Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Brązowy Krzyż dla serca, które pracuje na drugą zmianę

Katarzyna Dobroń
Od ośmiu lat żyje z drugim sercem. I co wyjątkowe - zna rodzinę i historię dawczyni organu. Przeszczep odbył się 5 czerwca 2005. Dla Renaty Maternik, która sama o sobie mówi "składak", życie nie jest teraz inne, jest nowe. Wszystko, co łączy się z transplantacją ma często dramatyczny przebieg i okoliczności. Życie jednego pochodzi od drugiego, który właśnie je zakończył. Czy warto pytać kim był? Co lubił? Dlaczego zgodził się na taki dar dla obcego człowieka? Czy biorca ma czas na zadawanie sobie takich pytań? Zwłaszcza że przeszczep jest dla niego ostatnią szansą.

- Jeszcze przed operacją, trzy razy trzeba było mnie reanimować. Żyłam fatalnie: miałam powikłania po grypie, której nie wyleżałam i doszło do komplikacji. Diagnoza była brutalna: tylko nowe serce może mnie uratować. Na szczęście znalazłam się pod dobrą opieką lekarzy ze Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu i to oni walczyli o moje życie - opowiada Renata Maternik.

Ostatni dzwonek

- Od dnia, w którym zostałam zakwalifikowana do przeszczepu, do telefonu informującego, że jest dawca, minęły cztery tygodnie. Na całe szczęście, bo to był dla mnie ostatni dzwonek. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie: lot do Zabrza, gdzie wszyscy już na mnie czekali i operacja - wspomina pani Renata. - Nie jestem w stanie określić, jakie to uczucie. Wstąpiła we mnie taka adrenalina, że gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że mam biec do Zabrza, to bym pobiegła razem z całą aparaturą. Okres rekonwalescencji był dość krótki, ja zwyczajnie chciałam i mocno wierzyłam, że wrócę do zdrowia. To drugie życie, proszę mi wierzyć, jest naprawdę super i ma dla mnie zupełnie inny wymiar. Teraz ja mogę dać coś od siebie - dodaje.

Wbrew pozorom, aktywności osobom po przeszczepie nie brakuje. Pani Renata jest czynnym zawodowo ekonomistą, przez trzy lata była komandorem Rajdów Rowerowych osób po transplantacji, startuje w biegach integracyjnych oraz współorganizuje kampanię popularyzującą sport po przeszczepie. Znajduje także czas, aby uczestniczyć w wielu akcjach promujących transplantologię: "Kampania Drugie życie", "Partnerstwo dla Transplantacji" czy "Uchwycić to, co ulotne - czas dla transplantacji." Jej nowe serce pompuje dla niej nowe życie. W tyle głowy pozostaje jednak myśl, że wcześniej pracowało dla kogoś innego.

- Niełatwo jest pogodzić się z tym, że żyję, bo ktoś inny umarł. Wszystko, co robię jako wolontariusz, robię również dla własnej przyjemności i z potrzeby serca - mówi.

Splot wydarzeń

- Dramatyczne jest to, że doskonale wiem, kto był moim dawcą. Przez dwa lata wiedziałam tyle, ile powinnam. Dawcą była osoba z Wybrzeża, która uległa wypadkowi. Ale przedziwny splot wydarzeń spowodował, że dowiedziałam się aż za dużo - przyznaje Renata Maternik.

W tle tych wydarzeń znalazła się słynna konferencja ministra Zbigniewa Ziobry z 14 lutego 2007 roku, kiedy ówczesny minister sprawiedliwości, powiedział o aresztowanym przez biuro CBA kardiochirurgu z Warszawy, że "nikt więcej przez tego pana życia pozbawiony nie będzie" w kontekście nieudanego przeszczepu i wydania telefonicznego polecenia odłączenia pacjenta od aparatury. Lekarzowi postawiono również zarzuty korupcji. Na początku bieżącego roku sprawa znowu stała się głośna, ponieważ sędzia Igor Tuleya wydał wyrok, skazując lekarza za przyjęcie 17,5 tys. złotych łapówek od pacjentów, a w uzasadnieniu potępił działania CBA.

Konferencja z 2007 roku wywołała burzliwą dyskusję w mediach, a Poltransplant, który prowadzi Centralny Rejestr Sprzeciwu dla osób, które są przeciwne pobieraniu ich narządów po śmierci odnotował w ciągu czterech miesięcy 720 takich zgłoszeń.

Głos zabrali także działacze fundacji i stowarzyszeń promujących transplantacje, w tym pani Renata. Na stronie przeszczep.pl, serwisie stowarzyszenia: "Życie po przeszczepie" napisała: "Nazywam się Renata Maternik mieszkam pod Kaliszem. Jestem składakiem od 5.06.2005 r. W ŚCCHS w Zabrzu dr Bronisław Czech wszczepił mi cudowne serce młodej dziewczyny z Gdańska i do dziś, a także mam nadzieję jeszcze przez długie lata będę mogła cieszyć się życiem. Obecnie mój biologiczny wiek to 47 lat. (…) Ja także nie pozwolę szkalować środowiska lekarskiego, a tym bardziej manipulować ludzkimi emocjami poprzez nieodpowiedzialne zachowanie naszych polityków i niektórych mediów. Tak więc odpowiadając na apel, pragnę podzielić się swoimi doświadczeniami".

Ta spontaniczna reakcja miała dla pani Renaty bardzo osobistą kontynuację.

- Rodzicie mojej dawczyni uważnie śledzili wszystko, co się wówczas działo, bo dla nich to była jeszcze świeża sprawa. To były tylko dwa lata od śmierci ich córki. Umieściłam za dużo szczegółów na temat przeszczepu. Przeprowadzili "prywatne śledztwo", a ponieważ mój adres e-mail był podany na stronie stowarzyszenia, to ułatwiło nam kontakt - wyjaśnia kobieta.

Najpierw do pani Renaty odezwała się osoba związana z rodziną dawczyni. Później odezwał się ojciec dziewczyny z Gdańska.

- Może gdybym nie odpowiedziała na pierwszego maila..., ale on był bardzo przyjazny, sympatyczny i nienachalny - wspomina z drżącym głosem pani Renata. - Na końcu było napisane "proszę nam tylko powiedzieć, czy pani się dobrze czuje i czy ta decyzja pomogła". Długo się wahałam, ale pomyślałam: "Boże święty, jeśli to ma być ostatnia rzecz, jaką ja dla niej zrobię". Odpowiedziałam, że czuję się doskonale i nie ma takiego słowa w żadnym języku, żeby opisać moją wdzięczność. To ich ośmieliło. Pojawił się drugi mail, w którym mi ją dokładnie opisano…
Wiele wspólnego

- Okazuje się, że przez przypadek lub przez zrządzenie losu miałyśmy dużo wspólnych punktów w życiu. Jej mama ma tak samo na imię jak ja, jej tata ma tyle lat, co ja, ona studiowała na uczelni ekonomicznej w Gdańsku, ja skończyłam Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu - wymienia pani Renata. - Miała 20 lat, czyli tyle, co moja młodsza córka, była śliczną, uśmiechniętą, młodą dziewczyną. Wiem o tym, bo dołączyli jej zdjęcie. Jestem pewna, że była dobrym człowiekiem.

- Rozmawiałam z przyjaciółmi po przeszczepach i wszyscy mamy taką potrzebę, aby wiedzieć kim był dawca. Wszyscy. Ale lekarze zawsze proszą, aby nie dopytywać dla własnego dobra. I mają rację - przyznaje Renata Maternik.
Zakaz wynika stąd, że dawcą narządów po śmierci może być każdy, kto za życia nigdy nie wyraził sprzeciwu. Jeżeli taka informacja nie została odnotowana w Centralnym Rejestrze Sprzeciwu, zazwyczaj rodzina i bliscy mogą poświadczyć, jaka była wola zmarłego. Po śmierci - co oczywiste - nie można zapytać osoby zmarłej, czy zgadza się na upublicznienie swoich danych lub wizerunku. Często istnieje też obawa, że rodzina dawcy może być nagabywana. W tym przypadku było inaczej.

- Oni myśleli, że robią dobrze, ale ja wiem, że to było coś strasznego. Tak jak dwa lata potrzebowałam, aby oswoić się z myślą, że żyję dzięki komuś innemu, tak po tych informacjach potrzebowałam kolejnego pół roku, żeby uświadomić sobie, że nie powinnam mieć wyrzutów z powodu przeszczepu. Nie popełniłam żadnego przestępstwa, to jest dar.

Serce ciągnie ją do wolontariatu

O tym, że taki dar każdy może mieć szansę sprezentować, Renata Maternik opowiada podczas spotkań zorganizowanych przez szkoły w ramach kampanii "Drugie życie".

- Różnie to bywa z młodzieżą. Oni żyją pełnią życia, mają zupełnie inne potrzeby i nagle staje przed nimi ktoś, kto próbuje ich na chwilę zatrzymać - opowiada. - Podczas spotkania we Wronkach w sali panowała absolutna cisza, która najpierw bardzo mnie deprymowała. Okazało się, że wszyscy słuchają w ogromnym skupieniu. Jedną z największych zalet tej akcji, jest to, że potem młodzież sama próbuje przekuć te informacje na środki przekazu, które do nich trafią.

Pierwsza edycja kampanii "Drugie życie" została przeprowadzona w roku szkolnym 2008/2009 w Poznaniu. W 2011 roku kampanię objęło ogólnopolskim patronatem Ministerstwo Zdrowia, a w 2012 Ministerstwo Edukacji Narodowej. W tegorocznej edycji kampanię "Drugie życie" objęli patronatem honorowym: prof. Lech Cierpka, Krajowy Konsultant w Dziedzinie Transplantologii Klinicznej oraz abp Józef Kowalczyk prymas Polski. Renata Maternik uczestniczy w kampanii od samego początku.

- Wiem, że wszystko w życiu dzieje się po coś, więc jeśli dzięki temu, co mówię, znajdzie się ktoś, kto ma w sobie tyle miłości do bliźniego, że zgodzi się podzielić swoimi narządami, to myślę, że warto o to walczyć - zapewnia kobieta.

Brązowy Krzyż Zasługi

To właśnie za udział w kampanii "Drugie życie" Renata Maternik 11 grudnia odebrała z rąk Przemysława Piecia, wojewody wielkopolskiego, brązowy Krzyż Zasługi. Jest to odznaczenie przyznawane przez prezydenta Polski. Bronisław Komorowski uhonorował w ten sposób trzy osoby związane z kampanią "Drugie życie" za zasługi na rzecz osób potrzebujących pomocy i wsparcia, za propagowanie idei wolontariatu i promowanie transplantologii.

- Nie spodziewałam się, że w tym drugim życiu spotka mnie jeszcze coś takiego. Proszę mi wierzyć, że ja już wszystko mam. Zdrowie, pasje, rodzinę i mimo wszystko ten krzyż dodaje mi jeszcze skrzydeł.

Drugie życie

W Polsce obowiązuje zakaz przekazywania danych osób które były dawcami i biorcami. Reguluje to ustawa transplantacyjna, której artykuł 19 mówi: "Dane osobowe dotyczące potencjalnego dawcy, dawcy, potencjalnego biorcy i biorcy są objęte tajemnicą i podlegają ochronie przewidzianej w przepisach o tajemnicy zawodowej i służbowej oraz w przepisach dotyczących dokumentacji medycznej prowadzonej przez podmioty lecznicze".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski