Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ARiMR w Bielsku Podlaski. Rolnik: Chciałem wysadzić się w powietrze w agencji rządowej

Andrzej Zdanowicz
Jedyne co rolnik spalił to własny samochód stojący na parkingu przed siedzibą bielskiej ARiMR.
Jedyne co rolnik spalił to własny samochód stojący na parkingu przed siedzibą bielskiej ARiMR. Damian
W listopadzie 2015 r. Wojciech Ł. podjechał pod bielską siedzibę Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Najpierw podpalił swój samochód, potem wszedł do środka z kanistrem benzyny, butlą z gazem i zapalniczką... Teraz tłumaczy się przed bielskim sądem.

Nie chciałem Państwu nic zrobić - mówił w miniony poniedziałek przed sądem Wojciech Ł. - Przyznaję, że wniosłem do agencji benzynę i butlę z gazem. Ale prosiłem wszystkich, aby opuścili budynek. Znam pracowników agencji. Często załatwialiśmy tu sprawy. Chcę przeprosić za zaistniałą sytuację. Nie chciałem tego w taki sposób zrobić. Proszę o przebaczenie i wyrozumiałość.

Wojciech Ł., rolnik z Mnia koło Brańska, w listopadzie ubiegłego roku próbował spalić siedzibę Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Bielsku Podlaskim. Przed budynkiem podpalił też swoje auto. W poniedziałek stanął za to przed sądem.

- Chciałem zwrócić uwagę na swoją trudną sytuację i sytuację innych rolników - dodał. - Gdybym się powiesił za stodołą, nikt by na to nie zwrócił uwagi, więc postanowiłem się spalić w budynku agencji. Ale wcześniej wygonić wszystkich pracowników. Gdy pracownice nie chciały uciekać, wyjąłem preparat do spryskiwania śrub w sprayu i zapalniczkę. Nie pamiętam, czy stworzyłem płomień.

Ale za to moment ten doskonale pamiętają pracownice: - Z koleżanką pracujemy w punkcie obsługi klienta, więc to do nas pierwszych podszedł - zeznawała przed sądem jedna z pracownic bielskiej ARiMR. - Podpalił jakieś urządzenie (wspomniany płyn w sprayu - przyp.red.) i krzyczał, żebyśmy uciekały. Myślałam, że to żart, ale jak wszedł za biurko, to już wiedziałam, że to poważna sprawa. Wybiegłam i zaczęłam krzyczeć do wszystkich, żeby uciekali.

- Kierując się do wyjścia, zobaczyłam przy kasie naszą beneficjentkę z 3-letnią dziewczynką - zeznawała druga pracownica ARiMR. - Poprosiłam, by jak najszybciej wyszła, byłam tuż za nią, a za nami wyszedł oskarżony.

Wyszedł po butlę gazową. Gdy był na zewnątrz, jeden z pracowników zamknął drzwi. Rolnik jednak wybił butlą szybę i znów wszedł do środka. Oblewał benzyną podłogę, ściany agencji i pracownice.

- Omiatał nas strumieniami ognia, by skłonić do ucieczki - mówili świadkowie.

- Czy czuła się pani zagrożona ? - pytał sprzątaczkę z ARiMR prokurator podczas poniedziałkowej rozprawy.

- Trochę czułam się zagrożona, gdy zobaczyłam płomienie, ale zaraz to gasło - odpowiedziała kobieta. - On nie chciał nam zrobić krzywdy, po prostu chciał nas zmusić do ucieczki. Proszę, by sąd potraktował go łagodnie. Ten człowiek ciężko pracuje.

- Ze względu na jego trudną sytuację i sytuację, w której znalazła się jego rodzina, proszę o łagodny wymiar kary dla oskarżonego - apelowała do sądu inna pracownica bielskiej agencji.

Ale były też głosy pełne zdenerwowania: - To nie jest normalny człowiek - twierdziła pracownica punktu obsługi klienta.

Sam oskarżony o swoim stanie zdrowia nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Przyznał jednak, iż dwukrotnie przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Cierpi na depresję. Jakiś rok przed zdarzeniem odstawił - za zgodą lekarza - leki, bo jego stan się polepszył.

