CZYTAJ TEŻ:
Piła: Fałszywa nauczycielka usłyszała zarzuty po 14 latach
Fałszywa nauczycielka oszukiwała przez 14 lat
Anglistka oskarżona o oszustwa na szkodę szkół
W ubiegłym tygodniu prokurator zażądał dla Beaty Ł. , której proces toczył się przed poznańskim Sądem Okręgowym, kary dwóch lat pozbawienia wolności - w zawieszeniu na 5. Natomiast w ciągu trzech lat nauczycielka musiałaby zwrócić 384 tysiące złotych, czyli wszystko, co zarobiła w ciągu kilkunastu lat jako pani od angielskiego.
W 1996 roku. Beata Ł. zgłosiła się do Liceum ogólnokształcącego w Trzciance, jako absolwentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz Uniwersytetu Bar Ilan Izrael - wraz z zaświadczeniem z KUL, który uznał jej zagraniczny stopień naukowy w zakresie językoznawstwa angielskiego.
W 1999 roku rozpoczęła pracę w LO w Czarnkowie. Po dwóch latach, przez kolejne cztery, uczyła w LO Towarzystwa Salezjańskiego w Pile. Tam okazała kolejne dokumenty: świadectwo ukończenia Studium Pedagogicznego przy KUL. Poza tym: wspomniane dyplomy magisterskie, a nawet... doktoraty z lubelskiej i izraelskiej uczelni. Potem pracowała w Zespole Szkół Technicznych w Trzciance, a od 2006 roku wykładała angielski w Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Była także lektorką w poznańskim Centrum Językowym Idea.
W międzyczasie szybko awansowała, na co wpływ miały stopnie doktorskie, skracające wymagany staż - od stopnia nauczyciela kontraktowego, przez mianowanego do dyplomowanego. W 2003 roku Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Poznaniu umieściła Beatę Ł. na liście egzaminatorów maturalnych z języka angielskiego.
Jej karierę przerwał anonim, który w lutym 2010 roku trafił do Prokuratury Okręgowej w Słupsku. Jego autor kwestionował prawdziwość dyplomów Beaty Ł. Jeszcze w tym samym miesiącu Wielkopolski Kurator Oświaty zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa.
Wtedy okazało się, że jedynym prawdziwym dokumentem potwierdzającym wykształcenie Beaty Ł. jest matura z 1980 roku. Poza tym, zaliczyła jedynie rok na Wydziale Teologicznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Następnie pracowała w Sądzie Rejonowym w Słupsku jako pomocnik sekretarza sądowego oraz jako pomoc techniczna w tamtejszej Wyższej Szkole Pedagogicznej. Pod koniec lat osiemdziesiątych wyszła za mąż i osiedliła się w Wielkopolsce, by w 1996 roku zgłosić się do liceum w Trzciance...
Nikt nie miał zastrzeżeń do jej wykształcenia i okazywanych dokumentów.
- Weryfikatorem oceny pracy są egzaminy zewnętrzne - powiedział dyrektor jednej ze szkół, w której pracowała Beata Ł..
- Znaczna liczba naszych absolwentów przystępowała do matury z języka angielskiego i wyniki nie odbiegały od norm krajowych. Miała opinię bardzo wymagającego nauczyciela, a dokumenty nie budziły moich wątpliwości. Nie przypatrywałem się im dokładnie, ale tytuł egzaminatora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, stopień nauczyciela dyplomowanego - to wszystko uśpiło moją czujność. Poza tym, na rynku pracy brakowało nauczycieli języka angielskiego. Ona zgłosiła się jako jedyna i miała pełne kwalifikacje .... łącznie z tytułem egzaminatora maturalnego, co było wówczas rzadkie...
Wszyscy dyrektorzy zapewniali, że nigdy nie zatrudnili by pani Beaty, gdyby nie legitymowała się wyższym wykształceniem.
- Merytoryczna znajomość języka nie wystarczy do prowadzenia zajęć w szkole średniej - oświadczył jeden z nich.
Biegły jednoznacznie stwierdził, że dyplomy i zaświadczenia Beaty Ł. zostały w całości podrobione przy wykorzystaniu techniki druku laserowego, a podpisy na dyplomach były technicznym odwzorowaniem autentycznych autografów rektorów. Natomiast do sporządzenia dyplomów z Izraela wystarczyła kalkomania...
Beata Ł. częściowo przyznała się do winy, ale nie do braku wykształcenia. Oświadczyła, że jedną pracę magisterską obroniła na KUL-u, drugą - w Neapolu, a także posiada doktoraty z filologii angielskiej i psychologii klinicznej oraz dwie stosowne habilitacje; natomiast w Izraelu studiowała... korespondencyjnie. Jej winą było to, że - jak twierdziła - posługiwała się fałszywymi dokumentami, ale nie wiedziała, że nie są prawdziwe...
- Nie była studentką, nie zdobyła wyższego wykształcenia, nie miała więc prawa wierzyć, że te dokumenty są autentyczne - powiedział sędzia Tomasz Borowczak, ogłaszając w poniedziałek wyrok skazujący Beatę Ł. - Oskarżona jednak rzeczywiście świadczyła pracę, co miało wpływ na wymiar kary.
Poznański sąd określił przypadek anglistki jako idealny przykład przestępstwa, stanowiącego źródło stałego dochodu i to przez przeszło trzynaście lat! Beata Ł. na oszustwie zbudowała opinię dobrego nauczyciela, którą inni zdobywają przez lata nauki i pracy.
- Ale fakt, że świadczyła tę pracę, uzyskującą pozytywne oceny, zmieniła wysokość szkody, którą sąd ograniczył do dodatków za stopień doktora i tylko w tych szkołach, które je wypłacały - wyjaśnił sędzia Borowczak.
Dlatego Beata Ł. zamiast 384 tysięcy musi zwrócić niecałe 4 tysiące, czyli sto razy mniej niż domagał się prokurator. Dodatkowo sąd orzekł także 10-letni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela, a przez najdłuższy możliwy, czyli pięcioletni okres zawieszenia kary 2 lat więzienia, pieczę nad skazaną powierzył kuratorowi.
Wyrok jest nieprawomocny.
Najnowsze informacje z Wielkopolski wprost na Twoją skrzynkę - zapisz się do newslettera
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?