Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arkadiusz Rusiecki: Nie wyciągamy ręki po miejskie pieniądze

TS
Arkadiusz Rusiecki
Arkadiusz Rusiecki Tomasz Sikorski
Z Arkadiuszem Rusieckim, prezesem Startu Gniezno, który zapowiedział już, że rezygnuje ze swojej funkcji rozmawia Tomasz Sikorski

Oficjalnie zrezygnował Pan z funkcji prezesa. Czy to oznacza Pana całkowity rozwód z gnieźnieńskim żużlem?
To zależy już tylko i wyłącznie od nowych władz klubu. Ja jestem gotowy do współpracy. Jedno jest pewne, moja prezesura właśnie dobiegła końca. Czas, by w klubie pojawił się nowy wizjoner.

Kiedy go poznamy?
Myślę, że jeszcze w listopadzie. Chciałbym, aby to już nowe władze poprowadziły Start do procesu licencyjnego. Nowy prezes powinien też finalizować rozmowy transferowe z zawodnikami. Czasu za dużo nie mamy, ponieważ w tym roku budowanie drużyny trzeba zakończyć do 15 grudnia.

Tym nowym prezesem będzie Robert Łukasik?
Jest przewodniczącym rady nadzorczej spółki i wydaje się być naturalnym kandydatem na to stanowisko. To on musi jednak zdecydować, czy jest gotowy podjąć się tego wyzwania. Z tego co wiem, już publicznie zapowiedział, że nie wyklucza takiego scenariusza. Pewnie duży wpływ na jego decyzję będzie miała postawa wierzycieli i to, jaką sytuację zastanie w klubie. Jeśli nasze rozmowy z zawodnikami przyniosą efekt, to pewnie nic nie stanie na przeszkodzie, aby Robert Łukasik został nowym prezesem.

Razem z nim był Pan w urzędzie miasta. Wielu zarzuca wam, że chcecie wyciągnąć z magistratu pieniądze.
Nie poszliśmy tam z żadnymi roszczeniami finansowymi. Rozmawialiśmy o problemach, jakie dręczą gnieźnieński sport, zwłaszcza ten żużlowy. Niestety, zostało to sprowadzone do tego, że wyciągamy rękę po miejskie pieniądze, a tak wcale nie jest. Przedstawiliśmy w urzędzie miasta kilka propozycji pozwalających, naszym zdaniem, wyjść klubowi z trudnej sytuacji, ale żadna z nich nie znalazła akceptacji. W związku z tym zostaliśmy z problemem sami. Sami też musimy i chcemy go rozwiązać.

Jak duże są to problemy?
Liczymy się z tym, że rok zakończymy z zadłużeniem na poziomie 1,5 mln zł. W tej chwili idziemy w kierunku upadłości układowej, która pozwoli spółce na dalszą działalność. Dzięki temu nie "ugotujemy" naszych wierzycieli, a Start nie zostanie skazany na minimum roczną banicję w rozgrywkach ligowych. Do takiej sytuacji za wszelką cenę nie chcemy dopuścić. Zrobimy wszystko, aby klub jeździł w przyszłym sezonie w I lidze. Wszystko zależeć będzie jednak od naszych rozmów z wierzycielami, którymi de facto są zawodnicy. Wielu z nich ze zrozumieniem i empatią podchodzi do tematu, dlatego liczę na to, że znajdziemy porozumienie.

Już jednak Pan zapowiedział, że nadchodzą chudsze lata dla gnieźnieńskiego żużla.
W tym roku na kontrakty zawodników wydaliśmy ponad 5 mln zł. W sezonie, w którym awansowaliśmy były to ponad 2 mln zł. Przez dwa następne lata, a może nawet trzy, na drużynę będziemy mogli przeznaczyć nie więcej niż 1,2 mln zł. No chyba, że coś się zmieni i do Gniezna zawitają bogaci szejkowie z Kataru. Chcemy jednak, aby mimo tych ograniczeń finansowych zespół był ambitny i starał się walczyć o możliwie jak najlepszą pozycję w I lidze.

Był Pan prezesem Startu przez kilka lat. Co zapisałby Pan po stronie swoich sukcesów?
W kontekście sukcesów nie chciałbym mówić tylko o sobie, bo byłem częścią większego zespołu. I jako ten zespół mamy się czym pochwalić. Choćby zmodernizowanym obiektem, nową siedzibą klubu i nowym parkiem maszyn, czyli tym wszystkim, co wiąże się z klubową infrastrukturą. Muszę również wspomnieć o naszym flagowym projekcie, czyli turnieju o Koronę Bolesława Chrobrego - Pierwszego Króla Polski. To nasze dziecko, z którego wszyscy możemy być dumni. Dwukrotnie organizowaliśmy finały mistrzostw świata juniorów, indywidualnie i drużynowo. Jako sukces oceniam też nawiązanie rewelacyjnych relacji z włodarzami miasta. Dzięki temu popłynęły do klubu pieniądze. Blisko 3 mln zł, bez których trudno byłoby sobie wyobrazić ostatnie lata. Zwłaszcza rok miniony, kiedy to po trzynastu latach przerwy udało nam się wrócić do eks-traligi. Stworzyliśmy też w mieście modę na żużel. Dziś nie wypada być na trybunach bez klubowych atrybutów. Aż serce rośnie jak się patrzy na kibiców ubranych w czerwono-czarne barwy.

A z czego nie jest Pan zadowolony? Co by Pan zmienił, gdyby była taka możliwość?
I w tym przypadku mógłbym pewnie długo wyliczać. Najbardziej żałuję, że nie rozwinąłem lepiej struktur wewnętrznych klubu. Chciałbym, aby na Start pracowało więcej ludzi niż jest to obecnie. I żeby nie musieli tego robić społecznie, bo wtedy trudniej o motywację. Trudniej także rozliczać takich ludzi z efektów ich pracy. Nie było jednak za co i z czego tych struktur zbudować. To na pewno moja porażka, bo gdyby powstał taki sztab ludzi, to teraz byłoby łatwiej wyjść z trudnej sytuacji. A tak na pokładzie zostało tylko parę rąk do ciężkiej pracy. Mam jednak nadzieję, że udało mi się otworzyć klub na ludzi. Pokazać, że to nie jest zamknięta enklawa czy towarzystwo wzajemnej adoracji. Starałem się zatrzymywać w klubie tych wszystkich, którzy tutaj przyszli i pokazali, że kochają żużel. W taki sposób w Starcie znalazł się choćby Robert Łukasik. I to jest właśnie droga, którą klub powinien iść. Przyciągać do siebie ludzi.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski