Teraz to już babę ciarki po plecach przeszły. I owszem, to baba kolegę swojego dawnego przedstawiła. Ale nie tam, żeby zaraz polecała go jakoś specjalnie, sami na kawę się umówili, a potem przyjaciółka na obiad własnoręcznie przygotowany go zaprosiła. W życiu by się baba nie spodziewała, że ów agresywny jest.
- To do lekarza może i na policję koniecznie zgłoś! - przerażona poradziła.
- Zwariowałaś? Na policję kota zgłaszać? - przyjaciółka się zdumiała, a z baby powietrze uszło, że to jednak nie kolega przemoc zastosował. - Wcale go brać nie chciałam, to ty mówiłaś, że na wsi kot być musi, bo myszy inaczej się wprowadzą.
I rację baba miała, co w opowieści dalszej wyszło. Mysz w pralni w piwnicy się objawiła. Koleżanka drogę ucieczki ewentualnej zięciowi zastawić kazała, a sama po kota poszła. Na rękach go niosła, żeby szybciej, ale on w amok jakiś popadł, gdy w pomieszczeniu jednym z myszą się znalazł. Podrapał przyjaciółkę panicznie próbując ucieczki. Mysz w tym czasie zięć do kantorka małego zapędził. Jak kot się z sytuacją oswoił i uspokoił, nieco przysiadł w rogu i na mysz okiem łypać nawet zaczął.
- Zamknijmy ich tu, nie chcę oglądać tego, co się stanie - przyjaciółka zarządziła. Całkiem niepotrzebnie zresztą, bo kot w drzwi drapał jedynie w strach znowu popadając. A mysz widać dziurkę jakąś znalazła, bo zniknęła.
- I teraz to ja z myszą i kotem pod dachem jednym mieszkam - opowieść dramatycznie zakończyła: - Nie zasnę chyba…
No to baba do siebie zaprosiła, na mecz. Dziad wyjście planował bowiem, to sobie w spokoju pooglądają. A na łączach z jeszcze jedną koleżanką być miały, co sama w domu była i planowała zestaw piorunujący: mecz, maseczkę i wino. Ale niewiele z planów tych wyszło, bo ledwie baba rozmawiać skończyła, głos dziada z pokoju drugiego usłyszała.
- Nie ma sensu do strefy kibica, u mnie obejrzyjmy - zachęcał. - Tam tłumy, w kolejkach stać trzeba, a tu, to podane wszystko będzie - speszył się nieco na widok baby, to od razu wiedziała, kogo do tego podawania przewidział.
Koleżance za to z winem nie wyszło. I wściekła się sama na siebie i wnioski wyciągnęła, że nad asertywnością pracować musi. Tuż przed zamknięciem sklepu na wsi swojej zdążyła. Ale nie była ostatnia, sąsiadka za nią jeszcze weszła, plotkara największa w okolicy.
- Pani patrzy, piwo, albo wino weźmie - szeptem sąsiadka poinformowała na sąsiada wskazując. I trafiła: - A ten to piwo - następny sąsiad w kolejce już był. - Ależ ci ludzie piją! Kobiety też, ta weźmie wino - po raz kolejny plotkara trafiła.
Koleżanka w tym czasie intensywnie myślała jak tu w sytuacji takiej wino kupić.
- A pani co, po bułeczki pewnie - sąsiadka stwierdziła raczej niż spytała. - Późno je dzisiaj dowieźli.
No to koleżanka karnie bułeczki dwie nabyła. Łzy wściekłości w oczach miała, sklep opuszczając.
- Pięć bułek, sok - sąsiadka zamówienie składała. W drzwiach przyjaciółka resztę usłyszała: - I na mecz coś. Pół litra niech będzie...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?