Jednak zeznania, które składał tuż po próbie podpalenia agencji, świadczą, że z jego psychiką najlepiej nie było. Jak twierdził, do tak dramatycznego czynu skłonił go fakt, że ma zapłacić 13 tys. zł kary, naliczonej mu przez firmę, która skupywała od niego mleko (po tym jak zmienił odbiorcę). Rolnik wyjaśniał też, że miał kłopoty z dopłatami i kwotami mlecznymi. Choć jego żona i syn tego nie potwierdzili. Zresztą, za żaden z tych kłopotów nie odpowiadała ARiMR. Ale - jak oskarżony tłumaczył śledczym - chciał wysadzić się w jakiejkolwiek agencji rządowej. A wcześniej zadzwonić do biskupa Antoniego Dydycza i powiedzieć mu, iż nie powinien u siebie przyjmować ówczesnego ministra rolnictwa Marka Sawickiego. Wojciech Ł. jeździł wcześniej do Warszawy na protesty rolników i nie mógł przeboleć tego, że minister do nich nie wyszedł. Wspominał też śledczym, że jego przodkowie ginęli za Polskę, więc teraz jego kolej...

Syn i żona Wojciecha Ł. w sądzie twierdzili, iż tego felernego dnia nic nie zapowiadało, co się może wydarzyć.

- Rano razem z ojcem zrobiliśmy jak zawsze obrządek - zeznawał 18-letni Łukasz, syn Wojciecha Ł. - Później wróciliśmy do domu, razem zjedliśmy śniadanie, przy kawie ojciec mi mówił, że trzeba zapłacić karę z mleczarni, ale bez nerwów. Po śniadaniu ja wróciłem do obory dokończyć pracę, a mama pojechała do Brańska na zastrzyk. Ojciec zaś zajął się swoimi sprawami w domu. Nawet nie słyszałem, jak wyjeżdżał autem.

Żona Wojciecha Ł. po powrocie z Brańska zajęła się przygotowaniem obiadu. Akurat skończył się gaz w butli, więc chciała ją wymienić, ale zapasowej nie było... - Myślałam, że komuś ją pożyczył - mówiła w sądzie...

Dopiero policjanci, którzy wkrótce przyjechali na ich podwórko, wyjaśnili, po co rolnik wziął butlę. „Nieźle narozrabiał” - stwierdzili.

Prokurator w akcie oskarżenia stwierdził, iż Wojciech Ł. działał w stanie ograniczonej w znacznym stopniu poczytalności. Mimo to śledczy nie chciał zgodzić się na propozycję obrońcy oskarżonego o złagodzenie kary. Zażądał 3 lat więzienia bez zawieszenia. Obrońca domagał się roku, i to w zawieszeniu, lub dozoru.

Prokurator nie zgodził się też na wypuszczenie Wojciecha Ł. z aresztu tymczasowego. Mimo że ten przyznał się do wszystkiego, więc nie było obaw, że zacznie mataczyć. Oskarżony w areszcie przyjmuje leki i zobowiązał się do kontynuowania leczenia. Poza tym, jest bardzo potrzebny w gospodarstwie, bo jego żona i syn nie dają już sobie rady. - Nie wyrabiamy fizycznie i psychicznie - mówi żona rolnika. - Syn nawet nie ma czasu na naukę.

Gospodarstwo Wojciecha Ł. to 30 ha i 50 krów. - Jak są prace w polu, to w ogóle do szkoły nie chodzę - mówi syn skarżonego. - Mam spore zaległości. A za rok matura.

Sąd jednak nie zgodził się, by Wojciech Ł. opuścił areszt tymczasowy. Czeka w nim na następną rozprawę, której termin wyznaczono na czerwiec.

- Wysoki sądzie, ja już wiem, że zrobiłem źle i więcej tego nie powtórzę - mówił Wojciech Ł. - Zresztą, gdybym chciał znów spalić agencję, to mogę to zrobić nawet po odsiedzeniu wyroku. A w końcu przecież wyjdę na wolność.

============06 (dp) Podpis pod zdjęcie (9370124)============

============06 (dp) Podpis pod zdjęcie (9413649)============
Na rozprawie Wojciech Ł. przepraszał pracowników ARiMR za to co uczynił. Zapewniał, ze nie chciał nikomu zrobić krzywdy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: ARiMR w Bielsku Podlaski. Rolnik: Chciałem wysadzić się w powietrze w agencji rządowej - Gazeta Współczesna

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski