Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bar już nie taki mleczny, ale nadal na topie

Joanna Labuda
Ks. Patryk przychodził do Przysmaku jeszcze z babcią i przyznaje, że smak oraz domowa atmosfera się nie zmieniły
Ks. Patryk przychodził do Przysmaku jeszcze z babcią i przyznaje, że smak oraz domowa atmosfera się nie zmieniły Waldemar Wylegalski
Kiedyś zupa mleczna z ryżem i naleśniki z serem, a dzisiaj gołąbki i czernina. Bary mleczne zmieniają się, ale na lepsze. Nie ma już cerat i trojaków, ale domowy smak i atmosfera zostały.

Nad poznańskimi barami mlecznymi już od roku wiszą czarne chmury. Chociaż kochają je poznaniacy, którzy przez kilkadziesiąt lat nie dali im splajtować, to problemy widzą urzędnicy. „Społem” Gastronomiczna Spółdzielnia Spożywców (podobnie jak inne spółdzielnie w Polsce) za to, że do pierogów dodawała skwarki, a do żurku kiełbasę być może będzie musiała zapłacić fiskusowi 2 mln złotych kary. To najgorszy z możliwych scenariuszy. Sprawdziliśmy zatem, czy bary mleczne są poznaniakom nadal potrzebne.

0d 18 lat na posterunku
Serce, dwa razy naleśniki z serem i raz pomidorowa - krzyczy do klientki Krystyna Galas. To ona już od 18 lat wita uśmiechem klientów Jeżyckiego Baru Mlecznego. I niech nie zmyli nikogo „Miś” Stanisława Barei - nie ma tu cerat i przykręconych do stołów naczyń. W barze przy Dąbrowskiego w Poznaniu jest tylu klientów, że drzwi nie zamykają się od rana do wieczora. Bo ten, kto lubi smacznie i tanio zjeść, przychodzi właśnie tutaj.

- Znam swoich klientów na wylot. Pamiętam, czy ktoś jest na diecie, czy może jakiegoś produktu nie lubi. Są zadowoleni, bo wracają i to nas cieszy najbardziej - przyznaje Krystyna Galas. W gastronomii pracuje od 35 lat, a w barze przy Dąbrowskiego najbardziej lubi... surówki. Dlatego codziennie rano próbuje każdą z nich. - Zawsze lubiłam pracę między ludźmi, między klientami. A do tego miejsca jestem szczególnie przywiązana - przyznaje Krystyna Galas. Jak mówi, ma takich klientów, którzy po latach przychodzą, by się chociaż przywitać. Tak było ze studentami z Włoch, których pani Krysia pamięta do dziś. - Kiedy jeszcze nie mówili dobrze po polsku, to nazwy potraw zapisywali na dłoni. Później radziliśmy sobie na migi. Wyjechali na rok, ale wrócili. I to z kwiatami - śmieje się bufetowa z Jeżyc.

Wszędzie dobrze, ale w barze...
Zanim pojawiła się za ladą baru, przychodziła tu jej imienniczka Krystyna Biesiada.

- Przeżyłam już trzy kierowniczki. Pierwsza była pani Jadzia, która poszła na emeryturę, druga - śp. pani Terenia. Teraz jest pani Ania. Fajny mają tu zespół, bo dziewczyny są naprawdę pracowite - opowiada stała klientka baru przy Dąbrowskiego. A dlaczego stała? Bo przychodzi tu już od 25 lat! - Czyli odkąd przeszłam na emeryturę. Sama wcześniej też pracowałam w barze mlecznym. Wiem, jak ta praca wygląda od kuchni, dlatego nie wyobrażam sobie jeść gdzie indziej - tłumaczy poznanianka. Kobieta ma lubiony stolik w zacisznym kącie lokalu. - Tu jest mój drugi dom. Oprócz atmosfery, jedzenie jest pyszne. Ten kucharz - Artur - jak on dobrze gotuje! - chwali Krystyna Biesiada. We wtorek po południu zamówiła na obiad jarzynową, ale najbardziej lubi słodycze. Dzień zaczyna od kawy i sernika. Oczywiście w barze na Jeżycach.

- Mamy wielu takich klientów, ale to nieprawda, że stołują się u nas tylko seniorzy. Wręcz przeciwnie - po pracy przychodzą biznesmeni pod krawatem, a po szkole młodzież i studenci - dodaje Krystyna Galas, bufetowa z Baru Jeżyckiego.

Czernina wraca do łask
Gusta kulinarne klientów się zmieniają, ale nie w barach mlecznych. Poznaniacy od lat chętnie sięgają bowiem po tamtejsze pierogi i naleśniki. Odkąd pojawiły się posiłki mięsne, miłośników barów jednak znacznie przybyło. Świetnie sprzedają się zestawy dnia z kotletem schabowym, żurek na kiełbasie czy gołąbki w sosie pomidorowym. Jak się okazuje, królowa dań jest jednak tylko jedna. To czernina - wielkopolska zupa, którą rzadko można dostać w jakiejkolwiek poznańskiej restauracji. W barach mlecznych pyta o nią co trzeci klient.

- Czerninę podajemy na słodko-kwaśno z makaronem. Ta zupa jest przykładem na to, że niektóre posiłki wracają do łask. Coś, co kiedyś się nie sprzedawało, dzisiaj znika jak świeże bułki - przyznaje Anna Rybak, która za ladą baru Przysmak w centrum Poznania sprzedaje od 9 lat. Jak przyznaje, czerninę przede wszystkim trzeba umieć ugotować i nie każdy potrafi to zrobić. Poza tym trzeba też dostać kaczą krew, która jest podstawą zupy. - Wszystkie posiłki, oprócz pierogów z farszem, robimy na miejscu. Może właśnie dlatego, że są świeże i domowe ciągle się świetnie sprzedają - tłumaczy Anna Rybak.

Ulubiony bar Krystyny Feldman
Smak i rodzinną atmosferę w barze przy ul. Podgórnej doceniły nawet największe gwiazdy polskiej sceny. Stałą klientką Przysmaku była bowiem Krystyna Feldman, aktorka znana m.in. z roli babki kiepskiej w sitcomie „Świat według Kiepskich”.

- Zawsze siadała przy swoim stoliczku przy bufecie. W tamtych czasach były naprawdę duże kolejki do kasy i klienci przepuszczali ją przodem. Podczas jedzenia nigdy nie miała spokoju, bo szybko zbierał się wokół niej tłum, a inni klienci prosili o autografy i robili sobie zdjęcia - wspomina Bernadetta Gruszczyńska, która w barze mlecznym w centrum Poznania pracuje od 11 lat. - Zawsze spieszyła się do teatru i była zabiegana. Mimo to miała dla nich czas. A co jadła? Uwielbiała kotlet schabowy z zasmażaną kapustą - dodaje.

Krystyna Feldman nie była jedyną osobą, która w barze przy Podgórnej budziła szczególne zainteresowanie. W Przysmaku można spotkać aktora Witolda Dębickiego oraz poznańskiego rapera Ryszarda Andrzejewskiego ps. Peja.

Z pokolenia na pokolenie
W środę w Przysmaku spotkaliśmy dwie studentki zarządzania inżynierią produkcji na Politechnice Poznańskiej. Dlaczego przyjechały na Podgórną, skoro z uczelni szybciej doszłyby piechotą do Malty?

- Lepiej iść do baru mlecznego i zjeść tak jak w domu niż do McDonalda. Tam może też zjemy coś za 10 zł, ale na pewno nie będzie to zdrowy posiłek - przyznaje Zuzanna Reiter ze Skórzewa. To ona przyprowadziła tu swoją koleżankę, a dzień wcześniej była też w barze na Jeżycach. - Dobrze, że one nadal są i mamy wybór. Dzięki temu studenci nie muszą jeść tylko fast foodów lub chodzić do restauracji, gdzie zostawią 30 albo 40 złotych - dodaje. Studentki opowieści o barach mlecznych znają z domu. Ich rodzice pamiętają ten najlepszy smak PRL-u. - Wiele razy słyszałam, jak wspominali bary mleczne. Osobiście lubię gotować sama, ale dzisiaj mamy dużo zajęć, dlatego warto wykorzystać przerwę, żeby dobrze i niedrogo jeść - przyznaje Martyna Furtak.

W środę przy ladzie w Przysmaku pojawił się dobrze znany obsłudze ks. Patryk. On przychodził tu jeszcze z babcią.

- Wiele się od wtedy nie zmieniło. Ten sam klimat, jedzenie tak samo dobre. Teraz jest moda na slow food i jeśli bary pójdą w tę stronę, to przetrwają - przyznaje.

Barów w Poznaniu jest więcej i każdy z nich ma swój urok. W Muszelce na Wildzie stołują się głównie mieszkańcy dzielnicy. Jak mówi Daniela Bartosik, wcześniej bar mieścił się przy ul. 28 Czerwca. Ci sami klienci pojawiają się teraz w nowym lokalu.

- Jesteśmy tutaj dla nich. Myślę, że chodzi o to, by się u nas po prostu dobrze czuli - mówi kierowniczka baru. Właśnie dlatego, na ścianach namalowano symboliczne dla nich miejsca, m.in. rynek Wildecki.

- Klienci przychodzą tu całymi rodzinami. Są też tacy, którzy nie mają czasu gotować i biorą na wynos - mówi Daniela Bartosik. Po tym widać, że czasy PRL-u w barach mlecznych już dawno minęły. Nie ma już bowiem... trojaków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bar już nie taki mleczny, ale nadal na topie - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski