Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biogazownię trzeba "nakarmić". A nie ma czym!

Bogna Kisiel
Biogazownię trzeba "nakarmić". A nie ma czym!
Biogazownię trzeba "nakarmić". A nie ma czym! ZOO
Spalarnia śmieci i biogazownia to bardzo drogie i ryzykowne dla miasta inwestycje. Oby tylko poznaniacy nie zapłacili za te kosztowne „zabawki”.

Potrzebna jest otwarta dyskusja o systemie gospodarki odpadami w Poznaniu. Trzeba szczerze powiedzieć o istniejących zagrożeniach i zastanowić się, jak rozwiązać problemy. W przeciwnym razie zapłacimy za to wszyscy – indywidualnie wyższymi opłatami za śmieci i zbiorowo, gdy pieniądze z miejskiej kasy zamiast na inwestycje będą „łatać” dziury finansowe w istniejącym systemie.

Kosztowna biogazownia
W bezpośrednim sąsiedztwie składowiska odpadów została wybudowana biogazownia. – Obecnie trwa rozruch technologiczny – mówi Stanisław Kęska, prezes Zakładu Zagospodarowania Odpadów. – Próby zakończą się we wrześniu.

Koszt tej inwestycji to 53 mln zł (ok. 60 mln zł brutto). – Mamy chyba najdroższą biogazownię w tej części Europy – mówi Tomasz Lewandowski, radny Lewicy oraz szef komisji gospodarki komunalnej i polityki mieszkaniowej.

ZZO dostał na to przedsięwzięcie pożyczki z WFOŚiGW oraz NFOŚiGW, a także dotację unijną w wysokości prawie 22 mln zł.

– Ostrów wybudował instalację do mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów ulegających biodegradacji, która przetwarza 85 tys. ton, za 37 mln zł. Instalacja ta ma też sortownie– twierdzi T. Lewandowski.

Biogazownia obliczona jest na 30 tys. ton, w tym 18 tys. ton zielonych i 12 tys. ton odpadów kuchennych (bez tłuszczów). Technologia zastosowana w Poznaniu praktycznie uniemożliwia rozbudowę instalacji. Tymczasem według szacunków GOAP-u i ZZO zapotrzebowanie jest na co najmniej 50 tys. ton odpadów. Ma to istotne znaczenie, bowiem Unia Europejska narzuca obowiązek zwiększenia odzysku także odpadów biodegradowalnych.

Poza nową biogazownią, ZZO ma też kompostownię pryzmo-wą na 10 tys. ton, która mogłaby zwiększyć możliwości odbioru odpadów i z uwagi na niskie koszty eksploatacji obniżyć cenę przyjmowanych odpadów zielonych z GOAP.

Jednak na ostatniej sesji sejmiku, wbrew protestom ZZO, instalację tę wykreślono z Wielkopolskiego Planu Gospodarki Odpadami. – Wybór technologii, która uniemożliwia rozbudowę powoduje, że w przyszłości Urząd Marszałkowski może dojść do wniosku, że potrzebna jest druga instalacja. Jeśli zbuduje ją firma prywatna i stanie się ona RIPOK-iem (dop. red. Regionalna Instalacja Przetwarzania Odpadów Komunalnych), to będzie konkurencją dla naszej biogazowni – obawia się T. Lewandowski.

Co więcej, gdy inwestor zdecyduje się na tańszą technologię, to zaoferuje niższą cenę za przyjęcie zielonych odpadów niż poznańska biogazownia. – Jeżeli na wezwanie do usunięcia naruszenia prawa sejmik nie zmieni swojej decyzji, to będziemy musieli zaskarżyć tę uchwałę – zapowiada Arkadiusz Stasica, zastępca prezydenta.

Podobną sprawę miała z marszałkiem firma Zys i wygrała.

„Wkładu kuchennego” brak
Kolejny kłopot to zastosowana w biogazowni technologia. Jest ona wykorzystana tylko w jednej miejscowości w Niemczech.
Instalacja składa się z trzech komór. W pierwszej powstaje metan, który jest spalany. Z uzyskanej w ten sposób energii wytwarzany jest prąd. Do drugiej komory trafia to, co pozostaje po procesie zachodzącym w pierwszej. Tutaj przyspiesza się powstawanie kompostu, który potem dojrzewa w trzeciej komorze.

Nie da się jednak wytworzyć metanu z samego zielonego. Trzeba dorzucić odpady kuchenne. Tyle tylko, że „wkładu kuchennego” nie ma. Kiedy ogłaszano przetarg na odbiór śmieci, nie pomyślano o tym. Dlatego firmy śmieciowe odbierają jedynie śmieci zmieszane, szkło, plastik, papier i odpady zielone. Umowy, które z nimi zawarł GOAP obowiązują do końca 2017 r.

Podstawowe pytanie brzmi: Czy mieszkańcy są gotowi na zbiórkę odpadów kuchennych i czy jesteśmy w stanie zebrać ich 12 tys. ton rocznie?– Jestem przekonany, że na tym etapie segregowania śmieci, uzyskanie takiej ilości odpadów kuchennych jest rzeczą niewyobrażalną – nie ma wątpliwości prezydent Stasica. – Nie wierzę, że ludzie od razu będą chcieli je segregować. Podjęliśmy jednak już pewne działania.

Miasto przeznaczyło 2,3 mln zł na 12 tys. pojemników na odpady kuchenne. Przetarg na ich zakup został ogłoszony. Poznań zaproponował, by także gminy je kupiły. Te jednak odmówiły.

– Rozesłaliśmy pismo do ponad 500 instytucji, z których moglibyśmy pozyskiwać odpady biodegradowalne – oświatowych, służby zdrowia, stołówek – proponując ustawienie pojemników – mówi prezydent Stasica. – W projekcie zmienionego regulaminu czystości wprowadziliśmy zapis, który nie zmusza, ale daje mieszkańcowi możliwość segregowania odpadów kuchennych. W dwóch sektorach chcemy też uruchomić pilotażowy program i ustawić na osiedlach domów jednorodzinnych pojemniki, do których mieszkańcy mogą wrzucać odpady zielone i kuchenne.

ZZO weszło też w kontakt z dużymi sieciami handlowymi. Proponuje im pojemniki, do których mają wrzucać przeterminowaną żywność, a w zamian dostaną kompost. Odpady kuchenne będą odbierane poza systemem GOAP-u, bo związek nie przewidział ich odbioru. Miejska spółka dopłaca do tego „interesu”, korzysta GOAP. Dlaczego?

– Każda tona odpadów kuchennych, którą uda się pozyskać z rynku, to potencjalnie niższa cena odpadów zielonych na bramie biogazowni, ale to wiąże się z dodatkowymi kosztami dla spółki – twierdzi T. Lewandowski. I dodaje: – Najwięcej odpadów zielonych jest przywożonych z gmin. ZZO i miasto po części dopłaca do GOAP-u. Musimy wspólnie się zastanowić co z tym fantem zrobić.

Ile za odpady zielone?
Biogazownia ma produkować tyle energii, by wystarczyło jej na potrzeby zakładu i na sprzedaż. Przewidywano, że rocznie ZZO będzie miał ze sprzedaży prądu i zielonych certyfikatów 900 tys. zł, a z kompostu 120 tys. zł. To miało spowodować zmniejszenie kosztów przyjęcia i zagospodarowania odpadów zielonych. Obecnie GOAP płaci ZZO za tonę zielonych 160 zł, po realizacji inwestycji (biogazowni) cena miała spaść do 135 zł.

Tymczasem ZZO nie jest w stanie wyprodukować nawet tyle energii, by zasilić własną instalację. Mało tego. Na hałdzie leży 20 tys. ton kompostu, którego nikt nie chce kupić.

Na kalkulację ceny za przyjęcie odpadów zielonych wpływa też wartość samej biogazowni, w tym głównie amortyzacja.
– Została ona rozpisana na 15 lat. Ulgą byłoby wydłużenie tego okresu, ale jest to niemożliwe, ponieważ został on wpisany do wniosku o dofinansowanie unijne – twierdzi T. Lewandowski. – Konsekwencją budowy tak drogiej instalacji i niezapewnienia strumienia odpadów kuchennych jest wzrost ceny odpadu zielonego, który musiałby kosztować nie 160 zł, a 300 zł.

Sytuacja finansowa GOAP-u nie jest dobra. Związku nie stać, by płacić więcej za zielone. Już w ubiegłym roku ZZO ratował GOAP obniżając ceny i zgadzając się na płacenie faktur z poślizgiem. – Teraz GOAP ma problem z zapłaceniem odsetek od tych prolongowanych kwot - dodaje T. Lewandowski.

Natomiast zrzucenie tego ciężaru na barki mieszkańców poprzez wprowadzenie dodatkowej opłaty za odpady zielone też nie wchodzi w grę. Powodów jest kilka. Już teraz opłata za śmieci jest wysoka. Gdy ludziom przyjdzie płacić dodatkowo za zielone, to skończy się tym, że trafią one do śmieci zmieszanych.

Walka o pozwolenie
Ten bałagan obecna władza przejęła po poprzednikach. Pytanie podstawowe brzmi, dlaczego do tej pory nie mówiono o tym głośno? Powodem była groźba utraty dotacji unijnej. ZZO miał problem z uzyskaniem zintegrowanego pozwolenia na użytkowanie. Urząd Marszałkowski wydał negatywną decyzję. Spółka musiała odwoływać się na drodze administracyjnej.

– Podejrzewam, że gdybyśmy zaczęli kwestionować technologię zastosowaną w biogazowni i jej przydatność dla aglomeracji poznańskiej, to strzelilibyśmy sobie w stopę, bo mogłoby to być użyte przeciwko wydaniu nam pozwolenia – tłumaczy T. Lewandowski.

Nowy zarząd spółki przekonał też ministerstwo, że samo uruchomienie biogazowni (a nie produkcja prądu i kompostu) daje tzw. efekt ekologiczny, od którego uzależnione jest otrzymanie dotacji unijnej. Teoretycznie ZZO mogłoby przerobić 30 tys. ton odpadu zielonego i nie straciłoby dofinansowania. Mogłoby, ale bez wkładu kuchennego ich cena będzie astronomiczna.

Skąd brać śmieci do pieca?
W związku GOAP to Poznań ponosi największe ciężary i ryzyka. Poza biogazownią jest też problem spalarni, do której miasto zobowiązane jest dostarczać rocznie 210 tys. ton śmieci. Tymczasem w marcu tego roku pojawił się projekt Krajowego Programu Gospodarki Odpadami, wyznaczający cele i poziomy odzysku. Na jego podstawie przyjmowane są plany regionalne. Krajowy program przewiduje, że do 2020 r. recyklingowi powinno być poddawane 50 proc. odpadów komunalnych, natomiast termicznemu przekształcaniu czyli spalaniu nie więcej niż 30 proc. odpadów.

Skąd zatem weźmiemy śmieci do pieca? Jedynym ratunkiem jest uznanie poznańskiej spalarni za instalację ponadregionalną co umożliwi przywóz śmieci z innych regionów. Decyzja należy do marszałka województwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Biogazownię trzeba "nakarmić". A nie ma czym! - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski