Analogia z marynarzami pasuje także dlatego, że każdy z czwórki bohaterów wieczoru w wypełnionej po brzegi Sali Centrum Kongresowo-Dydaktycznego AM, pochodził z innego portu.
CZYTAJ TEŻ:
KULTURA W GŁOSIE WIELKOPOLSKIM
Al Di Meola da koncert w Poznaniu
POSŁUCHAJ JAK GRA AL DI MEOLA
Lider, amerykański gitarzysta z włoskimi korzeniami dobrał sobie węgierskiego perkusistę Petera Kaszaza, akordeonistę rodem z Włoch Fausto Beccalossiego oraz Francuza Kevina Seddiki, który sekundował Di Meoli na gitarze, ale też na bębnie. Taki skład zasługiwał w pełni na swą nazwę: World Sinfonia.
Koncert miał trzy fazy. W pierwszej zespół udowodnił, jak wielką inspiracją są dla niego kompozycje Astora Piazzoli, w drugiej autorski materiał Di Meoli zabrzmiał w różnych konfiguracjach personalnych, aż do w pełni solowego popisu lidera. Trzecia część była jak przymierzanie znanych już elementów garderoby i byłaby nużąca, gdyby nie szczytowa forma rozgrzanego Di Meoli - nie sposób opisać słowami jego precyzji i szybkości posługiwania się różnymi technikami gitarowymi, z tappingiem na czele.
Jego siła jako muzyka nie wynika jednak z szybkości solówek, ale z ich umiejętnym wkomponowaniem w kompozycje. Niby jest solistą, lecz cały czas nadrzędne jest brzmienie całej grupy. Jeśli już cokolwiek mu zarzucić, to nieumiarkowane korzystanie z efektu, który wzbogaca brzmienie gitary o "klawiszową" mgiełkę, jakby echo granych dźwięków.
Z drugiej strony to jego znak firmowy, równie rozpoznawalny co "lejące się" brzmienia Mike’a Oldfielda. Ciekawiej było, gdy nad wspomnianym efektem górował dialogujący z gitarzystą akordeonista, który jako jedyny członek zespołu od czasu do czasu wyśpiewywał przestrzenne wokalizy.
Sam Di Meola po mikrofon sięgał tylko, by zapowiadać kolejne utwory, negocjować z widzami bisy ("Chcecie jeszcze jeden? Nie! Dostaniecie więcej niż jeden!"), ewentualnie grozić fanom jazzu seria bolesnych zastrzyków, które niewątpliwie byłyby koniecznie, gdyby spełnił obietnicę zagrania utworu... Lady Gagi.
- No dobra, żartowałem - śmiał się Di Meola, który już na poważnie dziękował Dionizemu Piątkowskiemu za zrealizowanie przed 12 laty w Poznaniu jego marzenia zagrania z orkiestrą kameralną.
Gdy po dwóch godzinach muzycy żegnali się z widownią, znajoma wielbicielka Amerykanina nie mogła wyjść z podziwu, zauważając: "On się nawet nie spocił!". Teza o odprężającej mocy muzyki gitarowego wirtuoza potwierdziła się.
PS. Po koncercie łatwiej było dostać autograf bohatera wieczoru niż kurtkę z szatni...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?