Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Atlas Kotów, Ucho Prezesa, Niedziela Handlowa, Kurski i paski TVP Info, Twitter Tuska i Koniec Demokracji. Polityczny alfabet 2017 roku

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Polacy wielokrotnie wychodzili na ulice, by zamanifestować sprzeciw wobec praktyk rządu PiS. Najliczniejsze były lipcowe demonstracje w obronie sądów
Polacy wielokrotnie wychodzili na ulice, by zamanifestować sprzeciw wobec praktyk rządu PiS. Najliczniejsze były lipcowe demonstracje w obronie sądów Szymon Starnawski
W tym roku w polityce działo się wiele. Beata Szydło stała się zastępczynią swego następcy. Pałac Prezydencki i Nowogrodzka zdążyły się nawzajem ostrzelać i zawrzeć zawieszenie broni. Nowoczesna pozbyła się lidera, a Platforma czyni przymiarki do pozbycia się Nowoczesnej. Kilkakrotnie ogłaszano Koniec Demokracji.

A jak Andrzej Duda

Prezydent był w tym roku głównym bohaterem najciekawszej rozgrywki wewnątrz obozu władzy. Zaczął ją w lipcu - kiedy zawetował dwie z trzech kontrowersyjnych ustaw PiS o sądownictwie. Chwilę wcześniej zawetował jeszcze jedną - także kontrowersyjną i także niezwykle ważną dla PiS, ale znacznie mniej medialną - o regionalnych izbach obrachunkowych, mocno zwiększającą uprawnienia władzy centralnej do ingerencji w działania samorządów. Wetując ustawy o sądach, Andrzej Duda zaskoczył wszystkich - i swych zwolenników, i przeciwników. Część tych pierwszych uznała go za zdrajcę, hamulcowego Dobrej Zmiany. Część tych drugich - za zbawcę, obrońcę niezawisłości sądów przed zakusami Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry. Dziś widzimy, że mylili się i jedni, i drudzy. Duda pokazał Kaczyńskiemu, że potrafi jednak wyjść z roli biernego notariusza ustaw głosowanych przez PiS i zawalczyć o własną pozycję, z kolei Kaczyński zadbał o to, żeby ustawy o sądach przeszły przez Sejm w wersji jak najbardziej zbliżonej do jego oczekiwań z lipca. Nie wiemy jeszcze, czy stosunki między Pałacem a Nowogrodzką ułożą się w pełni symbiotycznie, za to wydaje się dość pewne, że pełna podległość z pierwszych dwóch lat prezydentury jest już raczej przeszłością.

B jak Beata. Nasza Beata!

Gdyby rok kończył się na początku grudnia, to ona byłaby jego niekwestionowaną królową - przynajmniej z punktu widzenia PiS i Zjednoczonej Prawicy. Idę też o zakład, że to Beata Szydło, a nie prezes TK Julia Przyłębska odbierałaby przed chwilą tytuł Człowieka Wolności od tygodnika „Sieci Prawdy”. Była premier - a obecna wicepremier - może się pochwalić rekordem pod względem liczby spełnionych zapowiedzi z kampanii wyborczej, spełnionych, dodajmy, w naprawdę niezłym tempie. Przez dwa lata rządów w atmosferze permanentnego, gorącego konfliktu politycznego, w którym zresztą sama aktywnie uczestniczyła, Szydło nie dość, że utrzymała całkiem wysokie poparcie dla swego rządu, to jeszcze sprawiła, że stopniowo ono rosło. Wbrew pozorom to wcale nie jest łatwe w polskich realiach politycznych - to zwykle na rządzie szybciej niż na partii rządzącej skupia się niezadowolenie wyborców, to także rząd najszybciej ich męczy i nuży. Nic więc dziwnego, że po jej dość obcesowym odwołaniu przez Komitet Polityczny PiS część elektoratu partii rządzącej była naprawdę mocno wzburzona. W sieci uruchomiono akcję „Murem za Beatą”, a w prawicowych mediach nie brakowało głosów krytyki pod adresem - ogromna rzadkość - samego Jarosława Kaczyńskiego. Wyborcy PiS do dziś nie dostali klarownego wytłumaczenia, dlaczego ich ulubiona premier musiała się pożegnać ze stanowiskiem i zadowolić funkcją zastępczyni swego następcy.

C jak Chodzenie

Na demonstracje oczywiście. Dla części przeciwników PiS stało się wręcz elementem stylu życia. Demonstracji było w tym roku naprawdę wiele. Rok zaczął się przed Sejmem, skończył również przed Sejmem i przed Pałacem Prezydenckim, tam demonstracja odbywała się nawet w wieczór wigilijny. Wcześniej była druga odsłona Czarnego Protestu i naprawdę masowe manifestacje latem, gdy Warszawa podobno jest całkiem pusta, w obronie sądów. Tych ostatnich broniono nie tylko w stolicy, ale w ponad 200 polskich miastach. Jeśli komuś nie starcza, to dla szczególnie zaangażowanych były jeszcze pikiety i kontrmiesięcznice Obywateli RP. Polska polityka już w 2015 r. wyszła na ulice, od tego czasu z nich nie schodzi. Co ciekawe, najbardziej masowe manifestacje odbywają się niejako obok działalności parlamentarnej opozycji, najlepszym przykładem te w obronie sądów, które opozycja niemal przegapiła. Prawdziwe tłumy są zaś w stanie porywać organizacje pozapolityczne - takie jak Akcja Demokracja, która mocno przyczyniła się do frekwencji w lipcu.

D jak Demokracji Koniec

Demokracja od kilku lat kończy się w Polsce regularnie w odstępach najwyżej kilkumiesięcznych. Zdaniem prawicy wielokrotnie kończyła się już za Donalda Tuska, kiedy prawicowa prasa porównywała Polskę z Białorusią, a Jarosław Kaczyński domagał się w Sejmie wprowadzenia „pakietu demokratycznego”. Również według liberalnego centrum demokracja zdążyła się już w Polsce skończyć od wyborów 2015 r. co najmniej kilkakrotnie, z czego ze trzy końce demokracji przypadają właśnie na ostatni rok. W styczniu mieliśmy koniec demokracji w Sejmie, w lipcu demokracja kończyła się ustawą o sądach powszechnych, w grudniu z kolei nastąpił koniec demokracji po przegłosowaniu „poprawionych” prezydenckich ustaw o Sądzie Najwyższym i KRS oraz ordynacji wyborczej. Było też kilka pomniejszych końców demokracji, głównie na stronach działów opinii liberalnych mediów. Najbliższego końca demokracji możemy się zaś spodziewać już w styczniu - w związku z głosowaniem dotyczącym drugiego etapu procedury z art. 7 uruchamianej przeciw Polsce przez Unię. W tym momencie koniec demokracji mogą ogłosić jednocześnie nawet obie strony sporu politycznego - oczywiście każda z własnych powodów.

G jak Gersdorf Małgorzata

Dziesiątkom tysięcy Polaków, którzy demonstrowali w obronie sądów i jej samej, I prezes Sądu Najwyższego miała niedawno do powiedzenia tyle, że sama z żadną świeczką nie chodziła. Kiedy okazało się, że chodziła, są zdjęcia i nagrania, tłumaczyła się tak: „Dostałam od wszystkich organizatorów tę świeczkę, było ciemno, no to wzięłam tą świeczkę. Ale to nie jest tak, że ja chodziłam i demonstrowałam z tymi świecami”. Niedługo po lipcowych demonstracjach Małgorzata Gersdorf przyszła jak gdyby nigdy nic do Pałacu Prezydenckiego na ślubowanie sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Zdumiało to i środowiska sędziowskie, i opozycję, i obrońców niezależności sądów. Niedługo później rzecznik SN musiał więc opublikować oświadczenie, w którym padła słynna już fraza: „w trudnym okresie stresów i przepracowania każdemu z nas zdarzają się kroki podjęte bezrefleksyjnie, z przeoczeniem specyficznych uwarunkowań, które powinny być brane pod uwagę w działalności publicznej pierwszego prezesa Sądu Najwyższego”. Takich kwiatków było znacznie więcej. Jeśli kogoś więc dziś interesuje, dlaczego demonstracje przeciwko ustawom o sądach straciły przy drugim podejściu impet, może o to zapytać między innymi właśnie I prezes Sądu Najwyższego.

J jak Jacek Kurski

Telewizja publiczna zwana również narodową w obszarze informacji i publicystyki weszła na nieznane dotąd poziomy już w 2016 r. W roku 2017 okazało się jednak, że niedawne szczyty były tylko trampoliną do wzniesienia się jeszcze wyżej i wyżej. Wymiana kierownictwa „Wiadomości” zaowocowała jeszcze bardziej nachalnym niż do tej pory (a wydawało się to już trudne do osiągnięcia) prorządowym kursem głównego programu informacyjnego TVP. Tak zwane paski w TVP Info pełne nacechowanej emocjami propagandy są obiektem szyderstw nawet tych najtwardszych prawicowców. Serwis internetowy tej stacji wsławił się między innymi publikacją wyssanych z palca materiałów o protestujących lekarzach rezydentach opartych na internetowym „śledztwie” kilku zwolenników PiS, to akurat skończyło się oficjalnym potępieniem przez Komisję Etyki samej TVP. Niewątpliwym osiągnięciem tej stacji są również uliczne sondy przypominające do złudzenie te z „Dziennika Telewizyjnego” z lat 70. i 80. Odpytywani w nich zwykli ludzie, zupełnie przypadkiem bez żadnego wyjątku zawsze złorzeczą opozycji i wychwalają rząd. Bez Jacka Kurskiego by tego wszystkiego nie było. I za to zasłużył on na trwałe, choć może niekoniecznie równie wygodne jak fotel prezesa TVP miejsce nie tylko w tym alfabecie, ale też w historii Polski po 1989 r.

Źródło:

K jak Kotów Atlas

To premier z tabletu albo karaluch zwany pluskwą na miarę roku 2017. Gdy w Sejmie w grudniu ważyły się losy ustaw o sądownictwie, a atmosfera była więcej niż gorąca, Jarosław Kaczyński został sfilmowany w sejmowej ławie z Atlasem Kotów w ręku. Wyglądał tak, jakby album o ukochanych zwierzakach interesował go o wiele bardziej niż wszystko, co działo się na sejmowej sali (a działo się sporo). Miłośników prezesa PiS ogarnął na ten widok przemożny zachwyt, przeciwnicy zatrzęśli się ze świętego oburzenia, a w części mediów był to przez kilka długich dni jeden z głównych tematów - mniej więcej na równi z ustawami o sądownictwie. Zdążyło się jeszcze okazać, że Atlas został wydany przez - o zgrozo - wydawnictwo Ringier Axel Springer, wydawcę m.in. „Faktu” i „Newsweeka”. Później politycy PiS ujawnili, że prezes miał studiować Atlas ciężko zafrasowany problemami natury wychowawczej ze swoją kotką Fioną, okropnie ponoć rozpieszczoną. Wreszcie egzemplarz Jarosława Kaczyńskiego z odręczną dedykacją trafił na aukcję charytatywną i poszedł za 25 tys. zł. Teraz z kolei swój egzemplarz (prezent od naczelnego „Faktu”) zamierzają na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy licytować politycy Platformy.

Źródło:
TVN 24

L jak Lubnauer Katarzyna

Niewątpliwy sukces w niedawnych partyjnych wyborach może dla Katarzyny Lubnauer okazać się ciężkim brzemieniem. Przejęła partię, ale z 5 mln długów („Długi Nowoczesnej to problem Lubnauer” ogłosił natychmiast Ryszard Petru) i z sondażowymi wynikami, które w ciągu roku zjechały z dwudziestu paru do sześciu punktów procentowych. Nowoczesna i jej elektorat są pod sporym ciśnieniem, chcą „nowego otwarcia”, „zastrzyku energii”, „nowego pomysłu na Polskę” - i mają tu całkowitą rację, bo bez tego los partii zdaje się w dłuższej perspektywie przesądzony. Tymczasem zbliżają się wybory samorządowe - dla Nowoczesnej, mającej słabe struktury w regionach, wyjątkowo trudne. Lubnauer stoi więc przed ogromnymi wyzwaniami, mając mocno ograniczone możliwości i pole działania. Na razie nie traci rezonu i zapowiada dalsze konkurowanie z Platformą o liberalnych wyborców, na tle Grzegorza Schetyny może zresztą rzeczywiście okazać się znacznie bardziej charyzmatyczną liderką. Ale czasu ma bardzo, bardzo mało.

M jak Morawiecki Mateusz

Mateusz Morawiecki nieźle zaczął ten rok, ale zakończył go z prawdziwym przytupem. Zaczął nieźle - bo od przyjęcia w lutym przez rząd Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, zwanej popularnie planem Morawieckiego. Było dużo slajdów o LuxTorpedzie 2.0, elektrycznych samochodach czy dronowym projekcie Żwirko i Wigura, w samym dokumencie znalazły się również tak tajemnicze pomysły, jak Beskidzkie Centrum Narciarstwa (czyżby ukłon w stronę prezydenta?) czy Leśne Gospodarstwa Węglowe (OK, tu największą zmyłką jest akurat nazwa, tak naprawdę chodzi o sadzenie lasów dla zredukowania skutków emisji CO2). To koniec roku był jednak dla Morawieckiego prawdziwie imperialny. Dotychczasowy wicepremier zajął miejsce Beaty Szydło, choć do ostatniej chwili wiele było słychać o tym, że to sam Jarosław Kaczyński jest skłonny przejąć stery rządu. Dziś wielu polityków PiS widzi w nim nie tylko nowego premiera, ale też nominowanego przez Kaczyńskiego następcę prezesa PiS. Jeśli w tej samej roli widzi się również Mateusz Morawiecki, to powinien z całą pewnością pamiętać o tym, że nie ma w partii żadnego własnego zaplecza i jak dotąd jest silny wyłącznie siłą Jarosława Kaczyńskiego.

N jak Niedziela Handlowa

Jesienią zakończyły się wielomiesięczne boje dotyczące ustawy zakazującej handlu w niedziele. Miały być wolne niedziele - ale one dotyczą tylko części pracowników handlu wielkopowierzchniowego. Będą więc Niedziele Handlowe - w dodatku wszyscy będziemy musieli się nauczyć ich rozkładu w kalendarzu. To pojęcie rodem wprost z PRL powraca do powszechnego użytku już od marca 2018 r. Do końca roku będą dwie niedziele w miesiącu, w roku 2019 jedna, a od roku 2020 tylko siedem na cały rok. Tylko w te niedziele będą otwarte centra handlowe czy sklepy wielkopowierzchniowe. Mniejsze sklepy, stacje benzynowe czy placówki handlowe na dworcach będą mogły jednak handlować pod pewnymi warunkami, a w niektórych wypadkach nawet bez żadnych ograniczeń.

O jak Opozycja. Zjednoczona, ale Podzielona

Opozycja zaczynała rok 2017 niemalże zjednoczona nocnymi czuwaniami na sali plenarnej Sejmu, by natychmiast po Nowym Roku znów się podzielić - tym razem na skutek słynnego wyjazdu Ryszarda Petru do Portugalii w apogeum sejmowego protestu. Potem miała miejsce cała seria zbliżeń i rozstań między Platformą a Nowoczesną, im słabsza w sondażach stawała się ta druga, tym twardsze jednak traktowanie spotykało ją ze strony tej pierwszej. Ostatnią chyba ważniejszą decyzją Ryszarda Petru jako szefa Nowoczesnej była rezygnacja z samodzielnego startu kandydata partii w wyborach na prezydenta Warszawy i połączenie w stolicy sił z Platformą na rzecz Rafała Trzaskowskiego. Obecnie opozycja znów jednak jest podzielona, Platforma chciałaby zobaczyć Nowoczesną na kolanach, z kolei Nowoczesna jest gotowa walczyć aż do samego progu wyborczego.

Źródło:

P jak Piotrowicz Stanisław

Jest na Facebooku taka strona Anarchosyndykalistyczny PiS. Uwielbiam. Jarosław Kaczyński i jego biało-czerwona drużyna zajmują się tam nie tyle przejmowaniem państwa i przebudowywaniem go według własnych potrzeb i na własne podobieństwo, co rozwalaniem Systemu, rzucaniem światu szalonych dadaistycznych wyzwań pełnych wielopiętrowych sprzeczności i układaniem kolejnych szatańskich figli, które zostaną spłatane Polakom - bo, umówmy się, ten Anarchosyndykalistyczny PiS to jakoś szczególnie za Polakami nie przepada, a przynajmniej nie ma o nich zbyt wysokiego mniemania, lubi ich dręczyć i poniżać, bowiem uważa ich za nijakich filistrów. Otóż Stanisław Piotrowicz, dawny peerelowski prokurator, obecnie twarz reformy wymiaru sprawiedliwości, przyszedł do realnego świata bezpośrednio stamtąd.

R jak Reprywatyzacja

Dwie dekady krzywd tysięcy lokatorów, miliardowe straty Skarbu Państwa, inercja władz miasta i państwa, dziesiątki dziwnych wyroków w sądach i decyzji wydawanych w urzędach. W ostatnim roku o wiele częściej jednak czysta polityka niż sprawiedliwość. Afera reprywatyzacyjna to nadal największy problem obecnych władz Warszawy, zarazem poważne obciążenie dla Platformy przed wyborami samorządowymi. Bardzo znamienny i nadal świeży przykład to decyzja ws. tzw. kamienicy Waltzów przy Noakowskiego 16 - komisja weryfikacyjna tuż przed świętami nakazała 12 byłym współwłaścicielom budynku zwrot łącznie ponad 15 mln zł, które uzyskali z jej sprzedaży. Ale jednocześnie komisja nawet nie pogroziła palcem kolejnemu właścicielowi kamienicy - spółce, która seryjnie skupowała reprywatyzowane kamienice z lokatorskim „wkładem”, by następnie podnieść tam czynsze i różnymi metodami skłonić dotychczasowych mieszkańców albo do zaakceptowania nowych warunków albo do zwolnienia mieszkań na rzecz zamożniejszych najemców lub nabywców. A pamiętajmy, że określenie „czyściciele kamienic” naprawdę nie wzięło się znikąd.

S jak Sondaże

W roku 2017 najbardziej surowe były dla Nowoczesnej, której notowania stopniały do jednej trzeciej wyników z końca roku 2016. Widok sondażowych słupków zwłaszcza w drugiej połowie roku nie był też z pewnością miły dla polityków Platformy. Jeszcze w maju w kilku badaniach PO praktycznie zrównała się na moment z PiS, a w jednym z nich nawet symbolicznie wyprzedziła partię rządzącą. Potem było już tylko gorzej, wyniki Platformy topniały, aż zeszły na poziom okolicy 20 proc. Badania opinii publicznej były natomiast nadzwyczaj łaskawe dla Prawa i Sprawiedliwości. W grudniu pojawił się nawet sondaż (Kantar Public dla „Faktu”), w którym PiS osiągnął „magiczne” 50 proc. - sondaż był telefoniczny, ale wyniki podano (jak zawsze w sondażach „Faktu”) z osobnym uwzględnieniem niezdecydowanych, co zauważalnie premiuje partie o najbardziej zdeklarowanych elektoratach, przede wszystkim PiS.

T jak Tusk. I Twitter Tuska

Kiedy Donald Tusk pisze coś na Twitterze (a robi to niezbyt często, za to w miarę regularnie), najważniejsi politycy Prawa i Sprawiedliwości ruszają natychmiast do boju, by dać odpór tym kolejnym 140 (a od niedawna, po zmianach na Twitterze, 280) znakom płynącym spod palców głównego Wroga. To znak, że Tusk jest wciąż traktowany śmiertelnie poważnie przez polityków obozu rządzącego, że widzą w nim oni zagrożenie może wciąż odległe, za to naprawdę niebezpieczne. Najostrzejsze reakcje wywołał oczywiście listopadowy tweet o treści „Alarm! Ostry spór z Ukrainą, izolacja w Unii Europejskiej, odejście od rządów prawa i niezawisłości sądów, atak na sektor pozarządowy i wolne media - strategia PiS czy plan Kremla? Zbyt podobne, by spać spokojnie”. Ten wpis szefa Rady Europejskiej został przez polityków PiS uznany za otwartą ingerencję w polską politykę, z kolei przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości byli nim zachwyceni. Żarty żartami, ale skoro obecność Tuska w polskiej polityce ogranicza się jak do tej pory do wrzucania raz na miesiąc dwóch zdań na Twittera, a i tak wywołuje regularne burze, to nic dziwnego, że w kontekście jego ewentualnego powrotu na polską scenę na pełen etat PiS widzi w nim nadal śmiertelne niebezpieczeństwo, a część opozycji coś w rodzaju nadziei.

U jak Ucho Prezesa

Masowo oglądany przez Polaków kabaretowy serial Roberta Górskiego i jego ekipy czerpie pełnymi garściami z polityki Prawa i Sprawiedliwości, ale przy tym od jakiegoś czasu zdaje się na nią wywierać pewien wpływ. I nie chodzi tu tylko o to, że historie takie jak ta o policjantach wycinających nocą konfetti do rozsypania z policyjnego śmigłowca nad wiceministrem Jarosławem Zielińskim wydają się żywcem wyjęte ze scenariusza „Ucha”. Raczej o to, że część najważniejszych polityków obozu władzy wykonywała w tym roku spore wysiłki, by jakoś uciec od klisz nakładanych na nich przez autorów „Ucha”. Najdalej idąca teoria na ten temat mówi, że to niewątpliwe męki związane z widokiem słynnej postaci Adriana wyczekującego bez końca w poczekalni na Nowogrodzkiej wywarły decydujący wpływ na prezydenta Andrzeja Dudę i być może ostatecznie przekonały go do publicznego zerwania postronka, na którym zdawał się trzymany przez prezesa PiS.

W jak Wybory

Hasło o co najmniej kilku znaczeniach. Zacznijmy od tych partyjnych. Powszechne wybory regionalne odbyły się w Platformie - w ich wyniku Hanna Gronkiewicz-Waltz przestała być w końcu wiceszefową Platformy, a w zarządzie partii (choć nie najwyższych stanowiskach) pojawiło się sporo nowych nazwisk. Nie obyło się przez problemów - chwilę po ponownym wyborze stary-nowy sekretarz generalny Platformy Stanisław Gawłowski stał się obiektem zainteresowania CBA. Z kolei gdy Platforma pochwaliła się „pierwszymi bezpośrednimi powszechnymi wyborami regionalnych władz partii”, natychmiast odezwała się partia Razem, która przypomniała, że przeprowadziła już takowe niedługo po zawiązaniu. W Nowoczesnej wybory ogólnopolskie zakończyły się natomiast rewolucją. Ugrupowanie jeszcze niedawno nazywane „partią Petru” wymieniło lidera, który od noworoczno-sylwestrowego portugalskiego kryzysu nie przestawał być obciążeniem dla swej formacji. Czy Petru przyjął to z godnością - tu zdania są podzielone. Wprawdzie stanął na scenie obok nowej szefowej partii i starał się udawać, że się bardzo cieszy, ale chwilę później miały miejsce dość żenujące sceny na konferencji nowego kierownictwa Nowoczesnej, gdy Petru co chwila wchodził w słowo koleżankom. Tyle o wyborach partyjnych. Ale były też tematem 2017 r. wybory ogólnokrajowe - choć żadne z nich nie przypadały na ten rok. Chodzi oczywiście o ciągnące się miesiącami przymiarki PiS do zmian w ordynacji wyborczej, skrojonych przede wszystkim pod wybory samorządowe. Część najbardziej kontrowersyjnych pomysłów, jak dwukadencyjność prezydentów miast i burmistrzów została porzucona. Ale część trafiła do uchwalonej już przez Sejm ordynacji.

Z jak Ziobro Zbigniew

Beata Szydło rosła i rosła - aż Jarosław Kaczyński jednym ruchem zdjął ją z planszy. Mateusz Morawiecki dzielnie pracował na awans - aż Jarosław Kaczyński uznał, że już zapracował. Andrzej Duda wybijał się na niepodległość - aż Jarosław Kaczyński określił nowe zasady autonomii jego terytorium zależnego. I tak dalej. Tymczasem Zbigniew Ziobro po cichutku, ani razu nie wchodząc w strefę śmierci, pod osłoną nocy i na ziemi niczyjej metodą dwa kroki naprzód, półtora w tył, szedł po swoje. Obronił przed Morawieckim swój stan posiadania w spółkach Skarbu Państwa, zakończył swoje porządki w prokuraturze i zabrał się do sądów. Jeśli dalej będzie szedł do przodu tym tempem, na koniec kadencji może się nagle okazać, że jego plecy zobaczy przed sobą sam Jarosław Kaczyński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Atlas Kotów, Ucho Prezesa, Niedziela Handlowa, Kurski i paski TVP Info, Twitter Tuska i Koniec Demokracji. Polityczny alfabet 2017 roku - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski