Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Broda przestała mieć narodowość, nie ma rasy ani wieku. Tylko płeć!

Błażej Dąbkowski
Adam Szulc jest golibrodą od blisko 30 lat.
Adam Szulc jest golibrodą od blisko 30 lat. Waldemar Wylegalski
Adam Szulc jest jednym z niewielu fryzjerów, dla których męska broda, która znów po latach przerwy powróciła do łask, nie ma tajemnic. U poznańskiego rzemieślnika strzygą się i golą zarówno celebryci, jak i emeryci z Rataj.

Kawały z brodą są jak flaki z olejem, powtarzane aż do znudzenia przez kolejne, tysięczne, a może i milionowe usta. Nikogo nie cieszą, raczej drażnią, a z pewnością nie mają nic wspólnego z modą. Bo brodę powinien mieć facet, a nie dowcip, dobrze przystrzyżoną, zadbaną, wyprofilowaną, trochę niesforną, ale męską, wręcz barbarzyńską. A moda na zarost wkroczyła do Polski z przytupem, choć nadal niewiele jest osób, które potrafią ją okiełznać.

Do niewielkiego salonu fryzjerskiego na poznańskich Ratajach nie jest łatwo umówić się na wizytę. Trzeba odczekać swoje. Najczęściej około dwóch tygodni. Ale mężczyźni są cierpliwi, nawet ci, którzy uchodzą za celebrytów - muzycy rockowi, raperzy, piłkarze. Wszyscy chcą dostać się pod brzytwę Adama Szulca, fryzjera i golibrody.

Choć można go było zobaczyć na wspólnych zdjęciach z Adamem "Nergalem" Darskim, liderem metalowej grupy Behemoth, któremu przekazywał tajniki fachu, jego popularność wypływa z zupełnie inne źródła.

- To konsekwencja, precyzja i doświadczenie. Te cechy robią z ciebie dobrego rzemieślnika - podkreśla Adam Szulc.

Golił żołnierzyki

Adam już będąc w przedszkolu, wiedział, że będzie fryzjerem. - Sam nie wiem, skąd to u mnie się wzięło, natomiast żołnierzyki, które miałem, goliłem nożem - śmieje się poznański golibroda. - Może to geny? Mój dziadek od strony mamy w czasie wojny był na tzw. robotach u bauera, poznał też Niemca fryzjera, który go nauczył zawodu. Kiedy dowiedział się, że chcę zostać fryzjerem, to często opowiadał mi o żelaznych zasadach zawodu: o przedziałku, brzytwie, o tym w jaki sposób golić - dodaje. Natomiast jego pradziadek od strony ojca był kowalem, w swoim zakładzie... też ostrzył brzytwy.

Kiedy poznaniak kończył szkołę podstawową, był jedynym chłopakiem w klasie, który zamiast zostać mechanikiem, piekarzem albo myśleć o studiach na politechnice, postanowił chwycić za nożyczki. Te nieustannie trzyma już od blisko 30 lat.
- Mając 15 lat, uczyłem się u mistrzów, którzy byli z kolei wychowankami tych przedwojennych fryzjerów. Nauczyli mnie ostrego, pruskiego drylu, porządku, ciężkiej pracy i szacunku dla każdego klienta, bez względu na jego status materialny. Przekonywali, że to zawód służebny, że najważniejszy jest klient - opowiada.

Jego mentorami byli Emilian Kamiński oraz Grzegorz Szulc, najlepsi fachowcy w czasach PRL. Po ukończeniu szkoły trafił do jednego z renomowanych zakładów na Ratajach, gdzie spędził 11 lat. Ostatecznie razem ze wspólniczką założył salon na os. Orła Białego, niedługo będzie obchodził swoje 15. urodziny. Przez ten czas Adamowi nie zdarzył się ani jeden dzień bez klienta, choć...

Ulizany z wąsikiem

Jeszcze kilkanaście, a nawet kilka lat temu fryzjer nie był typowo męskim zawodem. Facet z nożyczkami? W najlepszym wypadku mógł być uznany za dziwaka.

- Każda branża posiada jakieś stereotypy. Kiedyś był to starszy pan z ulizanym wąsikiem albo typ metroseksualny. Teraz wreszcie pojawia się więcej mężczyzn fryzjerów, nie stylistów, nie wizażystów, a prawdziwych rzemieślników. Co prawda nie zawsze mają oni wszystkie papiery, bo zaczynają swoją przygodę później, ale widać, że to ich pasja - stwierdza Adam.
Oglądają filmy instruktażowe w sieci, uczęszczają na warsztaty, podpatrują podczas pracy tych nielicznych, dla których nożyczki i brzytwa nie mają tajemnic. Zmieniło się też postrzeganie wizyty u fryzjera przez samych... mężczyzn.

- Społeczeństwo bardziej to akceptuje niż kiedyś. Warto pamiętać jedną starą zasadę, którą w XIX i XX w. wyznawali wszyscy prawdziwi mężczyźni: Drugiego faceta, może dotknąć mężczyzna wyłącznie w trzech okolicznościach - jeżeli to jest jego lekarz, krawiec albo fryzjer. Nie ma innej możliwości - śmieje się. To wszystko przez brody, które po raz kolejny trafiły na salony i ulice. Prawdziwy boom w Polsce nastąpił ponad pół roku temu i jest, jak to zwykle bywa, pokłosiem trendu zapoczątkowanego w USA i Wielkiej Brytanii.

- Pamiętam, jak rok temu byłem w Londynie, spędziłem tam kilka dni. Wszędzie otaczały mnie brody, to było coś nieprawdopodobnego. Wróciłem tutaj i postanowiłem sam zapuścić brodę, mówiąc innym, że ta moda puka już do naszych drzwi. Słyszałem "no co ty, będę wyglądał jak dziad". A teraz? Wszyscy zapuszczają - mówi barber. Początkowo trend podchwycili głównie hipsterzy, ale z biegiem czasu broda przestała być ich domeną. Dłuższy zarost mają już nie tylko młodzi ludzie - studenci i trzydziestolatkowie. Adam podkreśla, że broda przestała mieć narodowość, nie ma rasy ani wieku. - Ma już tylko płeć - żartuje.

Fryzjerzy z powołania tacy jak Adam Szulc cieszą się, że powróciła ona do łask, podobnie jak tradycyjne fryzury, stylizowane na lata 30., 40. i 50. Co prawda został im nadany nowy sznyt, ale ich główną zaletą jest powrót do klasycznej elegancji. W latach 60., kiedy popularni stali się The Beatles, już było inaczej, bo królowały dłuższe włosy. Prawdziwy dramat nastąpił w latach 70., długie, niczym nieogarnięte włosy i brody były koszmarem fryzjerów. Do niedawna popularne były też irokezy.
Moda na brody występowała okresowo - pojawiała się w XIX w., na początku XX w. Wszystko mocno zmieniło się po rewolucji Gilleta, którego maszynki stały się najbardziej popularnymi "pogromcami" zarostu.

- Obecna moda jest fajna, ale tylko tak długo, jak mężczyźni dbają o brody i pozwalają ogarniać je fachowcom. Jak stosują odpowiednie preparaty do ich pielęgnacji i potrafią je wykorzystać. Wtedy broda potrafi się odwdzięczyć - śmieje się golibroda.
Co w niej najbardziej pociąga? Adam Szulc twierdzi, że jej barbarzyński, pierwotny charakter to nieokrzesanie, bo zarostu nawet najlepszemu fachowcowi nigdy nie uda się w pełni ujarzmić.

Przychodzą Grabaż i Liber

Jednak nie samą brodą nawet najlepszy barber żyje. - Mam klientów, którzy przychodzą do mnie od blisko 30 lat, takich, którzy chodzą od 20 jest większość, a ci, co od 15 to prawie wszyscy. To są bardzo bliskie relacje, wręcz rodzinne. Spotykamy się z nimi nawet 2-3 razy w miesiącu, wiemy o sobie więcej niż ja o swoim kuzynach czy ciociach - tłumaczy.
Poznański fryzjer podkreśla, że nigdy nie szukał sławy, mimo wszystko jego salon odwiedzają znani artyści i piłkarze. Przychodzi Grabaż lider Pidżamy Porno i grupy Strachy na Lachy czy raper Liber. Jego umiejętnościami zachwycił się także założyciel metalowego zespołu Behemoth, Adam "Nergal" Darski, prosząc poznaniaka o kilka pokazów w swoim zakładzie w Warszawie.

- Już nieraz słyszałem, że mógłbym otworzyć salon ze złotymi klamkami w centrum miasta i kasować po kilkaset złotych za usługi dla snobów. Nie chcę tego, bo nie dzielę ludzi. Dla mnie 80-letni pan Władek jest dokładnie takim samym klientem jak celebryta znany z ekranu telewizora. Dlatego rzadko podnoszę ceny, a jeśli już muszę to zrobić, rozmawiam o tym z moją wspólniczką przez kilka miesięcy - zapewnia Adam Szulc.

Barber jest rzemieślnikiem w poznańskim Cechu Rzemiosł i przewodniczącym jednej z komisji egzaminacyjnej. Prywatnie gra w hardcorowym zespole Cymeon X. Jest mężem i ojcem trzech chłopców i córki.
- Mam nadzieję, że przejmą po mnie pałeczkę - marzy golibroda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski