Wróciliście do Poznania z główną nagrodą nowojorskiego festiwalu "Harmony Sweepstakes". Dlaczego wzięliście w nim udział?
Marcin Lewandowski: Bo jest strasznie ważny. Będąc już kilka lat na scenie mogliśmy zorientować się, jakie imprezy mają znaczenie w świecie muzyki a cappella. Wykorzystaliśmy fakt, iż od czterech lat mogą w nim brać udział zespoły spoza Europy.
Marcin Illukiewicz: Wygrana w Nowym Jorku prowadzi do majowego finału w San Rafael. Podzielili Stany na 9 regionów. Wygrana w każdym z nich prowadzi do finału.
Ile zespołów pokonaliście?
Marek Lewandowski: W każdym z regionalnych finałów bierze udział 9-10 zespołów. Wiele kolorów skóry i tyle samo ciekawych barw głosu, zespoły od cztero- do ośmioosobowych, męskie, żeńskie i mieszane.
Marcin Illukiewicz: Był duży stres duży, zwłaszcza gdy podsłuchiwaliśmy próby innych zespołów i zachwycaliśmy się ich poziomem. Kultura muzyki wokalnej jest w USA niebywale rozwinięta, to jedyny kraj na świecie, gdzie ludzie śpiewają sobie na ulicy, w metrze i nikt nie czuje obciachu, bo to dla nich naturalne. Zespoły są w każdej szkole - część przetrwa "zawodowo", inne śpiewają w kościołach lub hobbystycznie. Piękne doświadczenie - wylądować w tym tyglu i przywieźć coś swojego.
Wygraliście ze względu na oryginalność?
Marek Lewandowski: Mamy inne wzorce. Nasza edukacja zakończyła się na etapie chóru i od tego momentu wszystko co robimy wynikało tylko z naszych pomysłów, poszukiwań i prób, a często też błędów. Może właśnie dlatego zaciekawiliśmy jurorów i publiczność.
Rozumiem, że poza wami nikt nie śpiewał rockowych utworów Nirvany czy White Stripes a cappella?
Marek Lewandowski: Tak, co potwierdził nam jeden z jurorów. Według niego to co robimy jest przyszłością muzyki a cappella. Nasłuchaliśmy się wielu miłych,ale chyba szczerych słów. Ściemę można łatwo wyczuć.
Jesteście traktowani jak kulturalna wizytówka Poznania, zwłaszcza po udziale świątecznej reklamie naszego miasta. Czy w związku z tym władze ułatwiły wam jakoś wyjazd i udział w konkursie?
Marcin Illukiewicz: Nie. Próbowaliśmy różnymi drogami dostać jakieś wsparcie, ale myślenie jest chyba takie, że skoro ktoś już jest w muzycznym świecie, występuje i od czasu do czasu pokaże się w telewizji śniadaniowej, to już nie potrzebuje żadnego wsparcia. Niestety, artyści cały czas go potrzebują - to nie jest biznes, zwłaszcza gdy obcina się wszelkie fundusze i przez to organizowanych jest coraz mniej wydarzeń - więc zaproszeń też jest mniej. Jedyne wsparcie dostaliśmy od polskiej parafii na Brooklynie, która nas przyjęła i przenocowała oraz od polskiego księdza z Waszyngtonu, dzięki któremu mieliśmy pieniądze na wpisowe i utrzymanie się w Nowym Jorku.
Czyli nie było limuzyn dla Audiofeels?
Marcin Illukiewicz: Absolutnie nie. (śmiech) To nie był zresztą wyjazd komercyjny, jechaliśmy do Nowego Jorku tylko na konkurs, z nadzieją co najwyżej na dyplom i uścisk dłoni, ewentualnie po propozycje występów.
Ale teraz, przed majowym finałem w San Rafael, macie chyba większe nadzieje - na przykład na wydanie płyty?
Marek Lewandowski: Nie oczekujemy tego co wiąże się z nagrodą główną - owszem, fajnie wybyło wydać płytę w USA, ale nie mamy zamiaru przeprowadzać się do Stanów. To raczej kolejne doświadczenie do zespołowego CV. Wierzymy, ze w konsekwencji umocnimy dobrą markę AudioFeels i będziemy mogli jeździć po całym świecie z tym, co prezentujemy.
A może warto wystartować w jakimś amerykańskim odpowiedniku "Mam talent!"?
Marek Lewandowski: W Stanach mają nawet coś lepszego dla nas: program "The Sing-Off", stricte dla zespołów wokalnych, nadawany przez NBC na całe Stany i mający wielką oglądalność. Zespoły, które wygrały "Harmony Sweepstakes", są tam w czołówce, zresztą inicjatorem programu jest twórca wygranego przez nas konkursu. Może nie ma tam wielkiej otoczki i Marcinów Prokopów - ale jest śpiewanie na żywo.
I co, wystąpicie?
Marcin Illukiewicz: Nie mówimy nie.
W takim wypadku musielibyście zakotwiczyć na dłużej na wspomnianej plebanii. A gdzie kotwiczycie w Poznaniu?
Marek Lewandowski: Po wielu różnych wynajmowanych miejscach padło na dawną… chlewnię. Naprawdę były tam kiedyś świnie, był żłób, z którego się pasły. Teraz pasą się AudioFeels - fajne miejsce pod Poznaniem, doprowadzaliśmy je do użytku własnymi rękami.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?