Cudzoziemcom zwykle jest trudno zrozumieć, że w parku, na ławce, z pięknym widokiem na Prosnę nie można nie tylko napić się piwa, ale nawet 1-procentowego radlera, którego trudno nazwać alkoholem, choć w Polsce nim jest. Zgodnie z rygorystycznymi przepisami napój alkoholowy to taki, który zawiera więcej niż 0,5 proc. alkoholu, a więc mniej więcej tyle, co sfermentowany sok.
Taka sytuacja prawna rodzi prawne absurdy. Jeżeli będziemy pić na parkingu owego radlera, narazimy się na mandat w wysokości 100 złotych. Ba, zgodnie z praktyką policyjną i sądową wcale nie musimy go pić. Wystarczy, że otworzymy kapsel, a butelka będzie stać w pobliżu. W tej sytuacji narażamy się na zarzut „usiłowania picia alkoholu”, co jest karane tak samo, jak picie. O ile jednak zdążymy szczęśliwie pochłonąć zawartość butelki, wsiądziemy do auta i odjedziemy, nic nam nie grozi! Tak znikome ilości alkoholu błyskawicznie znikają, więc teoretycznie i praktycznie jesteśmy zupełnie trzeźwi i niewinni.
Dziś już mało kto pamięta, że „Ustawa o wychowaniu w trzeźwości” to produkt stanu wojennego, który miał służyć „wychowywaniu” krnąbrnego społeczeństwa. Minęły 34 lata od jej uchwalenia i chyba jednak trochę czasy się zmieniły, a przede wszystkim my się zmieniliśmy i jesteśmy o wiele bardziej czuli na ograniczanie naszej wolności i praw. Może czas najwyższy, aby parlamentarzyści przyjrzeli się zatęchłym przepisom i potraktowali Polaków, jak obywateli, a nie żuli spod budki z piwem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?