Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Archeolodzy prawomocnie skazani za łapówki [FILM]

Barbara Sadłowska
Wykopaliska przy autostradach były łakomym kąskiem dla archeologów
Wykopaliska przy autostradach były łakomym kąskiem dla archeologów Waldemar Wylegalski/archiwum
Wyrok skazujący archeologów biorących łapówki za przydzielanie zleceń przy pracach ratowniczych przed budową obwodnic i autostrad jest już prawomocny. Marek G., były główny archeolog autostradowy, nie wyjechał z Poznania. Sąd nakazał skuć go na sali, by nie próbował umknąć przed wieloletnim więzieniem. Łagodniej natomiast potraktował oskarżonych o wręczanie łapówek poznańskich archeologów - obniżył i zawiesił wykonanie kar.

Na początku lat dziewięćdziesiątych marzeniem niemal każdego polskiego archeologa było zdobycie zlecenia na archeologiczne prace ratownicze na terenach budowy przyszłych autostrad i obwodnic miast. Decydowali o tym ludzie z Warszawy. Przede wszystkim Marek G., który był głównym specjalistą do spraw archeologii Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad. Przez kolejne lata zainteresowani przekonali się boleśnie, że warunkiem otrzymania lukratywnego kontraktu dla swojego zespołu jest przekazanie mu stosownego procentu wartości zlecenia. I tak to trwało do 2006 roku...

CZYTAJ TEŻ:
Archeolodzy skazani za łapówki wciąż na wolności

W październiku 2010 roku Sąd Rejonowy Nowe Miasto - Wilda w Poznaniu skazał głównego oskarżonego Marka G., byłego głównego specjalistę Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad w Warszawie, a później dyrektora Ośrodka Ochrony Dziedzictwa Archeologicznego, na 5 lat i 8 miesięcy za przyjęcie 916 tysięcy złotych. Przy czym, orzekł przepadek tej kwoty. Jego warszawskim współpracownikom wymierzył nieco łagodniejsze kary: Tomasz Z. i Rafał M. dostali po 4,5 roku. Sąd skazał także dwóch poznaniaków, wręczających pieniądze: byłego dyrektora Muzeum Archeologicznego, Marka Ch. - 3 latami więzienia za to, że aby uzyskać zlecenia, wręczył prawie 115 tysięcy. Oraz Lecha Cz., naukowca z poznańskiego oddziału PAN i szefa Centrum Badań Archeologicznych w Poznaniu, który przekazał Markowi G. 54 tysiące i został skazany na 2,5 roku.

Wyrok zaskarżyli obrońcy oskarżonych, którzy domagali się ich uniewinnienia albo ponownego procesu. Ich apelacje opierały się przede wszystkim na kwestionowaniu wiarygodności świadków oskarżenia, także uczestników łapówkarskiego układu, którzy zawiadomili organy ścigania albo już po ujawnieniu afery przyznali się do tego, że wręczali bądź pośredniczyli w przekazywaniu pieniędzy. Przekonywali też, że sędzia orzekający w pierwszej instancji nie miał wymaganej delegacji. W tej sprawie poszło nawet zapytanie do Sądu Najwyższego, ale ostatecznie tydzień temu odbyła się w poznańskim Sądzie Okręgowym rozprawa odwoławcza.

Wyrok został natomiast ogłoszony we wtorek.

Sąd generalnie utrzymał w mocy orzeczenie sądu pierwszej instancji, nieco obniżając kwoty dawanych i wręczanych łapówek. Warszawiacy będą też trochę mniej winni skarbowi państwa. Oskarżonym poznaniakom obniżył kary więzienia do 2 lat, a wykonanie kary zawiesił na 5 lat. Podczas ogłoszenia wyroku na sali obecni byli tylko Marek G. i Lech Cz.

Sędzia sprawozdawca Wojciech Wierzbicki, który uzasadniał decyzję sądu, przyznał, że po tylu latach trudno było precyzyjnie ustalić, kto, kiedy i ile komu wręczył.
- Proceder korupcyjny nie lubi świadków i rozgłosu. Kiedy trwa wiele lat, a zachowania się powtarzają, nikt nie prowadzi "księgowości łapówek" - mówił sędzia Wierzbicki. - Patologia tego układu osiągnęła szczyt, że gdy pewien archeolog odmówił, bardziej obawiał się skutków tej odmowy niż tego, że godząc się, popełni przestępstwo...

- Korupcja w każdej formie jest ogromnym złem. Przy pewnym poziomie potrafi sparaliżować państwo, a zawsze je osłabia - mówił sędzia Wierzbicki. - Jego konsekwencją jest powszechny brak zaufania w życiu publicznym. Obniża także prestiż państwa na arenie międzynarodowej. Kiedy nie wiadomo, czego oczekiwać od policjanta - ochrony czy naciągania na łapówkę, niechętnie się tam jeździ... W tej sprawie trzech oskarżonych pełniło ważne funkcje publiczne - nie wystarczało im jednak wynagrodzenie za pracę. Marek G., twórca tego patologicznego układu, mówił nawet domagając się pieniędzy: - Ja się szarpię, staram, wy macie profity, ja nie mam nic. Ale nie zrezygnował z posady, żeby uzyskiwać te kontrakty. G., jak mówiono, miał "kurek z pieniędzmi".

Oburzenie sędziego Wierzbickiego budził też sposób traktowania archeologów przez Marka G. Swojego mistrza z okresu studiów i innych z tytułami profesorskimi stawiał ich "na baczność", wykorzystując sytuację, że wielu z nich działało w interesie swoich pracowników. Dlatego sąd postanowił złagodzić wymiar kary poznaniakom, którzy wręczali łapówki. - Tylko trzech oskarżonych działało wyłącznie dla siebie, oni także dla osób pracujących w ich zespołach - mówił. - Nie należy zaostrzać represji karnych dla tych ludzi o nieposzlakowanej opinii i pewnej pozycji w środowisku archeologicznym.

Sędzia Wierzbicki wyraził natomiast ubolewanie, że prokurator także nie złożył apelacji - na niekorzyść oskarżonych. Dlatego sąd nie mógł wymierzyć surowszej kary biorącym łapówki, a zwłaszcza Markowi G.

Dla tego ostatniego, przyjazd do Poznania (w eleganckim garniturze, z niewielką teczką) zakończył się fatalnie, bowiem przewodniczący składu orzekającego, sędzia Grzegorz Nowak kazał mu pozostać na sali. Oznajmił wtedy, że ponieważ właśnie uprawomocnił się wyrok 5 lat i 8 miesięcy pozbawienia wolności, konieczny jest co najmniej dwumiesięczny areszt. Dwóch policjantów sprawnie skuło i wyprowadziło Marka G., mimo, iż zarzekał: - Spokojnie pójdę, nie będzie problemu...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski