Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcą zwrotu lasów w Pudliszkach. Nacjonalizacji nie było?

Agnieszka Świderska
Komuniści zabrali Fenrychom wszystko: pałac w Pudliszkach (na zdjęciu), ziemię i lasy.
Komuniści zabrali Fenrychom wszystko: pałac w Pudliszkach (na zdjęciu), ziemię i lasy. Archiwum
Przedwojenni właściciele lasów w Pudliszkach chcą od państwa zwrotu majątku. Ich prawnicy dotarli do archiwów. Twierdzą, że nie było dekretu o nacjonalizacji.

Potomkom ziemian, w tym Jackowi Fenrychowi, jednemu ze spadkobierców przedwojennych właścicieli Pudliszek, łatwiej byłoby odzyskać 100 kamienic w Poznaniu, gdyby przed wojną były częścią rodzinnego majątku, niż hektar lasów, który faktycznie do nich należał. Rzadko kiedy był to zresztą tylko hektar. Do majątku Pudliszki należało prawie 250 hektarów lasów.

Tym, co stoi na przeszkodzie, do odzyskania choćby kilku hektarów, jest dekret o nacjonalizacji lasów z 1944 r., odporny nie tylko na działanie sądów, a nawet Trybunału Konstytucyjnego. Wprawdzie Sejm uchylił go już w 1990 r., ale zrobił to z zastrzeżeniem, iż "pozostaje w mocy nabycie własności, które nastąpiło na podstawie jego przepisów", czyli, że lasy pozostają w rękach państwa.

Upadł również argument, że obecnie taki dekret byłby nielegalny, więc nielegalne byłyby również jego skutki. Najpierw Sąd Najwyższy, a później Naczelny Sąd Administracyjny uznały, że nie można porównać tamtego, nawet wadliwego prawa, do obecnych standardów, skoro ich wtedy nie było, a dekretu uchylić nie można, gdyż ucierpiałaby na tym fundamentalna zasada pewności prawa. Że cierpi na tym fundamentalne prawo do własności prywatnej, nie ma znaczenia. Kropkę nad i postawił Trybunał Konstytucyjny stwierdzeniem, że skutki prawne aktów nacjonalizacyjnych z lat 40. są ostateczne i niepodważalne.

Na początku roku Sąd Najwyższy uchylił jednak furtkę: można odzyskać lasy, ale trzeba udowodnić, że nie podlegały pod… dekret, czyli zajmowały mniej niż 25 hektarów, a mimo to zostały znacjonalizowane. W przypadku Pudliszek trudno byłoby udowodnić, że 250 to mniej niż 25. Przez tę furtkę lasy z Pudliszek zwyczajnie się nie zmieszczą. Tym, co zamierza robić Maciej Obrębski z reprezentującej spadkobierców poznańskiej kancelarii "Celichowski Spółka Partnerska", nie jest wyłamanie furtki, tylko całej bramy. A jako "dynamitu" zamierza użyć … archiwów. Można w nich znaleźć m.in. protokół posiedzenia PKWN z 12 grudnia 1944 r., na którym przyjęto dekret o nacjonalizacji lasów.

- Jeżeli w ogóle możemy mówić o dekrecie - mówi adwokat Maciej Obrębski. - Nawet w świetle tamtych przepisów, nie był żadnym dekretem. Do wydania go potrzebne było przynajmniej 8-osobowe kworum i przegłosowanie go większością głosów. Tymczasem w tamtym posiedzeniu brało udział zaledwie czterech z piętnastu członków PKWN.

Nie dość, że przyjęli dekret tylko we czwórkę, to jeszcze nie potrafili się pod nim prawidłowo podpisać. Edward Osóbka-Morawski podpisał się podwójnie: jako przewodniczący PKWN oraz jako kierownik resortu rolnictwa i reform rolnych. Tyle że kierownikiem resortu rolnictwa był wtedy Andrzej Witos. Dzisiaj byłoby to uznane za przekroczenie uprawnień. To byłoby jednak najmniejsze przewinienie, które popełniła tamta czwórka.

- Zgodnie z orzecznictwem Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego, taki dekret po prostu nie istnieje - mówi adwokat Maciej Obrębski. - Nie było kworum, nie ma dekretu. I to bez znaczenia, czy chodzi o rok 1944, 1956 czy 1980. A skoro tak, to nigdy nie wywołał skutków prawnych. Skarb Państwa nie mógł przejąć lasów na mocy dekretu, którego nie było, a to oznacza, że do żadnej nacjonalizacji lasów nigdy nie doszło.

Trudno będzie Sądowi Najwyższemu czy Trybunałowi Konstytucyjnemu wyprzeć się teraz swojego stanowiska. To właśnie na nie powołał się mecenas Obrębski w pozwie, który trafi do Sądu Rejonowego w Gostyniu. To sądy powszechne decydują o zwrocie majątków przejętych na podstawie czy to dekretu o lasach czy reformie rolnej. Na początku Jacek Fenrych chce zawalczyć o zwrot kilku hektarów, które należą teraz do Nadleśnictwa Piaski. Ten pozew ma być swoistym papierkiem lakmusowym: jeżeli uda mu się odzyskać kilka hektarów, to ma duże szanse odzyskać wszystkie. Jeżeli mu się nie uda, to mniej będzie bolała przegrana kilku hektarów niż kilkuset.

To, że przed wojną lasy należały do Fenrychów, nietrudno wykazać - są na to dokumenty potwierdzające prawo do każdego z prawie 250 hektarów. Tyle że tylu lasów już nie ma - przez kilkadziesiąt lat część z nich wycięto. Gdyby spadkobiercom Pudliszek udało się w sądzie wygrać "leśną batalię", to niewykluczone, że za wycięte lasy państwo musiałoby zapłacić odszkodowanie, a przynajmniej zwrócić różnicę w wartości działek. To jednak może potrwać nawet latami.

- Nie zamierzamy jednak odpuścić - mówi Jacek Fenrych. - Już czas, żeby państwo oddało to, co wcześniej zabrało.
Tak jak zrobiło to w przypadku Kościoła. Tylko wspomniane nadleśnictwo Piaski, do którego należą teraz dawne lasy Fenrychów, zwróciło sześciu parafiom i związkom wyznaniowym około 70 hektarów lasów i gruntów rolnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski