotych. Tracili więc właściciele wytwórni, przestępcy zarabiali na mięsie krocie.

Wiele wskazuje na to, że mięso trafiało głównie do restauracji, choć w drobniejszych ilościach kupowali je również sąsiedzi, znajomi i rodziny osób zaangażowanych w proceder. Które firmy kupowały mięso i czy pokrzywdzone są także inne zakłady? To jeszcze jest sprawdzane. Śledczy otwarcie mówią, że zatrzymanie ośmiu osób to dopiero początek postępowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski