To jego reakcja na nasz wtorkowy artykuł o dochodzeniu poznańskiej policji w sprawie zaklejania plakatów Polskiej Partii Pracy. Jako potencjalni sprawcy przesłuchiwani są znani poznańscy politycy.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Poznań: Znani politycy będą ukarani za zaklejanie plakatów?
Oni nie posprzątali po wyborach!
Poznań: Plakaty znikają z ulic [ZDJĘCIA]
- Moje plakaty, które zaklejano, znajdowały się w Mosinie na okrągłych słupach ogłoszeniowych. Wszystkie zostały szybko zakryte przez plakaty pani Kozłowskiej-Rajewicz. Mówiłem o tym władzom Mosiny i tamtejszym służbom, ale niewiele wskórałem - ubolewa Andrzej Aumiller.
Wobec Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz nie toczy się żadne postępowanie. Posłanka mówi też, że nie nic jej wiadomo o zaklejaniu plakatów Andrzeja Aumillera.
- Ja na tych słupach nie prowadziłam swojej głównej kampanii, bo tam co chwilę ktoś się nakleja na inne plakaty. Pod koniec kampanii ich warstwa liczy z dziesięć centymetrów. Swoje plakaty wieszałam przede wszystkim przy poznańskich pętlach tramwajowych na wykupionych powierzchniach - odpowiada posłanka PO.
Andrzej Aumiller uważa, że wzajemne zaklejanie się przez kandydatów rozwiązałoby wprowadzenie zasad stosowanych np. we Francji. - Tam każdy komitet do wyznaczonej daty dostarcza swoje plakaty urzędnikom. Wszystkie są w tym samym formacie. Urzędnicy je potem rozklejają w wyznaczonych miejscach i nie ma zarzutów, że ktoś kogoś zasłonił albo wywiesił afisz znacznie większy od pozostałych - przekonuje Aumiller.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?