Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężko chore dzieci czekają nawet cztery miesiące na operację serca

Danuta Pawlicka
Kiedy lekarze z Poznania wzywają rodziców na zabieg, dziecko jest już zoperowane za granicą
Kiedy lekarze z Poznania wzywają rodziców na zabieg, dziecko jest już zoperowane za granicą P. Jasiczek
Apel był dramatyczny: dziecko umrze, jeżeli nie uzbiera się dość pieniędzy na operację za granicą. Poznańscy kardiochirurdzy odmówili szybkiej pomocy, umieszczając jej dziecko na dalekim miejscu w kolejce.

Co robi zrozpaczona matka? Najpierw szuka pomocy w innych ośrodkach w kraju. Wszędzie słyszy to samo: trzeba czekać. Dopiero w internecie znajduje fundację, która pomaga jej zgromadzić pieniądze na wyjazd. Kiedy lekarze z Poznania wzywają rodziców, bo nadszedł czas zabiegu, niemowlę jest już zoperowane. Właśnie wróciło z Monachium.
- To jakieś nieporozumienie z tym Monachium. Wszystkie dzieci wyznaczone do operacji czekają u nas do ośmiu miesięcy. Kolejka się nie wydłuża, a to dziecko wcale nie musiało wyjeżdżać za granicę - uważa prof. Michał Wojtalik kierujący Kliniką Kardiochirurgii Dziecięcej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

U małego Huberta zdiagnozowano zespół Fallota - wrodzoną złożoną wadę serca. Stanowi ona 3-5 procent wszystkich wrodzonych wad serca u dzieci. U tego akurat dziecka sprawa nie była nagląca. Ale dla przerażonej matki to nie miało znaczenia. Chciała szybkiej pomocy.
Czy można skrócić czas czekania na zabieg kardiochirurgiczny w Polsce? Prof. Michał Wojtalik wyjaśnia: - Jeżeli zoperujemy dwoje dzieci więcej w tygodniu, to szybko zniknie kolejka, ale nie mogę tego zaplanować, bo nie mam pielęgniarek i anestezjologów.

Ministerstwo zdrowia płaci za każdą operację, ale szpital nie dołoży dzisiaj czterech etatów dla pielęgniarek, bo to mu rozwali budżet. Nie ma więc szans na zorganizowanie dwóch zespołów, które mogłyby leczyć dzieci szybciej. Więc tylko nagłe przypadki mobilizują medyków do operowania poza kolejnością. Dla prof. Janusza Skalskiego, który kieruje Kliniką Kardiochirurgii w Krakowie-Prokocimiu, największą blokadą w zwiększeniu liczby operacji jest brak łóżek pooperacyjnych. Gdyby było gdzie dostawić kilka, operowano by cztery razy więcej dzieci.

Prof. Jacka Molla, kierownika Kliniki Kardiochirurgii w Centrum Zdrowia Matki Polki, coraz bardziej niepokoi wydłużająca się kolejka do pilnych operacji: - Występowaliśmy o pieniądze na powiększenie oddziału, ale nie znaleźliśmy zrozumienia. Rozbudowa klinik, o co walczą kardiochirurdzy dziecięcy, jest zadaniem, które może udźwignąć tylko budżet państwa.
- Kardiologia jest w stanie na siebie zapracować, bo szpitale, które zajmują się tylko nią, doskonale sobie radzą. Można nieźle prowadzić taki oddział również w warunkach szpitala publicznego, ale to muszą zrozumieć ci, którzy nim zarządzają - uważa prof. Skalski.

Nie doceniają wagi problemu kolejni ministrowie. Rozbudowa ośrodków jest ciągle odkładana. Z drugiej strony także dyrektorzy szpitali nie widzą potrzeby nagłego inwestowania w kardiochirurgię.
Jak powiedział jeden z profesorów: dyrektorzy powinni wykazać większą elastyczność i przeorganizować szpitale tak, aby zaspokoić najpilniejsze potrzeby. W przeciwnym razie coraz więcej rodziców zacznie szukać lekarzy za granicą, gdzie jest większy komfort i krócej się czeka. Wtedy nie wystarczą już zbiórki pieniędzy przez fundacje. Za operacje odwlekane w czasie, zgodnie z przepisami, zacznie płacić NFZ.

Mało oddziałów operacyjnych
Z prof. Januszem Skalskim, kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala w Krakowie-Prokocimiu, rozmawia Danuta Pawlicka
Długo, o wiele za długo, czekają dzieci na operację wrodzonych ciężkich wad serca.
Kolejki, które są, nie zagrażają życiu żadnego dziecka, bo mali pacjenci do najpilniejszych operacji są wyłuskiwani i operowani w pierwszej kolejności. W tych kolejkach są dzieci, które mają wyznaczony drugi i trzeci zabieg, bo tak wygląda leczenie wad serca. Kolejki można skrócić lub nawet zlikwidować, jeżeli powiększy się oddziały pooperacyjne. Blok może być wykorzystywany przez całą dobę, ale gdzie potem położyć zoperowanych pacjentów? A coraz więcej z nich wymaga długiego leżenia, bo leczymy coraz cięższe wady.
Nie ma problemu braku kardiochirurgów?
Trzeba zwiększyć bazę szpitalną i lepiej opłacać pielęgniarki, bo to ich brakuje. Mamy za mało pielęgniarek, siostry odchodzą, bo małozarabiają.
Po odejściu prof. Edwarda Malca do Monachium, którego miejsce pan teraz zajmuje, wielu rodziców szuka u niego pomocy. Robicie mniej operacji?
Wykonujemy tyle samo operacji, do połowy lipca było ich 198, więc do końca roku będzie w sumie ok. 400. Robimy nawet hipoplazje (operacyjne leczenie niedorozwoju serca- przyp. red). Prof. Malecjest znakomitymchirurgiem, ale dzieci nie muszą do niego jeździć. Rodzice mają prawo wyboru, jednak pieniądze na opłacenie leczenia za granicą zbiera się nieuczciwie, grając na ludzkich uczuciach. Wyjeżdżają dzieci na łatwiejsze operacje, a trudniejsze przeprowadza się u nas, w Krakowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski