Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Boże Narodzenie: Bohaterski tato został sam

Karolina Barełkowska
Paweł Andrzejczak z dziećmi
Paweł Andrzejczak z dziećmi Karolina Barełkowska
Te święta dla Pawła Andrzejczaka oraz jego dzieci: 4-letniego Adasia, 5-letniej Zosi, 7-letniej Julki, 10-letniej Ani, 13-letniej Malwiny, 14-letniego Sebastiana, 16-letniego Adriana, 17-letniego Daniela, 18-letniego Julka będą na pewno smutne. Dwumiesięczny Antoś jest jeszcze za mały, aby zauważyć, że przy świątecznym stole zabraknie jego mamy. Najmłodszy chłopczyk przyszedł na świat w 37. urodziny Sylwii. W tym dniu cała rodzina cieszyła się z narodzin kolejnego członka rodziny, dzień później rozpaczała, po stracie Sylwii.

Paweł Andrzejczak dwa miesiące temu niespodziewanie został sam z gromadką swoich dzieci. Na początku mógł liczyć tylko na pomoc swojej mamy i siostry. Do czasu, kiedy o jego sytuacji dowiedziała się lekarka z gnieźnieńskiego szpitala - Marta Górska, która postanowiła zrobić wszystko, aby im pomóc. Nie ważne było dla niej, że pan Paweł wraz z dziećmi mieszka w miejscowości Zbietki, w gminie Mieścisko.

CZYTAJ TEŻ:
W BOŻE NARODZENIE OTWIERAMY SIĘ NA LUDZI

- O ciężkiej sytuacji tej rodziny dowiedziałam się przypadkiem - przyznaje Marta Górska. - Krótko po tym poprosiłam pielęgniarkę środowiskową, żeby pojechała do tej rodziny i zobaczyła, czego im potrzeba. Okazało się, że potrzebne jest wszystko - ubrania, buty, sprzęt gospodarstwa domowego, meble, pościele, garnki - wylicza.

Lekarka nie zastanawiając się długo, zaczęła działać. Zaczęła opowiadać innym o ciężkiej sytuacji rodziny. Na odzew nie trzeba było długo czekać. Ludzi historia pana Pawła i jego dzieci bardzo wzruszyła. Jedni kupili wszystkim dzieciaczkom buty, inni dorzucili się do pralki, kolejni do nowego okna.

- To porządna, wielodzietna rodzina. Nie ma u nich żadnych problemów alkoholowych. Nie proszą się o pomoc. Twierdzą, że radzą sobie - przyznaje Marta Górska. - Ujmujące u nich jest to, że ta rodzina jest z sobą bardzo zżyta i niezwykle związana. Dzieci bardzo cieszą się z narodzin swojego braciszka - dodaje.

Anna Florczak, pielęgniarka w pogotowiu ratunkowym, podkreśla, że widać bardzo dużą więź pomiędzy ojcem a dziećmi.

- Tej rodzinie naprawdę chce się pomagać, ponieważ widać, że oni to szanują. Ujmująca jest również ich skromność. Kiedy spytaliśmy jedną z młodszych córek pana Pawła, o czym marzy, odrzekła, że o plastelinie. Nie o komputerze, nowej komórce czy innym modnych gadżecie, ale o zwykłej plastelinie - opowiada Anna Florczak.

Kobiety są pewne, że jedno, czego nie brakowało tej rodzinie, to na pewno miłości. Rodzinę, która znalazła się w trudnej sytuacji, wsparł również gnieźnieński Caritas. Jak informuje ks. Krzysztof Woźniak, zastępca dyrektora, do państwa Andrzejczaków została już przesłana paczka z żywnością.

- Myślimy również o tym, żeby któremuś z dzieci ufundować stypendium szkolne - przyznaje ks. Krzysztof Woźniak. Po nagłośnieniu sprawy pojawiły się również prywatne osoby, które chcą pomóc.

Jedni dzielą się z rodziną Andrzejczaków żywnością, inni pieniędzmi. Osoby, które również chciałyby wspomóc rodzinę pana Pawła, mogą swoje dary przekazywać do placówki Caritas, zaznaczając, że pomoc ma być skierowana właśnie do nich.

Paweł Andrzejczak jest niezwykle skromnym człowiekiem. Widać, że wciąż nie pogodził się ze śmiercią żony. Ożywia się na chwilę, kiedy zaczyna opowiadać o żonie i dzieciach. O ich wspólnym, szczęśliwym życiu, które tak nagle się skończyło... Głos zaczyna mu się łamać, kiedy mówi o wydarzeniach z 24 października. Przyznaje, że jest bardzo wdzięczny za okazane serce i pomoc.

Podobnie jak jego mama Barbara, która bardzo go wspiera.

- Co mamy zrobić? Musimy żyć dalej i pamiętać o mamie - mówi pani Andrzejczak.

Myśl o zbliżających się świętach nie jest zbyt radosna...

- Staram się synowi pomagać, jak tylko mogę. Do świątecznego stołu na pewno usiądziemy wspólnie. Bez synowej święta będą smutne - przyznaje. - Ona zawsze marzyła o dużej rodzinie, kochała wszystkie dzieci i cieszyła się z kolejnych.

Obecnie małym Antosiem opiekuje się siostra pana Pawła, która mieszka wraz rodzicami. Obydwa domy znajdują się bardzo blisko siebie, więc zarówno ojciec, jak i dzieci mają stały kontakt z niemowlakiem.

- Świat mi się wywrócił do góry nogami - przyznaje pan Paweł. - Jest mi bardzo ciężko. Jak żona żyła, mogłem zająć się pracą, bo Sylwia zajmowała się domem, a teraz? Ona była naszym motorem, zajmowała się dziećmi, sprawami urzędowymi. Teraz ja muszę się tego wszystkiego nauczyć. Trzeba żyć dalej, dla dzieci - mówi zrozpaczony Paweł Andrzejczak.

Mężczyzna jest murarzem. Większość prac remontowych w domu wykonuje wraz ze swoimi synami.
Niedawno, w oczekiwaniu na meble podarowane przez lekarzy, odnawiali pokój. Chcą, by dom w ostateczności wyglądał tak, jak chciałaby Sylwia. Nigdy o niej nie zapomną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski