Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biostymulatory. "Przebrani za lekarzy sprzedali nam bubel"

Krystian Lurka
Pani Alicja kupiła sprzęt za 4988 zł, bo otrzymane wyniki były fatalne
Pani Alicja kupiła sprzęt za 4988 zł, bo otrzymane wyniki były fatalne Krystian Lurka
Stowarzyszenie Osób Pokrzywdzonych przez firmy Sprzedaży Bezpośredniej "Stop oszustom" zawiadomiło poznańską prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Chodzi o poznańską firmę M. sprzedającą urządzenia niemające żadnych właściwości leczniczych, a które jako takie były reklamowane. I sprzedawane podczas spotkań, połączonych z badaniami profilaktycznymi, prowadzonymi przez rzekomych lekarzy.

Stowarzyszenie Osób Pokrzywdzonych przez firmy Sprzedaży Bezpośredniej "Stop oszustom" zawiadomiło poznańską prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Chodzi o poznańską firmę M. sprzedającą urządzenia niemające żadnych właściwości leczniczych, a które jako takie były reklamowane. I sprzedawane podczas spotkań, połączonych z badaniami profilaktycznymi, prowadzonymi przez rzekomych lekarzy.

W sprawie firmy M. przesłuchanych będzie ponad 350 osób, które uwierzyło w skuteczność "biostymulatorów" oferowanych przez poznańską firmę.

- Na podstawie badania sprzętem podobnym do kamery termowizyjnej wystawiano "karty pacjentów". Na zarysie sylwetki zaznaczano miejsca zmienione chorobowo - mówi Michał Mikołajczak ze "Stop oszustom". Po badaniach pracownicy firmy, czasami ubrani w białe kitle, diagnozowali choroby. Na przykład zwapnienie w mózgu czy zmiany nowotworowe.

Potem sugerowali, że sposobem na wyleczenie schorzenia jest stosowanie zakupionego od nich "biostymulatora", po części refundowanego przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Czytaj: Afera lekowa: 7 miesięcy i... nic

- Mówili nawet jak często i w jakich godzinach należy go używać - przyznaje Michał Mikołajczak. Jak się później okazało, plastikowe urządzenie działające na zwykłe baterie, nie miało właściwości leczniczych.

To, że urządzenie nie działało, potwierdzili specjaliści z Ministerstwa Zdrowia. W opinii o "biostymulatorze" napisali: "wyrób wycofuje się z obrotu i używania". Decyzja miała rygor natychmiastowej wykonalności. Pod dokumentem podpisał się prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych.
To pierwsza zorganizowana próba udowodnienia, że firmy prowadzące sprzedaż bezpośrednią kłamią, by nakłonić do kupna produktów o rzekomych właściwościach leczniczych. To także próba powstrzymania ich dalszej działalności. Kolejne osoby, które czują się oszukane, zgłaszają się do stowarzyszenia i proszą o pomoc. - Niebawem poinformujemy prokuraturę o kolejnych 400 poszkodowanych osobach - zapowiada Michał Mikołajczak ze "Stop oszustom".

Osoby oszukane można już liczyć w tysiącach. To między innymi uczestnicy wykładu "Tajemnice leczenia w XX wieku" czy osoby, które uczestniczyły w "bezpłatnym badaniu układu krążenia". I klienci, którzy kupili: "biorewitalizatory", które - za pomocą zdrowej wody - mają odbudowywać zniszczone komórki. A także ci, którzy nabyli urządzenia wytwarzające pole magnetyczne rzekomo skuteczne w walce m.in. z hemoroidami i problemami z prostatą czy magnesy, które wedle zaleceń trzeba przykładać w miejsca, gdzie występują zmiany nowotworowe.

- Wcześniejsze postępowania karne nie były przez prokuraturę wszczynane lub je umarzano, ponieważ zawiadomienia składały pojedyncze osoby. Tym razem sprawa ma się inaczej - pokrzywdzonych są setki i wciąż ich przybywa - mówi Jan Kasjaniuk, prawnika reprezentującego po-szkodowanych, dodaje: - W mojej opinii możemy mówić o przestępstwie oszustwa. Za nie, według kodeksu karnego, grozi kara pozbawienia wolności od sześciu miesięcy do lat ośmiu.

Jan Kasjaniuk przyznaje, że chce, żeby nie tylko właściciele firmy zostali ukarani, ale też sprzedawcy. Jak twierdzi, im można postawić zarzut pomocnictwa. - Nie mogli nie wiedzieć, że urządzenia nie pomagają - mówi wprost. Na ich niekorzyść przemawia też fakt, że "stawiali diagnozy" - mówi Jan Kasjaniuk.

Czytaj:"Kacperek wypisany ze szpitala, bez wyników. Umarł po 6 dniach!"

Adam Sandauer przewodniczący stowarzyszenia "Primum non nocere" przyznaje, że firm, które dystrybuują sprzęt opisywany jako medyczny przybywa. Nie dziwi go też fakt, że sprzedawcy urządzeń wykorzystują autorytet lekarzy.
- Pacjenci czekają w długich kolejkach aż przyjmie ich specjalista. Dlatego jeśli nadarza się okazja bezpłatnych badań profilaktycznych i konsultacji, chętnie z nich korzystają - mówi Adam Sandauer. - Niestety, w zdecydowanej większości okazuje się, że są to hochsztaplerzy, którzy oferują buble za ciężkie pieniądze, jak magiczne magnesy, amulety zwalczające najróżniejsze choroby lub cudowna woda.

Jedną z nabranych osób jest Alicja Wojtych. 73-letnia poznania-nka zgłosiła się do stowarzyszenia we wtorek. Pod koniec marca podpisała umowę na zakup "biorewitalizatora", który miał "ożywiać wodę" . Dziś chce zerwać umowę. Jak przyznaje, jest jej wstyd, że była taka naiwna.

Czytaj:"Urzędnicy z NFZ-u dostali premie. W sumie około 2 mln zł"

- Kiedy zadzwonili do mnie zpoznańskiego "Instytutu R.", zaproponowali bezpłatne badanie. Mówili o programie poprawy zdrowia seniorów w ramach państwowej służby zdrowia i"zaawansowanym systemie odbudowy komórkowej" - wspomina pani Alicja. - Zapraszali doprzychodni naprzeciwko szpitala. Stwierdziłam, że to nie może być podpucha.
73-latka skorzystała z propozycji. Podczas spotkania, wykład prowadziły dwie "pielęgniarki" i mężczyzna w garniturze. - Podczas prelekcji wyrywkowo brali nas na kontrole. Badanie polegało na tym, że urządzenie przypominające połączenie latarki ze skanerem sklepowym, przykładano - po kolei - do wszystkich części ciała - opowiada pani Alicja i dodaje: - Z wyników badań, jakie dostałam, wynikało, że jestem bardzo chora.

Na spotkaniu pytała czy to, nie jest "naciąganie" podobne do tego "na garnki". - Zaprzeczyli - mówi. Dlatego podpisała umowę. Dziś swoją decyzję tłumaczy tym, że przekonały ją: "karta danych do zabiegu", panie w białych kitlach i fatalne wyniki badań. Zmyliła ją też nazwa "Instytut R."

Chcieliśmy skontaktować się z "Instytutem". Niestety, nikt nie odbierał telefonu (podanego na stronie internetowej), nie odpisywał też na nasze mejle.

Jak mówi Magdalena Mazur-Prus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, trwa postępowanie przygotowawcze w sprawie firmy M. - Pierwsze osoby zostały już przesłuchane - mówi Magdalena Mazur-Prus.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski