Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Pogorzelski, były drużynowy mistrz świata: "To był zupełnie inny żużel"

Tomasz Sikorski
Z Andrzejem Pogorzelskim, byłym drużynowym mistrzem świata na żużlu, rozmawia Tomasz Sikorski

Śledzi Pan rywalizację naszych żużlowców o Drużynowy Puchar Świata?
Andrzej Pogorzelski: - Oczywiście. Półfinał pokazał, że Polakom trudno będzie w tym roku obronić tytuł. Brak Jarosława Hampela jest bardzo widoczny.

Zaskoczyła Pana wygrana Rosjan?

Andrzej Pogorzelski: - Nie do końca, bo to odważny naród. W Bydgoszczy pojechali na całego i zwyciężyli. Inna sprawa, że Rosjanie mają coraz więcej dobrych zawodników. Dużo ich jeździ w Polsce i systematycznie się rozwijają. Odniosłem też wrażenie, że w półfinale nasi żużlowcy trochę zlekceważyli ich reprezentację. A moim zdaniem Rosjanie mogą w finale nawet sięgnąć po medal. Mocni powinni też być Australijczycy i Szwedzi.

Rozgrywki drużynowe są według Pana ciekawsze od indywidualnych?

Andrzej Pogorzelski: - Tak, ponieważ w Grand Prix bardzo szybko trzech, czterech żużlowców zyskuje dużą przewagę nad resztą stawki, przez co walka o tytuł staje się mniej interesująca. W drużynówce emocje są od początku do końca.

Można porównać obecny żużel z tym, kiedy to Pan zdobywał złote medale?

Andrzej Pogorzelski: - My mieliśmy jeden lub dwa motocykle na całą drużynę. I nikt nie narzekał! Zmienialiśmy jedynie przełożenia. Teraz każdy żużlowiec ma do dyspozycji kilka motocykli i silników. Wyjeżdża na tor i po chwili z niego zjeżdża, by przesiąść się na nowy sprzęt. Zauważyłem również, że obecnie zawodnicy każde swoje niepowodzenie tłumaczą problemami technicznymi. A ja wychodzę z założenia, że to zawodnik wygrywa wyścigi, a nie motor. My jeździliśmy na "osiołkach", a mimo to potrafiliśmy pokonać dysponujących zdecydowanie lepszym sprzętem Anglików czy Szwedów.

Wasza wygrana w finale drużynowych mistrzostw świata, w 1965 roku była wielką niespodzianką. Przed wyjazdem ktoś na Was stawiał?

Andrzej Pogorzelski: - Do niemieckiego Kempten, bo tam odbył się finał, jechaliśmy na pożarcie. Gospodarze turnieju nie brali pod uwagę naszej wygranej i nawet nie mieli przygotowanego polskiego hymnu. Dopiero jakiś Polak, który był na trybunach, pojechał do domu i przywiózł taśmę z nagraniem.

Za trzy złote medale otrzymał Pan jakąś nagrodę?

Andrzej Pogorzelski: - Uścisk dłoni ówczesnego przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki Włodzimierza Reczka. Mam też sporo wspomnień oraz pucharów, które teraz muszę odkurzać. To były jednak inne czasy. Nasz sukces przeszedł bez echa. Żużel nie był tak popularny jak teraz.

A podoba się Panu to, co się obecnie dzieje w tym sporcie?

Andrzej Pogorzelski: - Mam sporo uwag. Nie jestem zwolennikiem tak dużej liczby obcokrajowców w naszej lidze, którym trzeba płacić ogromne pieniądze. Uważam, że byłoby lepiej, gdy zostały one przeznaczone na szkolenie młodzieży. To zła tendencja. Niestety, jest ona widoczna nie tylko w żużlu. Wisła Kraków zdobywając mistrzostwo kraju w piłkę nożną, miała w składzie trzech Polaków. Moim zdaniem kluby idą w ten sposób na łatwiznę. Ale to już rozmowa na inny temat.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Andrzej Pogorzelski 

73 lata, były świetny żużlowiec i trener, wychowanek Unii Leszno. Bronił też barw Startu Gniezno i Stali Gorzów. Pięciokrotny finalista drużynowych mistrzostw świata, zdobywca trzech złotych (1965, 1966, 1969) i jednego srebrnego medalu (1967). Czterokrotny finalista indywidualnych mistrzostw świata. Jako trener wychował wielu znakomitych zawodników, m.in. Zenona Plecha oraz Romana Jankowskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski