Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brat Jerzy Kuźma został ortopedą dla Papuasów [ROZMOWA]

Anna Kot
Brat Jerzy Kuźma medycynę studiował w Lublinie, zanim wyjechał na misje, pracował w szpitalach w Braniewie i Białymstoku
Brat Jerzy Kuźma medycynę studiował w Lublinie, zanim wyjechał na misje, pracował w szpitalach w Braniewie i Białymstoku Franciszek Bąk SVD
W Polsce mamy lekarza na 1-2 tysiące osób. W Papui Nowej Gwinei jest jeden na 130 tysięcy! Więc gdzie bardziej on jest potrzebny? - pyta retorycznie brat Jerzy Kuźma, misjonarz werbista, który na Nowej Gwinei pracuje jako chirurg i ortopeda

Jak to się stało, że Brat - sam wieloletni lekarz i to dwóch specjalizacji - chirurg i ortopeda - przylatuje aż z Papui Nowej Gwinei na operację i to akurat do Poznania?
Nie ma w tym nic dziwnego, bo - po pierwsze - Poznań, a zwłaszcza tutejszych lekarzy ortopedów znam i przyjaźnimy się od wielu lat i moja uczelnia Divine Word University w Madang na Nowej Gwinei i podległy jej szpital dydaktyczny z nimi współpracuje. Po drugie - w Papui jestem jedynym ortopedą na półtora miliona osób. Łatwo sobie wyobrazić, że - licząc według polskich standardów - musiałbym czekać na tę operację chyba kilkadziesiąt lat. A co jak co, ale sprawne kolano jest mi potrzebne do wykonywania pracy.

Sporo Brat jej ma - jak słyszę. Jeden lekarz nie pomoże tylu ludziom - to oczywiste.
Toteż stąd współpraca z Uniwersytetem Medycznym w Poznaniu - wasi lekarze przylatują mi pomagać, a pracownicy z naszego szpitala przybywają do Poznania zdobywać wiedzę. Lada moment przyleci tu pielęgniarka i rehabilitantka z oddziału ortopedycznego z Madang, a na koniec lipca do nas przyleci dwóch studentów IV roku z Poznania.

To wciąż kropla w morzu. Jak wygląda system leczenia w kraju, gdzie jest tak niewielu lekarzy?
Od tego jesteśmy między innymi my, misjonarze. Ja od zawsze chciałem być lekarzem i od tego rozpocząłem edukację zawodową. Powołanie misyjne przyszło do mnie podczas studiów medycznych. Wielu nie dawał spokoju fakt, że po nauce chcę wyjechać z Polski. Na dodatek jako specjalista, ale ja odkąd to powołanie poczułem, kombinowałem, jak najbardziej mogę się przysłużyć drugiemu człowiekowi. Wpadłem na to, że jako internista mogę chorobę zdiagnozować, dać leki i czekać. A jako chirurg mogę jeszcze zrobić operację. No i proszę zauważyć - w Polsce mamy lekarza na 1-2 tysiące osób. W Papui jest jeden na 130 tysięcy! W samym 600-tysięcznym Poznaniu jest chyba z kilkudziesięciu ortopedów - gdzie więc bardziej potrzebny jest lekarz? No i ja - zafascynowany działalnością misjonarza jezuity Jana Beyzyma, zajmującego się na Madagaskarze trędowatymi - chciałem służyć ludziom. Kto bardziej im pomoże jak nie lekarz?

To jak to właściwie jest - jest Brat bardziej misjonarzem czy lekarzem? Trzeba było wstępować do werbistów, żeby służyć ludziom jako lekarz np. w Papui?
Ależ naturalnie! Na czym polega moja praca jako lekarza jest oczywiste. Z kolei jako osoba duchowna - inaczej niż moi współbracia-misjonarze, którzy dosłownie głoszą Ewangelię i sprawują liturgię - ja daję jej świadectwo moją pracą, służbą i postawą wobec ludzi. Wygląda na to, że otrzymałem dwa powołania - lekarza i brata zakonnego.
No to jak sobie radzi brat zakonny lekarz w takim kraju jak Papua Nowa Gwinea. Od początku chciał Brat tam jechać?
W pewnym sensie - ponieważ każdy z nas na koniec seminarium może zaproponować trzy kraje, gdzie chciałby pracować, ja podałem - naturalnie - Afrykę, moją pierwszą wielką miłość, a w drugiej kolejności PNG, a w trzeciej - biedne kraje azjatyckie z dominującym angielskim, bo już nieźle znałem ten język. Pan Bóg wysłał mnie na Nową Gwineę, gdzie jestem już od 1997 roku. Najpierw pracowałem cztery lata w górach, a teraz mieszkam w Madang na wschodnim wybrzeżu tej największej wyspy w Papui, która rozciąga się jeszcze na 2800 mniejszych. Uczę na naszym werbistowskim uniwersytecie (DWU) młodych lekarzy i w szpitalu dydaktycznym, rządowym, odpowiedniku polskiego wojewódzkiego, prowadzę oddział chirurgii i ortopedii.

Tę drugą specjalizację zdobywał Brat też w Polsce przed wyjazdem na misje?
Właśnie nie - dopiero praca w Papui pokazała mi, jak wielkim problemem jest tu brak ortopedy. Widziałem więc mnóstwo kalekich młodych ludzi i dzieci zostawionych bez pomocy. Dlatego w niemłodym już wieku postanowiłem zrobić tę dodatkową specjalizację. Dzięki wsparciu Polaków mogłem kupić sprzęt ortopedyczny, narzędzia, które są naprawdę bardzo drogie - różne płytki i śrubki. To głównie polska prowincja werbistowska i austriacka pomogły mi wyremontować stary barak i kupić niezbędne narzędzia, gdzie powstał oddział ortopedyczny. Przychodzi do mnie wielu chorych - często, wciąż zbyt często, za późno, z bardzo zaniedbanymi chorobami, no ale jak w całym kraju zamieszkałym przez 8 milionów ludzi jest trzech ortopedów, to jak może być inaczej? Bardzo trudno zniwelować te zaniedbania, ale cieszy mnie to, że wielu ludziom mogę jednak pomóc, mogę przywrócić radość życia, po prostu normalne życie.

Jakiego typu choroby czy może raczej urazy zbierają tragiczne żniwo wśród Papuasów?
Jeśli chodzi o choroby to miejscowych dziesiątkują te typowe dla rozwijających się krajów Trzeciego Świata - zakaźne, jak malaria, gruźlica, teraz AIDS oraz zapalenie płuc, opon mózgowych, biegunka. Z kolei urazy są pierwszą przyczyną zgonów młodych mężczyzn w wieku 20-40 lat, jest wśród nich 1o razy więcej kalek niż w innych grupach wiekowych. A przyczyna? No cóż - poniekąd też typowa dla tych społeczności - wciąż jeszcze walki plemienne, dużo wypadków samochodowych, no i skutki przestępczości czy przemoc rodzinna.

Skąd oni biorą tyle broni? To rany postrzałowe?
Właśnie nie - posiadanie maczety nie jest tam niczym nadzwyczajny i niemal każdy mężczyzna ją ma. Walczą nią jak w naszej kulturze dawniej ludzie posługiwali się mieczem czy szablą. To już jest prawdziwa epidemia - nie ma tygodnia, bym nie miał kilku pacjentów z odciętymi rękami, palcami czy przeciętymi głowami.
Mówi Brat, że ta przemoc dotyka też rodzinę, jak w tamtej społeczności funkcjonuje rodzina?
Jest bardzo zdominowana przez mężczyzn - zwłaszcza w prowincjach górskich kobieta odgrywa podrzędną rolę - stanowi rodzaj towaru, za który przyszły mąż musi zapłacić honorarium i wtedy ona rzeczywiście jak towar staje się własnością męża. Małżeństwo więc to po prostu wymiana ekonomiczna - jedna rodzina i nie tylko, bo często cały klan wychowuje kobietę, a drugi klan zbiera pieniądze czy towary, aby ją wykupić. Wcale do rzadkich nie należy sytuacja, kiedy kobieta czuje się mniej doceniona, jeśli mąż nie przekaże za nią całej zapłaty. A bywa tak, gdyż mężowie wstrzymują się z zapłatą do czasu, zanim kobieta nie urodzi dziecka, najlepiej syna. Brak dziecka - już niekoniecznie syna - to ważna podstawa do rozwodu, czyli wycofania się z umowy małżeńskiej.

W XXI wieku kobiety to jeszcze tolerują?
I to nawet młode, ładne i wykształcone! Mało tego tolerują nawet przemoc! Sam słyszałem, jak jedna z pielęgniarek w moim szpitalu skarżyła się koleżance, że pewnie mąż ma inną kobietę, bo już trzy miesiące ją nie bił. Czyli nie zależy mu na niej! Ale widziałem też krewki panie, które walczyły z mężczyznami- tamtejsze kobiety też potrafią wyrażać swoje emocje, więc ta fizyczna agresja występuje po obu stronach.

Dzieci też dotyka ta agresja dorosłych?
Otóż nie! To są naprawdę sporadyczne przypadki. Rzadko zdarzają się u nich urazy, które powstały na skutek pobicia przez rodzinę - jeśli już to przez przypadek, może po alkoholu. Ale sporo wśród dzieci jest ofiar wypadków - spadają z drzew, wpadają do ognisk, uczestniczą w wypadkach samochodowych, jako ofiary braku wyobraźni dorosłych, którzy wożą je na przyczepach, z których spadają na pierwszej dziurze w drodze. Ale sporo z nich ma wrodzone upośledzenie - tutaj częściej niż u ludzi białych rodzą się dzieci ze szpotawością stóp, z zakażeniem kości, prowadzącym do kalectwa. To naprawdę wielki i poważny problem, bo wiele z tych dzieci nigdy nie zdąży dotrzeć z buszu do lekarza - bo i jak, skoro kraj nie dość, że ma trzech ortopedów, to na dodatek brakuje w nim dróg. A wiadomo - jak nie ma drogi, nie ma postępu - także w leczeniu.
To powszechne kalectwo wśród ludzi Brata tak poruszyło w Papui? A bieda? Zacofanie? Patologie tak boleśnie znane w naszym świecie?
Ludzkie nieszczęścia to jedno, ale musimy wyjaśnić zjawisko najważniejsze. Otóż tutejsi ludzie mają specyficzne - holistyczne widzenie świata, czyli - przeciwnie niż my, wychowani na rzeczywistości dualistycznej i dzielący świat na materialny i duchowy - dla nich stanowi on jedność. Ma to swoje dobre i złe strony. Złe, bo kiedy umiera dziecko czy człowiek w sile wieku, Papuasi uważają, że to nie mogła być naturalna śmierć - na pewno ktoś rzucił czary i trzeba go za to ukarać. Ale też dobre, ponieważ często przyczynę choroby upatrują w poranionych relacjach. Jak pracowałem w górach, pacjenci często przed operacją chcieli wrócić do wsi i naprawić, uratować popsute ludzkie relacje - i to nieważne czy rodzinne, czy sąsiedzkie. Dla nich to, co potwierdzają najnowsze badania zwłaszcza w Ameryce - czyli ta jedność zdrowia duchowego i fizycznego - było czymś oczywistym i naturalnym od zawsze. To my dopiero się dowiadujemy, że ludzie gromadzący złe uczucia - gniewu, nienawiści, poczucia winy, dwu-trzykrotnie częściej chorują na zawały serca i wylewy krwi do mózgu. Już dziś wiadomo, że ponad 80 procent chorób tzw. somatycznych ma jakiś czynnik psychiczny - ta zależność jest odkrywana i coraz bardziej widoczna. I dlatego też dla Papuasa relacje są ważniejsze niż obowiązek i razem bardzo trudno się nam pracuje. Nasza kultura jest nastawiona na wykonanie zadania, a oni są gotowi zostawić pracę, bo zmarł wujek, dziadek, pradziadek i celebracja tej śmierci jest ważniejsza od wszystkiego.

Rozumiem, że życie rodzinne też jest ważne?
Oczywiście - ta społeczność - zwłaszcza na wsiach - bazuje na życiu rodzinnym, klanowym. I ten fakt oraz bogata przyroda - przeciwnie niż w Afryce - sprawiają, że w Papui praktycznie nie ma we wsiach ludzi głodnych. Tu funkcjonuje tzw. one talk system - jak są głodne czy bezdomne dzieci, nie mają ojca czy rodziców, idą do ludzi ze swego klanu i zawsze dostaną jeść i dach nad głową. Owszem, występuje we wsiach niedożywienie jakościowe, zresztą ono jest bardzo duże w Papui, gdzie ludzie mają za mało białka, witamin i mikroelementów, ale nie ilościowe czy energetyczne. Niestety w miastach zaczęły się już zmiany - "system jednej mowy" załamuje się i tam już rzeczywiście są patologie - pojawiły się tzw. dzieci ulicy, które kradną czy prostytuują się. Ale warto zapamiętać i podkreślić u Papuasów ten szacunek i rangę ludzkich relacji, które my w kieracie dnia codziennego pogubiliśmy.

To dr br. Jerzy Kuźma operował w Papui Nowe Gwinei postrzelonego w brzuch przez bandytów 20 maja o. Piotra Waśko, misjonarza werbistę z Sądecczyzny. O. Piotr kończy już rekonwalescencję i za kilka tygodni przyjedzie do Polski na urlop.

Papua Nowa Gwinea
leży na wyspie Nowa Gwinea, w Melanezji, na południowym Pacyfiku. Lądowo graniczy z Indonezją, kraj zamieszkuje około 8 milionów obywateli, którzy posługują się ponad 800 językami. Urzędowym jest angielski i tzw. pg english - wersja uproszczona angielskiego dla miejscowych. Katolików jest tam około 30 proc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski