Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cezary Krysztopa: jestem dzieckiem z Michałowa

Martyna Tochwin
Martyna Tochwin
Cezary Krysztopa jest znanym rysownikiem satyrycznym i publicystą. Jest także redaktorem naczelnym serwisu tysol.pl. Pochodzi z Michałowa na Podlasiu.
Cezary Krysztopa jest znanym rysownikiem satyrycznym i publicystą. Jest także redaktorem naczelnym serwisu tysol.pl. Pochodzi z Michałowa na Podlasiu. archiwum prywatne
O sytuacji w Michałowie rozmawiamy z Cezarym Krysztopą, znanym rysownikiem satyrycznym, publicystą i redaktorem naczelnym serwisu tysol.pl. Choć mieszka w Warszawie, to z tą małą, leżącą na pograniczu polsko-białoruskim miejscowością na Podlasiu, o której zrobiło się głośno kilka tygodni temu, ma wiele wspólnego. Bo całe swoje dzieciństwo i młodość spędził właśnie tam.

Kiedy media obiegły zdjęcia z Michałowa, na których było widać m.in. dzieci zawracane na Białoruś, część mediów i działaczy zadało słynne już pytanie "gdzie są dzieci z Michałowa?" Pan sam o sobie ostatnio napisał "jestem dzieckiem z Michałowa". Co Pan miał na myśli?

Mam na myśli dosłowne znaczenie tych słów. Wprawdzie urodziłem się w szpitalu w Białymstoku, ale całe swoje życie do 20 roku życia spędziłem w Michałowie. Zresztą lubię o sobie mówić, że urodziłem się w Michałowie, bo to pierwsze moje miejsce, które pamiętam. Tam chodziłem do szkoły, tam się wychowałem i właśnie to miejsce ukształtowało mnie na wiele różnych sposobów.

Ma Pan rodzinę w Michałowie, bywa Pan tam regularnie. Czy rzeczywiście jest tak, jak stwierdził na łamach tygodnika Focus zastępca burmistrza Michałowa Konrad Sikora, że na pograniczu panuje wojna?

W Michałowie ostatnio byłem na Wszystkich Świętych i jako takiej wojny tam nie widziałem. Ale pan Konrad Sikora ma w pewnym sensie rację, że rzeczy, które dzieją się niedaleko Michałowa przy granicy, mają pewne cechy wojny. To nie jest jeszcze wojna otwarta, ale jest to jakiś konflikt. Taki podprogowy, wojna hybrydowa wypowiedziana Polsce przez Łukaszenkę. Taka sytuacja ma tam miejsce. I dlatego chciałbym, aby pan Sikora, któremu dosyć łatwo pewne słowa przychodzą i generalnie władze Michałowa, które zachowują się w tej sytuacji bardzo nieostrożnie, wyciągnęły wnioski i zachowywały się poważnie i adekwatnie do sytuacji.

Co Pan sobie myśli, jak czyta Pan wypowiedzi zastępcy burmistrza o tym, że mieszkańcy nie mają chleba przez trzy dni, bo wojsko wykupuje wszystkie zapasy, albo o tym, że w rzece Świsłocz pływa nawet 200 trupów migrantów, bo żadna strona nie chce ich wyłowić?

Myślę, że ktoś, kto wypowiada się dla mediów w ten sposób, jest wykorzystywany do budowania narracji zgodnej z narracją propagandy białoruskiej, czyli de facto rosyjskiej, bo Białoruś jest już tylko bezwolnym narzędziem w rękach Rosji, a powinien być bardziej odpowiedzialny. Pan wiceburmistrz mówi, że słyszał o trupach w Świsłoczy. Szczerze mówiąc, to te wszystkie trupy pewnie trudno byłoby w ogóle zmieścić w tej małej rzeczce. Ale, co ważniejsze, pan wiceburmistrz powinien mieć bardzo mocne dowody na takie rzeczy, a nie opowiadać coś takiego ot tak, na zasadzie plotki. I to jeszcze niemieckim, co do zasady nieprzyjaznym Polsce mediom. W takim wypadku trzeba naprawdę być odpowiedzialnym, żeby mieć czym podeprzeć takie słowa. A pan Konrad Sikora, wrzuca sobie ot tak w przestrzeń medialną tak dramatyczne stwierdzenia. A jeżeli chodzi o brak chleba, to byłem w Michałowie w Zaduszki i z synem odwiedziłem jeden ze sklepów. I nie widziałem tam żadnych braków na półkach. Byli tam również żołnierze. Oni robili zakupy, myśmy robili zakupy i nikomu niczego nie zabrakowało.

Sytuację w Michałowie, która od tygodni nie schodzi z czołówek mediów, nazywa Pan medialną hucpą. Co Pana najbardziej boli?

Kocham to miejsce, bo moje serce zostało na Podlasiu. I tych ludzi, których wyróżnia coś, co ja nazywam hiper-człowieczeństwem. Tam mieszkają ludzie bardzo dobrzy, poczciwi. I wykorzystywanie tej dobroci przy użyciu propagandowych zagrań, uważam za działanie nie fair. Nie wiem naprawdę, komu i czemu służy to wszystko, co dzieje się w Michałowie. Na pewno nie imigrantom. Bo nie wiem, czy są jakieś dowody na to, że któregoś imigranta zdołano nakarmić słynnymi wieprzowymi kotletami, których zdjęcia obiegły media. Tym bardziej, że jak podejrzewam, większość imigrantów to muzułmanie, którzy wieprzowego kotleta by nie tknęli. Całej tej sytuacji nie pomaga również to, że obrazki z Michałowa są wykorzystywane na arabskich forach internetowych, na których prowadzona jest propagandowa nagonka do tego mechanizmu, który zbudował Łukaszenka. Przekaz jest oczywisty: zobaczcie, czekają tu na nas zielone światełka, nasmażyli nam kotletów, czekają na nas. No to jedziemy sprawdzić. A przecież wszyscy wiemy, że to mechanizm przestępczy. A ci, którzy godzą się na taki proceder, płacąc za przerzut przez Polskę, a tak naprawdę do Niemiec, również są przestępcami. Świadomymi przestępcami, bo wiedzą, że muszą przekroczyć granicę w sposób nielegalny. Jednocześnie na tej granicy stają się ofiarami. Zostali okłamani przez propagandę, która im wmówiła, że przekroczenie granicy jest łatwe: Przyjedziecie tutaj, podwieziemy was pod granicę, przejdziecie tam kilka kilometrów. Tam będzie czekać na was kurier, który zawiezie was do Niemiec. A na miejscu odbijają się od granicy, której Polska ma prawo bronić, szczególnie przed próbami nielegalnego i siłowego przekroczenia. Te działania, szczególnie opowieści wiceburmistrza Sikory, mają stawiać w złym świetle również polskich żołnierzy i polskie służby, więc im też z całą pewnością nie służą, podobnie jak nie służą państwu, w które za ich pośrednictwem również wiceburmistrz Sikora uderza. Cała ta sytuacja być może politycznie służy burmistrzowi Michałowa, bo stał się bohaterem „wiodących mediów” w Polsce i za granicą. Ale na pewno nie służy imigrantom, bo buduje system multiplikacji tego nieszczęścia.

Michałowo urosło do rangi jedynej przygranicznej gminy, która chce pomagać nielegalnym migrantom. Inne, które ich w tym nie wspierają, mają się wstydzić. Czy Michałowo rzeczywiście ma z czego być dumne?

Michałowo ma różne rzeczy, którymi może się pochwalić. Może być dumne również z gotowości pomocy konkretnemu człowiekowi, ale niekoniecznie dumne ze zgłaszania się się na ochotnika na bycie przystankiem kanału przemytu ludzi. Moim zdaniem, owszem, to będzie ładnie wyglądało w tzw. „wiodących mediach”, natomiast jeżeli Michałowo stanie się takim przystankiem kanału przemytu ludzi, to nie odbędzie się to ani w interesie lokalnych mieszkańców, którzy wpadną w tryby przestępczych mechanizmów, ani w interesie imigrantów. Przerwanie kordonu obronnego, który mamy na granicy i udrożnienie kanału przemytu ludzi nigdzie na świecie nie doprowadziło do niczego dobrego. I u nas też na pewno do niczego dobrego nie doprowadzi. A można domniemywać, że to jest tylko etap wprowadzenia konfliktu przez Białoruś i Rosję przeciwko nam. Być może jakąś wskazówką na ten temat są strzały na granicy czy przekroczenie polskiej granicy przez niezidentyfikowanych ludzi z bronią długą. To są naprawdę duże „zabawki” i doradzałbym władzom Michałowa, żeby zajęły się zabawkami w swojej skali. A nie takimi, które być może przyniosą im krótkookresowy medialny zysk, ale dla całego państwa, dla lokalnych mieszkańców i dla imigrantów są bardzo niebezpieczne.

Wspomina Pan o niebezpieczeństwie. Wydaje się, że władze gminy widzą wyłącznie kwestię humanitaryzmu, zupełnie pomijając kwestie bezpieczeństwa. Czy to może nieść jakieś zagrożenie?

Udrożnienie kanału przemytu ludzi przez Polskę może skutkować różnymi nieprzewidzianymi skutkami. Może nawet doprowadzić do konfliktu zbrojnego. Bo jeżeli mamy do czynienia z sytuacjami, a tak wynika z relacji Straży Granicznej, że z białoruskiej strony mierzy się do polskich żołnierzy, polskich strażników, to naprawdę żarty się skończyły. To już nie jest czas na to, żeby rozbudowywać histerię wokół granicy i uderzać w PiS. To jest okres, w którym takie działania prowadzą wprost do uderzania w całe państwo.

Czy te wszystkie akcje w Michałowie przynoszą jakieś pozytywne efekty? Czy raczej wręcz odwrotnie?

Chciałbym się dowiedzieć, ilu imigrantom pomogła gmina Michałowo, bo podejrzewam, że niewielu. Owszem, odruchem naturalnym jest to, że jak się spotka człowieka głodnego i zmarzniętego, to trzeba mu dać jeść, pić, trzeba go ogrzać. Ale potem zadzwonić na Straż Graniczną. Dlatego, że po pierwsze, jest to w jego interesie. Bo jeżeli komuś stanie się krzywda na bagnach albo w lesie, to nie dlatego, że spotkał Straż Graniczną. Tylko dlatego, że od niej uciekł. Po drugie, nie jest to w interesie lokalnych mieszkańców. Bo trzeba mieć świadomość, że pośród zwykłych imigrantów, służby białoruskie i rosyjskie zapewne utykają różnego rodzaju złoczyńców. A po trzecie, jest to działanie mocno uderzające w struktury państwa, ponieważ państwo ogromnym wysiłkiem, także wbrew Unii Europejskiej, stara się tej granicy bronić.

W kontekście nie tylko Michałowa widać pewne pomieszanie pojęć. O nielegalnych imigrantach mówi się tylko dobrze zapominając, że przecież wchodząc na terytorium RP w miejscach niedozwolonych, łamią prawo. Z drugiej strony, pewne środowiska atakują stojących na straży prawa mundurowych wyzywając ich od morderców, którzy mają krew na rękach. Jak Pan to skomentuje?

To jest metoda, która została już wielokrotnie przećwiczona. Niektórzy nazywają to religią świętego imigranta. Trzeba mieć jednak świadomość, że oprócz zmian kulturowych, które niesie za sobą masowa imigracja oraz ewentualnych zagrożeń, których efekty możemy oglądać na ulicach zachodnich miast, to jednak również są ofiary. Są to niewątpliwie świadomi przestępcy, którzy zapłacili za nielegalne przekroczenie granicy i teraz żądają wykonania usługi. Ale z drugiej strony oni zostali również oszukani przez reżim białoruski, że to będzie łatwe. Sytuacja jest groźna. A Polska, tak jak każdy inny kraj, ma prawo do obrony przed taką hybrydową wojną, która została jej wypowiedziana. To nie jest tak, że granice mają być otwarte i każdy może sobie chodzić jak chce i gdzie chce składać dokumenty, żeby uzyskać azyl. Do tego służy ambasada w Mińsku, konsulat w Grodnie, ewentualnie przejście graniczne. Jeżeli ktoś chce to zrobić uczciwie, musi o tym pamiętać, a nie próbować szczęścia na bagnach

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Cezary Krysztopa: jestem dzieckiem z Michałowa - Gazeta Współczesna

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski