Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agromet upada od 23 lat. To najdłuższe bankructwo w Wielkopolsce

Krzysztof M. Kaźmierczak
Jej upadłość ogłoszono w maju 1992 roku, ale do dzisiaj Poznańska Fabryka Maszyn Żniwnych "Agromet" istnieje - bijąc rekordy czasu likwidacji przedsiębiorstwa.

Kiedy rozpoczynała produkcję w 1953 roku Poznańska Fabryka Maszyn Żniwnych "Agromet" była największym tego rodzaju przedsiębiorstwem w Polsce. Zlokalizowano ją na Starołęce, w miejscu gdzie w czasie wojny Niemcy założyli fabrykę zbrojeniową. Wyposażenie zakładów pochodziło ze Związku Sowieckiego, z którego otrzymano także licencje na pierwsze maszyny. Uruchomienie PFMŻ traktowano jako wielki sukces polskiej gospodarki i dowód starań o unowocześnienie rolnictwa.

Polska Kronika Filmowa pokazała pierwsze snopowiązałki (urządzenia do koszenia i zbioru zboża) z Poznania, stojące w śniegu na placu fabrycznym. W ciągu bez mała czterdziestu lat istnienia wyprodukowano w "Agromecie" tysiące kosiarek, pras, snopowiązałek i sieczkarni.

Bez szans na ratunek
3 grudnia 1991 roku dyrektor PFMŻ inż. Edward Klim wystąpił do poznańskiego sądu z wnioskiem o ogłoszenie upadłości kierowanej przez niego fabryki. W uzasadnieniu podał, że według bilansu za pierwszych dziesięć miesięcy roku ma ona ponad 84 miliardów (czyli według kursu po denominacji 84 miliony) złotych długu i z każdym miesiącem rośnie on o 5 miliardów. Dyrektor podał, że wartość majątku "Agrometu" przekracza 117 miliardów złotych, ale zastrzegł, że z tego 73 miliardy warty jest, według niego praktycznie niezbywalny, majątek trwały, w tym nieruchomości.

"Stale rosnący rozmiar zadłużenia nie rokuje szans na odzyskanie prawidłowej kondycji ekonomicznej w przyszłości" - stwierdził dyrektor, wyjaśniając, że przedsiębiorstwo znalazło się w fatalnej kondycji ze względu na "całkowite załamanie się rynku maszyn rolniczych, brak możliwości eksportowych oraz ogólną recesję gospodarczą w kraju".

Do wniosku załączony był szczegółowy bilans wykonany przez głównego księgowego, a zarazem zastępcę dyrektora PFMŻ, Tadeusza Ortyla. Podał, że na koncie bankowym ani w kasie fabryki nie ma ani złotówki, a jej długi wobec dostawców przekraczają 62 miliardy złotych. Wyliczył on przy tym, że "Agromet" ma w magazynach produkty i materiały warte ponad 13 miliardów, dysponuje udziałami w firmach o wartości 6,6 miliarda, a dłużnicy są mu winni ponad 23 miliardy. Zarazem ocenił, że są małe szanse na spieniężenie zawartości magazynów i uzyskanie niezapłaconych należności - że odzyskać można najwyżej co trzecią złotówkę.

"Przedsiębiorstwo nie posiada żadnych szans na kontynuowanie działalności gospodarczej" - ocenił Tadeusz Ortyl. Jego opinie podzielało Ministerstwo Przemysłu i Handlu, któremu zakład podlegał oraz rada pracownicza.

Kiedy kierowano do sądu wniosek o upadłość, fabryka nie działała już od trzech miesięcy, większość pracowników była już zwolniona, a konto bankowe zablokowane. PFMŻ miała też za sobą nieudaną próbę zdobycia środków na restrukturyzację w Agencji Rozwoju Przemysłu.

20 marca 1992 roku przeprowadzono pierwszą i jedyną rozprawę w sprawie upadłości fabryki. Odbyła się ona bez sprzeciwów, nie przyszli na nią protestować pracownicy upadającego przedsiębiorstwa. Co ciekawe, postępowanie odbywało się po sąsiedzku, gdyż w tamtym czasie sąd gospodarczy mieścił się przy przylegającej do terenu "Agrometu" ul. Wagrowskiej. Z tego powodu później odcięto mu prąd, gdyż dostarczany był on z terenu fabryki, a tę, ze względu na niepłacenie rachunków, pozbawiono dostaw energii.

Cicha upadłość
O borykające się z problemami ekonomicznymi zakłady Cegielskiego walczyły związki zawodowe, politycy i przedstawiciele lokalnych i krajowych władz. Dochodziło do protestów, interwencji. W sprawie "Agrometu" było cicho.

- Faktycznie ta upadłość nastąpiła jakoś tak bez rozgłosu. Nie było żadnych protestów, nikt nie zwracał się z interwencją ani do biura poselskiego, ani do związku - wyjaśnia Marek Zieliński, poseł wybrany w 1991 roku z ramienia Solidarności, który w tamtym czasie był równocześnie wiceprzewodniczącym wielkopolskiego regionu związku i na początku lat 90. zajmował się problemami zakładów pracy, wynikającymi ze przekształceń ustrojowych.

Podobne spostrzeżenia ma Leonard Szymański, który zasiadał w tzw. Sejmie kontraktowym i był posłem do listopada 1991 roku, czyli w czasie, gdy w "Agromecie" dochodziło do zbiorowych zwolnień i zatrzymano produkcję.

- Znałem tę fabrykę, bo byłem w niej w przeszłości na praktyce zawodowej, utrzymywałem też w latach 80. kontakty z pracującymi tam kolegami z Solidarności - wspomina Szymański. - Z perspektywy czasu dziwię się, że tak wielki zakład tak szybko się rozpadł. Niestety, było w Polsce wiele przedsiębiorstw, które zupełnie nie potrafiły poradzić sobie w warunkach gospodarki rynkowej - stwierdza. - Plany sprzedaży w firmach w czasach PRL często były oderwane od rzeczywistości. Produkowano więcej, niż można było sprzedać. Wtedy finansowanie fabryk zapewniało państwo. Gdy przeszły one na własne utrzymanie, dochodziło do katastrofy ekonomicznej - mówi Leonard Szymański.

Były poseł wskazuje, że podobny problem miały inne przedsiębiorstwa produkujące na rzecz rolnictwa, w tym najbardziej znany Ursus. Tyle że te warszawskie zakłady, mimo problemów, przeszły przez okres transformacji ustrojowej, a "Agromet" zbankrutował niemal od razu.

Obaj politycy zwracają uwagę na to, że gdyby upadłość PFMŻ była spowodowana nieprawidłowościami, to zapewne zareagowałby pracujący w tej fabryce od lat 60. Zdzisław Rozwalak, jeden z liderów wielkopolskiej Solidarności. Było on pierwszym, wybranym w 1980 roku, szefem zarządu związku w regionie. Od wprowadzenia stanu wojennego Rozwalak kierował działającym w podziemiu związkiem w "Agromecie", a w 1990 roku znowu oficjalnie został przewodniczącym komisji zakładowej "S".
Syndyk kontra wędkarze
Upadłość ogłoszono 19 maja 1992 roku. Sąd wyznaczając syndyka nie zgodził się na propozycję fabryki, by był nim mecenas Romuald Szulczewski, zaangażowany wcześniej w starania o utrzymanie przedsiębiorstwa przy "życiu". Okazało się bowiem, że ma ono wobec niego dług. Syndykiem został Jan Majewski.

Likwidacja od początku napotkała na trudności. Pierwsze lata zajęło skompletowanie listy wierzycieli (ostatecznie ustalono, że było ich ponad 600) i ustalenie wszystkich wierzytelności. Aby je spłacać, syndyk wyprzedawał zwartość magazynów i urządzenia. Sprzedawano je głównie z tzw. wolnej ręki - nie było wtedy obowiązku organizowania przetargów.

Równocześnie syndyk odzyskiwał pieniądze od dłużników fabryki. Do końca 1993 roku udało mu się uzyskać na spłatę długów blisko 17 miliardów złotych, z czego czwarta część pochodziła ze sprzedaży majątku zakładu. Likwidator wytoczył w tym czasie 64 procesów podmiotom, które miały zobowiązania wobec "Agrometu". Były wśród nich sprawy kuriozalne. W 1993 roku pozwany został m.in. Polski Związek Wędkarski. Syndyk domagał się od niego zwrotu czterech barakowozów (lub zapłaty za nie), które PFMŻ postawiła nad jeziorem w Kiekrzu dla potrzeb działającego w fabryce koła wędkarskiego. Kiedy upomniał się o nie syndyk, według PZW były one w takim stanie, że ich ruszenie groziło ich rozpadem.

Od ogłoszenia upadłości minęły w tym tygodniu 23 lata, a sprawa wciąż trwa. Jej akta sądowe mają już siedemdziesiąt tomów. Obecnie syndykiem "Agrometu" jest Waldemar Bojarski. Zajmuje się fabryką już dziewiętnasty rok.

- To najdłużej trwająca sprawa upadłościowa w Wielkopolsce i zarazem chyba jedna z najdłużej prowadzonych w kraju - mówi prawnik, ale zapowiada, że jego praca jest już blisko finalizacji. Wyjaśnia, że przedsiębiorstwo zostałoby już dawno zlikwidowane, gdyby nie problemy dotyczące własności gruntów, na których je zbudowano.

Władze komunistyczne nie przejmowały się własnością prywatną. Fabrykę zbudowano na ziemi, która należała przed i po wojnie do prowadzących na terenie Starołęki gospodarstwa rolne. Proces wywłaszczania odbywał się często z naruszeniem prawa, nie zawsze też odnotowywano zmiany w księgach wieczystych. Kiedy syndyk zabrał się za sprzedaż nieruchomości PFMŻ, okazało się, że w przypadku części gruntów trzeba wyjaśnić sprawy własnościowe. Było to niełatwe, bo w przypadku części nieruchomości z roszczeniami występowali spadkobiercy i pełnomocnicy dawnych właścicieli. Rozstrzygnięcia sądowe w takich sprawach zajmują lata. Dopiero po ich zakończeniu syndyk mógł wystawiać na sprzedaż kolejne części terenów fabrycznych. To także wymaga czasu, gdyż odbywa się to w trybie przetargu.
- Zobowiązania wobec dłużników są już od dawna zaspokojone, obecnie prowadzona jest jedynie spłata odsetek. W sądach trwają ostatnie sprawy dotycząc gruntów. Myślę, że najpóźniej w ciągu kilku lat upadłość zostanie sfinalizowana - wyjaśnia syndyk.

Wirtualna sieczkarnia
Liczący kilkadziesiąt hektarów teren dawnej potężnej fabryki należy obecnie do wielu firm. Tylko część z nich prowadzi działalność produkcyjną, sporo miejsca zajmują magazyny, powstają biurowce. Od rozpoczęcia likwidacji "Agrometu", niektóre nieruchomości już parokrotnie zmieniły swoich właścicieli i przeznaczenie. Znaczna część budynków wygląda tak, jakby nigdy nie była remontowana, niektóre wręcz sprawiają wrażenie opuszczonych.

Śladami tego, na jak wielką skalę działała PFMŻ, są pozostałe do dzisiaj tory kolejowe, którymi wywożono wyprodukowane maszyny. Wykorzystuje je obecnie okazjonalnie jedna z firm.

Nie wszędzie na terenie dawnej fabryki zatrzymał się jednak czas, niektóre zmieniły się nie do poznania. Przykładowo na miejscu, gdzie było boisko sponsorowanego przez "Agromet" Klubu Sportowego "Przemysław", jest teraz sklep sieci Biedronka.

O dziwo, maszyny wyprodukowane w PFMŻ wciąż jeszcze służą rolnikom, szczególnie w miejscach, gdzie trudno używać kombajnów lub w małych gospodarstwach. Syndyk mówi, że jeszcze kilka lat temu często pytano o możliwość zakupu części zamiennych do nich. Całe zapasy z fabrycznych magazynów już dawno wyprzedano. Za to w internecie wciąż handluje się używanymi częściami do maszyn rolniczych ze Starołęki oraz instrukcjami ich działania. Po "Agromecie" pozostał jeszcze jeden, niezwykły ślad - jeden ze jego sztandarowych niegdyś produktów (sieczkarnia Orkan PFMŻ z320) doczekał się uwiecznienia przez fanów najpopularniejszej gry o tematyce rolniczej - "Farming Simulator".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski