Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Byłam córką dwóch matek [ZDJĘCIA]

Daria Kubiak
Jako dziecko o cechach aryjskich została odebrana krewnym przez Gestapo i wysłana do Niemiec. Determinacja i miłość biologicznej matki uratowały ją przed całkowitym wynarodowieniem.

- Te przeżycia odżywają w snach. Tego nie da się zapomnieć - mówi Alodia Witaszek. A jej oczy pełne zadumy odpływają gdzieś w dal, do czasu wojennego dzieciństwa naznaczonego śmiercią i bolesnymi rozstaniami z najbliższymi. Taki los był udziałem około 200 tys. dzieci w okupowanej Polsce - odebranych rodzinom, odartych z tożsamości, germanizowanych. Tylko niewielkiej garstce dzieci wywiezionych do Niemiec udało się powrócić do ojczyzny.

Alodia Witaszek przez wiele lat biła się z myślami, czy jej własną historię o skradzionym dzieciństwie warto komukolwiek opowiadać. Z czasem uznała, że takich historii nie wolno przemilczać. Przeciwnie, trzeba je przekazywać kolejnym pokoleniom. I robi to niestrudzenie, spotykając się z młodzieżą. Do Kalisza przyjechała dzięki Ince Kossowskiej, wychowance sióstr Nazaretanek, aby podzielić się swymi wspomnieniami z uczniami prowadzonego przez nie Centrum Edukacyjnego. W dawnym klasztorze w czasie II wojny mieścił się Gaukinderheim - ośrodek przejściowy dla dzieci przeznaczonych do germanizacji. Opowiedziała historię, która mogłaby skruszyć najtwardsze serce.

Na łasce sąsiadki

Alodia była jednym z pięciorga dzieci Haliny i Franciszka Witaszków. Szczęśliwe życie rodziny dra medycyny Franciszka Witaszka, asystenta w Zakładzie Higieny i w Zakładzie Mikrobiologii Lekarskiej Uniwersytetu Poznańskiego, zniweczyła wojna. Dr Witaszek, zaangażowany w akcje odwetowe przeciwko okupantowi, został aresztowany, więziony, a w styczniu 1943 r. wraz z grupą 36 naukowców i konspiratorów stracony przez powieszenie. Zginął w wieku 35 lat. W tym samym miesiącu zostaje aresztowana matka rodzeństwa. Pięcioro dzieci ( od 1 do 8 lat) pozostało na łasce sąsiadki. Rodzina Witaszków podzieliła się opieką nad dziećmi. Mariolę i Iwonę - dwie starsze siostry Alodii- zabrano do Kielc, najmłodszy brat Krzyś trafił do wujostwa w Ostrowie, a ona i Daria zostały u krewnych w Poznaniu.

Rasowo przydatne

W 1943 r. dzieci zostały przebadane w Rassenamcie, a następnie odebrane rodzinie i umieszczone w obozie przejściowym przy ul. Głównej w Poznaniu. Przeznaczono je do germanizacji. Krewnym udało się uchronić pozostałe rodzeństwo przed takim losem dzięki rodzinnym kosztownościom. Z Poznania siostry zostały przetransportowane do obozu dla dzieci i młodzieży - Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei w Łodzi.

- Mieszkałyśmy w drewnianych budynkach, w których znajdowały się prycze piętrowe. Ja i moja siostra spałyśmy na jednej pryczy pod jednym cienkim kocem. Rozmawiano z nami tylko w języku niemieckim - wspomina Alodia Witaszek.

Na jednym ze spacerów pracownica baraku ukradkiem zrobiła dziewczynkom gałgankowe lalki. To były ich jedyne zabawki.

Po kilku tygodniach obydwie dziewczynki przewieziono do Kalisza do ,,domu wychowawczego’’ - zakładu, którego celem było całkowite zniemczenie polskich dzieci. Obóz dla dzieci mieścił się w dawnym klasztorze sióstr Nazaretanek. Wiodącą rolę odgrywała w nim kierowniczka Johanna Zander, wypełniając misję wychowywania w duchu nazizmu. W zakładzie pracowały także Polki, wśród których były 3 siostry zakonne oddelegowane z obozu pracy w Bojanowie do prac porządkowych: w pralni i kuchni.

W obozie obowiązywało bezwzględne posłuszeństwo.

- Starsze dzieci, które buntowały się przeciwko zakazowi mówienia po polsku, były poddawane chłoście - wspomina Alodia Witaszek.

Wszelki ślad zaginął

Pobyt w Gaukinderheim w Kaliszu był dla 5 -letniej Alodii czasem dramatycznych przeżyć. Choć sama była wystraszonym i zagubionym dzieckiem, to opiekowała się młodszą siostrą. Alodia zachorowała na dyfteryt. Cudem odratowano ją w miejscowym szpitalu. Pewna mieszkanka Ostrowa, która odwiedzała w szpitalu swoją znajomą, zorientowała się, że dziewczynka jest zabraną przez Gestapo córką dr. Witaszka. Wiadomość ta dotarła do Zygmunta Muszyńskiego - brata matki Alodii. Odnalazł dziewczynki w Kaliszu. Niestety kolejne odwiedziny udaremniła przełożona zakładu, powołując się na surowy zakaz. Wujek podjął próbę wykradzenia dziewczynek z zakładu. Kiedy pojawił się na miejscu w styczniu 1944 r., Alodii i Darii już w nim nie było.

W tym czasie nieświadoma niczego matka dziewczynek była więźniarką obozu koncentracyjnego w Auschwitz.

Prezent od Fuhrera

Z Kalisza siostry zostały wywiezione do Lebensborn Bad - Polzin (Ośrodek Germanizacyjny w Połczynie Zdroju). Kierowano tam dzieci z zakładów przejściowych, zakwalifikowane wcześniej do zniemczenia w wyniku badań rasowych, zdrowotnych i psychologicznych. W ośrodku pracował tylko personel niemiecki, obowiązywał całkowity zakaz używania języka polskiego oraz kontaktów z rodziną. Dzieciom wpajano karność.

- Za każde drobne przewinienie karano nas dyscypliną. Często musiałyśmy stać bosymi nóżkami na cementowej posadzce w piwnicy - takie wspomnienia pozostały w pamięci Alodii Witaszek.

Ośrodek w Połczynie był miejscem pięknie urządzonym z małymi pokoikami i salami zbaw. Kilkuletnie dzieci były jednak nieświadome tego, jak wielką krzywdę im wyrządzano. Stamtąd były wydawane bezpośrednio rodzinom niemieckim jako ,,prezent od Fuhrera”...

Fałszywa metryka

W kwietniu 1944 roku po 6 -letnią Alodię przyjechała Luise Dahl, nowa matka (mutti) z Niemiec. Kobieta dowiedziawszy się, że przydzielona jej dziewczynka ma siostrę chciała zabrać obydwie. Niestety, siostry zostały brutalnie rozdzielone. 4 -letnia Daria trafiła do rodziny niemieckiej w Austrii. Alodia wraz z opiekunką wyjechała do Mecklemburgii w Niemczech. Dziewczynkom wystawiono fałszywe metryki, które miały świadczyć o tym, że są niemieckimi sierotami. I tak Alodia została Alice Wittke. Po roku została formalnie adoptowana przez jej niemieckich opiekunów. Odtąd nazywała się Alice Luise Dahl. Jesienią 1944 roku Alodia - Alise rozpoczęła naukę w szkole niemieckiej.

Odnalazła córki

W maju 1945 roku Halina Witaszek po powrocie z obozów w Ausschwitz i Ravensbruck poznała prawdę o zamordowaniu męża i porwaniu dwóch najmłodszych córek. Kobieta rozpoczęła żmudne poszukiwania dziewczynek z pomocą organizacji zajmujących się odzyskiwaniem dzieci polskich wykradzionych przez nazistów i poddanych germanizacji. Córki Haliny Witaszek odnalazł polski prawnik dr Roman Hrabar, ówczesny Pełnomocnik Rządu Polskiego (lubelskiego) ds. Rewindykacji Dzieci Polskich.

Rodzina niemiecka, mimo silnej więzi z adoptowanym dzieckiem, uznała prawa do niego biologicznej matki. Pod opieką sióstr PCK w listopadzie 1947 roku Alodia wróciła do Polski. Miesiąc później w transporcie repatriacyjnym z Wiednia powróciła młodsza Daria.

Dla sióstr 9- i 7-letniej był to kolejny przełomowy i dramatyczny moment w życiu. Dziewczynki, które czuły się Niemkami, musiały przystosować się do nowych warunków i trudów życia w powojennej Polsce, uczyć się języka ojczystego, nawiązać zerwane więzi emocjonalne z rodziną, na nowo pokochać matkę. Przez długi czas były emocjonalnie rozdarte.

Obydwie matki Alodii spotkały się w 1969 roku w Poznaniu i zaprzyjaźniły, a ona sama utrzymywała kontakt ze swoją mutti aż do jej śmierci.

- Kochałam moje obydwie matki - przyznaje ze wzruszeniem Alodia Witaszek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski