Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka Radwańska - dlaczego nie lubią jej kibice i dlaczego... się mylą [ZDJĘCIA]

Hubert Zdankiewicz
Agnieszka Radwańska
Agnieszka Radwańska Fot. Alan Clarke/espn.go.com
Niewielu polskich sportowców budzi tyle kontrowersji co Agnieszka Radwańska, nasza najlepsza tenisistka. O polityce, polskiej fladze, rozbieranej sesji i innych przyczynach niechęci rodaków pisze Hubert Zdankiewicz.

Moherowa szmata", "Bezczelna", "Materialistka" - długo można by wymieniać epitety, jakimi Polacy określają Agnieszkę Radwańską. Chwilami trudno uwierzyć, że wzbudza u rodaków aż taką niechęć (na szczęście nie u wszystkich). Trudno też zrozumieć - dlaczego. Bo jest sławna? Bogata? Czy stoi za tym tylko prymitywna zawiść? Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, jakie są powody tej niechęci. Zastanówmy się przy okazji, czy aby na pewno są słuszne...

Powód pierwszy (i chyba najważniejszy): polityka. Historia sprzed dwóch lat. Roland Garros 2011, ostatni turniej, w którym ojciec towarzyszył Agnieszce jako trener (na kolejny poleciała już z Tomaszem Wiktorowskim). Podczas treningu przed meczem trzeciej rundy z Belgijką Yaniną Wickmayer dochodzi do kłótni. Poszło bodajże o serwis, skończyło się tym, że wściekła Radwańska spakowała rakiety i opuściła kort na oczach grupki polskich dziennikarzy (w tym autora tego tekstu) i ekipy belgijskiej telewizji. Ojciec usiadł na krześle i spuścił głowę. Gdy ją po chwili podniósł, rzucił w naszym kierunku: - No tak, wszystko dlatego, że ja jestem z PiS, a ona z Platformy...

Żartował oczywiście, bo jego córce raczej daleko do klasycznego leminga. Raczej nie jest jednak również wojującym moherem. Właściwie to trudno powiedzieć, kim jest, bo choć była widywana na tzw. miesięcznicach smoleńskich, to trudno sobie przypomnieć, by kiedykolwiek zabierała publicznie głos na tematy związane z polityką. Jeśli już, to tylko po to, by odciąć się od działań ojca, który m.in. zamieścił na stronie internetowej sióstr krytykę raportu MAK i reklamę "Mgły" - kontrowersyjnego, zdaniem zwolenników PO, dokumentu o tym, co wydarzyło się w Smoleńsku.

Tenisistka nie kryła wręcz, że jest na niego zła tego powodu, bo ona sama chce pozostać apolityczna (czym z kolei ściągnęła na siebie krytykę ze strony prawicowych publicystów). Było to notabene jednym z powodów rodzinnego rozłamu, bo Agnieszka i jej siostra Urszula zamknęły w końcu stronę z politycznymi wpisami i uruchomiły dwie własne, w których z kolei polityki nie ma wcale. Dobrze poinformowani mówią, że Robert Radwański nie był zachwycony.

No, ale żyjemy w czasach, w których nie da się funkcjonować bez etykietki, dlatego Agnieszka już na zawsze pozostanie "Isią PiSią". Tak jak Przemysław Saleta pozostanie "Bucusiem Platfusowskim", bo przyznał się kiedyś, że głosuje na PO.

Powód drugi: Radwańska nie szanuje swojego kraju i kibiców. Mniej więcej taką teorię wysnuła pewna stacja telewizyjna, sugerując, że Agnieszka najzwyczajniej w świecie olała igrzyska olimpijskie w Londynie. Tezę oparto na jej wypowiedziach, bo lekceważąco stwierdziła po ostatnim meczu (w grze mieszanej), że "łatwo przyszło, łatwo poszło", "repasaży u nas nie ma". No i przede wszystkim, że "igrzyska są mniej ważne od turniejów Wielkiego Szlema". Oburzony jej zachowaniem był m.in. lekkoatleta Marek Plawgo, który nazwał ją nawet antychorążą, bo to ona niosła polską flagę podczas ceremonii otwarcia. Wszystko niby się zgadza, no, może pomijając fakt, iż główna zainteresowana stanowczo twierdzi, że jej wypowiedzi zostały przekręcone.

Ale nawet jeśli nie zostały, to... Radwańska powiedziała prawdę. Igrzyska są ważne, ale akurat dla tenisistów najważniejsze były, są i będą Wielkie Szlemy. Nie wierzycie? No to zapytajcie Jelenę Dementiewą, czy nie zamieniłaby złotego medalu z Pekinu na zwycięstwo w Roland Garros albo US Open. Albo Kim Clijsters, dlaczego nie chciała pojechać cztery lata wcześniej do Aten. Oficjalnie ze strachu przed zamachem terrorystycznym, ale tak naprawdę poszło o... ciuchy. Po prostu miała indywidualny kontrakt z Fila, a belgijski komitet olimpijski postanowił ubrać swoich sportowców w stroje Adidasa, w których występowała na co dzień jej rodaczka i największa w tym czasie rywalka Justine Henin.
Do Aten nie przyjechał również ówczesny narzeczony Clijsters, Australijczyk Lleyton Hewitt. Powód? Szczerze przyznał, że igrzyska przeszkadzają mu w przygotowaniach do US Open, a dla swojego kraju dał już z siebie wszystko w rozgrywkach Pucharu Davisa. Z tego samego powodu do Pekinu nie wybrał się cztery lata później Amerykanin Andy Roddick. Dodajmy jeszcze tytuł w brytyjskim "The Sun", który złoty medal Andy'ego Murraya skwitował następująco: "Andy - pamiętaj, nie wygrałeś Wimbledonu".

Jedną z niespodzianek - wręcz sensacji - była w Atenach porażka Rogera Federera. Szwajcar był już w tamtym czasie niekwestionowanym królem tenisa. W 2004 r. wygrał Australian Open, Wimbledon, US Open i Masters Cup, ale w turnieju olimpijskim odpadł już w drugiej rundzie, pokonany przez 79. wówczas na świecie Czecha Tomasa Berdycha. Ktoś powie, że Federer po prostu miał słabszy dzień. Być może, tylko dlaczego słabszego dnia nie mogła mieć w Londynie Radwańska? Tym bardziej że wyjątkowo dobry miała Julia Görges, z którą przegrała tam w pierwszej rundzie. Wystarczy przypomnieć, że w meczu z Polką Niemka zaserwowała 20 asów, co w kobiecym tenisie nie zdarza się często.

Niezbyt fortunne - przyznajmy - słowa tenisistki najlepiej skomentował za to na naszych łamach Robert Korzeniowski. - Myślę, że były wypowiedziane na jej wewnętrzne potrzeby. Pomniejszając rangę igrzysk, Radwańska chciała pomniejszyć skalę swojej klęski - ocenił czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie. I tyle. Zresztą Agnieszka nie była pierwszym i nie jest ostatnim polskim sportowcem, któremu zdarzyło się palnąć coś przed kamerami...

Jej stosunek do reprezentowania kraju najlepiej oddaje za to fakt, że nigdy nie odmówiła gry w rozgrywkach FedCup (w przeciwieństwie do np. Federera, który notorycznie odmawia gry w Pucharze Davisa). Nawet jeśli wiązało się to z koniecznością wyjazdów do tak "uroczych" miejsc jak izraelski Eilat i słuchania, jak miejscowi kibice wyzywają ją od "katolickich suk".

Na koniec warto dodać, że to nie Radwańska zabiegała o funkcję chorążego w Londynie. Nie była zresztą pierwszym wyborem, bo PKOl najpierw poprosił o to kulomiota Tomasza Majewskiego. Ten jednak odmówił, obawiając się tzw. klątwy chorążego (niosący flagę sportowcy nie zdobywają później medali). Agnieszka uznała za to, że to dla niej zaszczyt. Gdzie więc ten rzekomy brak patriotyzmu?

Powód trzeci: Radwańska jest pazerna. Taką etykietkę przykleił jej z kolei kilka lat temu dyrektor nieistniejącego już turnieju WTA w Warszawie, upubliczniając swoją korespondencję mejlową z ojcem Agnieszki. Robert Radwański sugerował, że bez ekstrapremii (tzw. startowego) jego starsza córka może nie zagrać na kortach Legii i tak się ostatecznie stało. Oficjalnie z powodu kontuzji.

Oczywiście kibice od razu wylali na głowę Agnieszki wiadro pomyj. Zapomnieli tylko, że nie miała żadnego patriotycznego obowiązku grać w turnieju tylko dlatego, że jest rozgrywany w Polsce. Był on od początku do końca komercyjnym przedsięwzięciem obliczonym na to, by organizatorzy mogli na nim zarobić. W dodatku startowe nie jest niczym nadzwyczajnym, od lat wypłaca się je gwiazdom na całym świecie. Można się oburzać, ale takie są zwyczaje, bo kobiecy tenis to dziś show-biznes, jak to zgrabnie ujął były dyrektor warszawskiej imprezy Stefan Makarczyk.

Startowe dostała zresztą zaproszona wówczas do Warszawy Maria Szarapowa, i to właśnie wkurzyło Radwańskich, bo organizatorzy przekonywali ich wcześniej, że nie mają pieniędzy. Jak widać, na Rosjankę mieli, choć dyrektor turnieju zapewniał, że nie dostała niczego ekstra. Zapytany o to później przez polskich dziennikarzy Piotr Woźniacki (ojciec Caroline) uśmiechnął się tylko ironicznie i rzucił: - Szarapowa grała za darmo? Ooo, to jej agent właśnie stracił robotę.
A jeśli to kogoś nie przekonuje, niech wyobrazi sobie np. minę Justyny Kowalczyk, która dowiaduje się, że ktoś organizuje w Polsce pokazową imprezę biegową i zaprasza na nią najlepsze zawodniczki świata. Tyle że w ostatniej chwili nie wypłaca jej obiecanej wcześniej premii. Wypłaca ją za to... Marit Bjoergen.

Powód czwarty: Radwańska jest zarozumiała i nie umie się zachować. Również w stosunku do rywalek. Wszystko dlatego, że nie dość długo patrzyła w oczy Niemce Sabine Lisicki, podając jej rękę po porażce w półfinale Wimbledonu. Do tego, wbrew turniejowej tradycji, zeszła z kortu, nie czekając na rywalkę. No, koszmar po prostu. Ciekawe tylko, że najgłośniej krytykują Agnieszkę ci, którzy albo nie widzieli całej sytuacji, albo przeczytali kilka uwag pod jej adresem zebranych przez "uprzejmych" dziennikarzy z Polski. W większości ze stacji, której bojkot ogłosiła niedawno Radwańska.

Ci zapomnieli tylko dodać, że 90 proc. tenisowych komentatorów albo w ogóle nie oceniało jej zachowania, albo nie widziało w tym nic niestosownego. Bo prawda jest taka, że podeszła do rywalki i normalnie podała jej rękę, a dopiero potem odwróciła się i odeszła. A że nie poczekała? Fakt, powinna, ale czy tak trudno sobie wyobrazić, jak bardzo musiała być rozczarowana i wściekła? Straciła niepowtarzalną być może okazję na zwycięstwo w Wimbledonie, bo finał z Marion Bartoli najprawdopodobniej by wygrała (ma z nią bilans 7:0). Zestawmy sobie zresztą jej zachowanie z wybrykami Sereny Williams (zagroziła kiedyś sędziemu, że wepchnie mu piłkę do gardła) albo Marata Safina (długo by opowiadać) i zastanówmy się, czy ktoś tu przypadkiem nie przesadza...

Radwańskiej zdarzały się zachowania, które można by zakwalifikować jako kontrowersyjne, że przypomnimy tylko odezwanie się do sędziego "matole" czy "spierdalaj", wygłoszone pod adresem ojca podczas Roland Garros 2010. Wyciąganie z tego daleko idących wniosków jest jednak grubą przesadą. To zupełnie normalna i sympatyczna młoda kobieta - potwierdzi to każdy, kto miał okazję choć raz porozmawiać z Agnieszką w cztery oczy, bo na konferencjach prasowych bywa spięta. Zwłaszcza gdy musi odpowiadać na głupie pytania.

Ma też całkiem sporo ciekawych rzeczy do powiedzenia. Nie tylko na temat butów i lakieru do paznokci, również o książkach Doroty Terakowskiej, historii Solidarności (był nawet pomysł, żeby grała z naszywką związku). Albo o tym, jak tata, wielbiciel ostrej muzyki, katuje ją i siostrę Rammsteinem i System of a Down. Zresztą niech ktoś pokaże tenisistę, który nigdy nie przeklina i choć raz w życiu nie pokłócił się z sędzią...

Powód piąty (a ściślej dwa): bojkot TVN i rozbierana sesja dla la magazynu "The Body Issue" stacji ESPN. W obu przypadkach można powiedzieć tylko tyle, że Agnieszka jest pełnoletnia i ma prawo robić to, co uzna za stosowne. Jak również ponieść konsekwencje swoich działań. Jeśli nie chce rozmawiać ze stacją, która (jak twierdzi) przekręciła jej słowa i zdyskredytowała ją w oczach kibiców, to trudno. Nikt nie może jej zmuszać. Nie ma też sensu mieszać do tego polityki, jak zrobił to niejaki Mikołaj Lizut, dziennikarz i początkujący celebryta.

Tak samo nikt nie może zakazać Radwańskiej pokazywania ciała, bo to JEJ ciało, nie Tomasza Terlikowskiego ani Krystyny Pawłowicz (której przy okazji chcemy podziękować za szczerą deklarację, że sama by tego nie zrobiła). Decydując się na sesję, Agnieszka musiała się również liczyć z tym, że może się to nie spodobać twórcom kampanii "Nie wstydzę się Jezusa". No, ale skoro tak wybrała...

Choć tak, szczerze mówiąc, można by się zastanowić, w czym jest mniej Jezusa - w nagości Radwańskiej, czy może w pytaniach arcybiskupa Hosera...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Agnieszka Radwańska - dlaczego nie lubią jej kibice i dlaczego... się mylą [ZDJĘCIA] - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski