Mężczyzna próbował zabić koleżankę z pracy, bo był jej winien 300 euro. Nie mógł oddać, tonął w długach, chociaż pracował na dwa etaty - od 5.30 do 21 jako konwojent i kierowca. Wszystkie pieniądze zostawiał w automatach. Potrafił przegrać nawet 300-400 złotych dziennie. Brał kredyty, pożyczał od rodziny i znajomych, a nawet od przestępców.
Za życzliwość Anny J., która się nad nim ulitowała, odpłacił kilkunastoma ciosami nożami i wielomiesięcznym zwolnieniem lekarskim. We wrześniu ubiegłego roku przyszedł niezapowiedziany do jej mieszkania.
- Pożyczyłem od Ani pieniądze i ona mówiła, że mam je oddać. Przyjechałem porozmawiać z nią o tym długu - mówił Waldemar K. Gospodyni poczęstowała go kawą i ciastem. On uderzył ją butelką, która rozbiła się na głowie. Jeden nóż miał ze sobą. Drugi, ozdobny, zdjął ze ściany. - Cały czas krzyczała, mocno krwawiła, zwłaszcza twarz - mówił Waldemar K. Kolejny nóż znalazł w kuchni sąsiadki, u której schroniła się zaatakowana kobieta. Wyrwał telefon emerytce, która chciała wezwać pogotowie. Dopadł Annę J. w kuchni sąsiadki. Kobieta cudem przeżyła. Podczas procesu przed Sądem Okręgowym w Poznaniu powiedział, że nie chciał zabić koleżanki, a atak szału tłumaczył nadmiernym zażywaniem środków przeciwbólowych. Przyznał też, że jest uzależniony od gry na automatach.
- Czułem się zaszczuty, chciałem popełnić samobójstwo, nie mogłem spać po nocach - mówił Waldemar K., który jednak nie potrafił wyjaśnić, dlaczego zaatakował właśnie Annę.
- Aniu, przepraszam cię, byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Ale brałem te tabletki i nie byłem sobą - mówił w sądzie Waldemar K. - Proszę, wybacz mi...
- Cały czas zadaję sobie pytanie, co ja temu człowiekowi zrobiłam. Pożyczyłam pieniądze, ale nie byłam nachalna, nie nękałam go, czekałam, aż mi odda. Nie jestem w stanie tej osobie wybaczyć - powiedziała Anna J.
Wczorajszy wyrok jest nieprawomocny.
Sprawa Waldemara I. ma wprawdzie drastyczny finał, jednak jej przebieg jest typowy dla uzależnionych od hazardu. Inni także tracą rodzinę, przyjaciół, pracę.
Do poznańskiej Poradni Leczenia Uzależnień i Współuza-leżnienia przy ul. Litewskiej, gdzie głównie spotykają się alkoholicy, czasami przychodzą osoby, które zaczynają nie radzić sobie z graniem. - W uzależnieniu najważniejsze są uczucia i sposób, w jaki sobie z nimi radzimy - mówi Alina Heller-Gostyńska, psycholog, kierownik poradni.
Hazardzista wpada w rodzaj błędnego koła. Siada do karcianego stolika, staje przy automacie, obstawia konia w gonitwie. Zawsze z nadzieją, że tym razem już wygra. Czasami tak jest, ale potem karta nie idzie... Trzeba więc się odegrać.
Alkoholika widać hazardzisty - nie
Nieznana jest nawet szacunkowa liczba uzależnionych hazardzistów. Są mniej widoczni niż alkoholicy.
Nikt nie wie też, jak blisko jest do patologicznego uzależnienia. Do poznańskiego ośrodka, gdzie głównie spotykają się alkoholicy, czasami przychodzą, jak to określa Alina Heller-Gostyńska, osoby, które zaczynają nie radzić sobie z hazardem. Są mniej zdyscyplinowani od pozostałych, szybciej się wykruszają i znikają, chociaż podczas kilku spotkań mogą wiele się nauczyć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?