Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka i Sebastian cztery lata temu postanowili spróbować

Błażej Dąbkowski
Agnieszka i Sebastian cztery lata temu postanowili spróbować
Agnieszka i Sebastian cztery lata temu postanowili spróbować archiwum rodzinne
Początkowo między nimi nie było nici porozumienia. On miłośnik obozów harcerskich, ona tańca i Beaty Kozidrak. Po obozie w Wągrowcu między Agnieszką a Sebastianem zaiskrzyło... dosłownie i w przenośni. Ciśnieniomierz terapeuty prawie oszalał, gdy zaczął mierzyć dziewczynie ciśnienie! Wszystkiemu winne były motyle w brzuchu!

Kiedy jeszcze w latach 90. widzieli się na spotkaniach organizowanych dla osób niepełnosprawnych, Agnieszka siadała jak najdalej od Sebastiana. Nie wkurzał jej, ale nie miała z nim o czym rozmawiać. On - miłośnik obozów harcerskich i tańca towarzyskiego. Ona - śpiewu i Beaty Kozidrak. Nie było nici porozumienia, ale tylko do czasu… kiedy pojawił się Internet.

Sebastian mieszkał z rodzicami. Agnieszka z mamą w bloku, oddalonym o niecały kilometr. Barierą były jednak schody, bo mieszkanie jej rodziców znajdowało się na drugim piętrze.

Sebastian: Doskonale wiedziałem co czujesz, dlatego postanowiłem organizować czwartkowe spotkania u siebie. To był czas, kiedy zachłysnąłem się wolnością, w końcu udało się wyrwać z więzienia, w którym żyłem bez wyroku, mieszkając jak ty, w bloku bez windy.

Agnieszka: To nie było dorastanie i młodość, jaką mają zdrowi młodzi ludzie, którzy zakładają na nogi buty, trzaskają drzwiami i już ich nie ma. My musieliśmy wszystko, każde spotkanie planować z dużym wyprzedzeniem, ale czwartek był rzeczywiście naszą tradycją. Początkowo przychodziłam, by po prostu mieć kontakt z ludźmi, jednocześnie miałam gwarancję, iż ktoś z naszych bardziej sprawnych znajomych mnie później odprowadzi. Po jakimś czasie zaczęli mówić o nas, że jesteśmy jak dwie połówki pomarańczy.

Sebastian: Dowcip polegał na tym, iż w momencie, kiedy zaczęliśmy więcej ze sobą roz-mawiać, oboje próbowaliśmy łatać nasze serca. Zbliżyliśmy się do siebie, ale bardziej na zasadzie brata i siostry. Pytałem Agi, co mógłbym zrobić, by zwrócić na siebie większą uwagę dziewczyn. Ale wyrysowaliśmy sobie czerwoną linię, która miała pozostać nieprzekraczalna.
Agnieszka: A wyszło kazirodztwo (śmiech).

Sebastian: Na rok przed akcesem do Unii Europejskiej pojechaliśmy na wyjazd integracyjny do Wągrowca, na którym odbywały się dyskusje związane z tym wydarzeniem. Wszystko było połączone z występami artystycznymi. Ja tańczyłem, a Ty śpiewałaś. Właśnie wtedy, coś pękło…

Agnieszka: Postanowiliśmy, że przez tydzień ze sobą pomieszkamy, tak na próbę. Nie wierzyłam, że dwaj wózkowicze sobie poradzą. Bałam się tego nawet z czysto praktycznych względów. Ty masz silne dłonie, potrafisz sam się ubrać, zrobić zakupy, jeśli nie ma schodów, nie potrzebujesz pomocy osób trzecich. Ja z kolei bez nich nie jestem w stanie sobie poradzić. Więc jak ktoś, kto sam jeździ na wózku, miałby mi w tym wszystkim pomóc? Poza tym nie wyobrażałam sobie randek w towarzystwie przyzwoitki.

Sebastian: Bałaś się, ale serce w Wągrowcu mocniej Ci do mnie zabiło. Pamiętasz, jak wybraliśmy się tam na spacer? Po powrocie zmierzono Ci ciśnienie. Ciśnieniomierz niemal zwariował (śmiech).

Agnieszka: Bo to był etap motylków w brzuchu, a teraz, sam przyznaj, jesteśmy jak stare małżeństwo… bez małżeństwa. Ale po tych 12 latach nie wyobrażam sobie, bym mogła być w związku z kimś sprawnym. Seba, Ty wiesz już o mnie wszystko. Jak krzywo siedzę, nie muszę Ci mówić, że masz mnie poprawić na wózku, jak noga ścierpnie od razu działasz. Nie muszę nic mówić.

Sebastian: Popatrz, a ja jeszcze przed laty wyobrażałem sobie związek tylko z pełnosprawną dziewczyną. Oczy na świat otworzyli mi dopiero opiekunowie na turnusach. Kiedy rozmawiałem z jednym z nich, Norbertem, podałem mu prosty przykład, jakim jest zawieszenie firanek w mieszkaniu, bo to czynność, której dwóch wózkowiczów nie jest w stanie się podjąć. Odpowiedział mi, że jeśli dwie świadome swojej niepełnosprawności osoby usiądą razem, bardzo szybko wymyślą, kto może to za nie zrobić (śmiech). Wbili mi do głowy, że najważniejsze w związku są rozmowa i szerokie horyzonty, pasje. Agnieszka to wszystko posiada, ale może nie chciałem tego wcześniej zauważyć.

Agnieszka: Wielu niepełno-sprawnym tego brakuje, rodzice uczą ich bezradności, myślą za nich, wychowują pod kloszem. Jak taka osoba ma wykreować własne "ja" i kogoś poznać?

Sebastian: Rodzice pomagają im w wyborze ubrań, stylizacji, traktują jak małe dzieci, nie pozwalają im dorosnąć. Musi się zakochać, nawet zostać skrzywdzonym.

Agnieszka: Dlatego ja chcę poznać życie, to także powód, dla którego jesteśmy razem.

Sebastian: Wielokrotnie spotkałem się z sytuacją, w której traktuje się nas jak ludzi pozbawionych uczuć. Mało kto postrzega niepełnosprawnego faceta jako przystojnego czy męskiego, a kobiety jako zmysłowej. Wrzucono nas do jednego worka, co widać nawet po toaletach - jest męska, damska i dla niepełnosprawnych. Chyba stanowimy trzecią płeć (śmiech).

Aga: Długo spotykaliśmy się raz w tygodniu, czasem mama po kościele prowadziła mnie do Sebastiana, a wieczorem odbierali mnie znajomi.

Sebastian: To było trochę frustrujące, nie tylko ze względu na tęsknotę, ale także brak możliwości wypracowania technik przesadzania Agnieszki, a nawet korzystania z toalety. Mogłem przenieść Cię tylko z tapczanu na wózek.

Aga: Pamiętam, jak ten z pozoru prozaiczny problem korzystania z toalety urastał do mocno utrudniającego nam życie. Cały dzień musiałam się wstrzymywać. Dopiero potem, gdy razem zamieszkaliśmy, okazało się, że to wyłącznie problem sprzętu i techniki.

Sebastian: Rozwiązaniem okazał się jednak specjalny elektryczny podnośnik. U nas wszystko wymaga większego nakładu pracy. Chcieliśmy się tą wiedzą podzielić, by i innym też było łatwiej, dlatego założyliśmy portal wózkowicze.pl

Agnieszka: Kiedy widzę pary, które raz zobaczą się na dyskotece i już są razem, to zastanawiam się, czy nie jestem przypadkiem z innej planety. Nie rozumiem, jak można komuś powiedzieć, że się kocha tę drugą osobę, nie widząc tak prozaicznych rzeczy jak to, ile druga osoba sypie łyżeczek cukru do kawy czy herbaty, czy lubi kolor zielony czy czerwony. U nas zaprocentowały długie rozmowy na gg i długoletnia przyjaźń. Tak, masz rację, sporo pracy w to włożyliśmy.

Sebastian: I to jest najfajniejsze w naszym związku, że zanim się na niego zdecydowaliśmy, znaliśmy się jak łyse konie.
Agnieszka: Ale Sebastian, kiedyś było to normą, że najpierw się z kimś przyjaźniłeś, a dopiero później przychodziło wspólnie mieszkanie. Tak było z nami przecież.

Sebastian: Jeszcze był drugi powód, nie chciałaś, żebym po śmierci rodziców został sam w mieszkaniu. Teoretycznie bym sobie oczywiście poradził, bo mama i tata nauczyli mnie zaradności, ale nie miałem ochoty wracać z pracy do pustych ścian.
Agnieszka: I znów miałam się pojawić w Twoim życiu, a raczej mieszkaniu, tylko na miesiąc (śmiech). Nie ukrywam, że bardzo mi to odpowiadało, bo siedząc na tym swoim drugim piętrze, nie chciałam już dłużej prosić znajomych, którzy pozakładali już swoje rodziny, o pomoc. Mama też była już coraz słabsza.

Sebastian: Ale nadal nam pomaga. Gotuje obiadki.

Agnieszka: Zagryzie zęby, weźmie tabletkę przeciwbólową, ale my chcemy być jak najbardziej samodzielni.
Sebastian: Wiesz, że mam problem z proszeniem kogokolwiek o pomoc. Ciebie też nie proszę, bo się po prostu uzupełniamy (śmiech). Ja na przykład nie znoszę załatwiania spraw przez telefon, zdecydowanie wolę robić to osobiście lub mejlowo, Ty wręcz odwrotnie. Widać to nawet podczas śniadania, Ty jesz górę bułki, a ja dół.

Agnieszka: Rzeczywiście tak jest, że to ja zawsze dzwonię po pizzę (śmiech).

Sebastian: Nie tylko tego się nauczyłaś od momentu, kiedy tutaj zamieszkaliśmy. Nagle zauważyłaś, że to chleba brakuje, że w lodówce są pustki i trzeba wyjść po zakupy.

Agnieszka: Polubiłam to, bo na szczęście żyjemy na poznańskich Winogradach, gdzie nie ma problemów z krawężnikami czy podjazdami dla niepełnosprawnych. Zimą rzadziej wychodzę, bo jak już mi założysz kurtkę, to jestem zmęczona, ale wiosną to co innego.

Sebastian: Lubimy wspólne zakupy, szczególnie tam, gdzie nas już znają. O to zresztą nietrudno, bo para na wózkach inwalidzkich jest dość charakterystycznym widokiem. Zauważyłem, że ludzie na nasz widok się uśmiechają.

Agnieszka: Zastanawiam się wtedy, co oni myślą, skąd ten uśmiech. Ja mam tak, gdy widzę starszą parę, być może ci, którzy na nas patrzą, mają podobnie. Chciałabym tego dożyć, a Ty?

Sebastian: Ja też.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski