Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co miał Stalin do Poznania

Redakcja
Polskę ominęła moda stawiania pomników Stalinowi. Ale jeden trafił do muzeum socrealizmu w Kozłówce. Nie na długo. Wyjechał na taczce po 1989 r.
Polskę ominęła moda stawiania pomników Stalinowi. Ale jeden trafił do muzeum socrealizmu w Kozłówce. Nie na długo. Wyjechał na taczce po 1989 r. T. Tomaszewski/Forum
Gorzką pigułkę musieli przełknąć pracownicy "Ceglorza", kiedy przed 60 laty ich zakład nazwano imieniem Stalina. To samo czuli mieszkańcy Katowic przemianowanych 56 lat temu na Stalinogród - przypomina Sławomir Kmiecik

Józef Stalin, otoczony kultem i nazywany "Wodzem Ludzkości", miał żyć wiecznie, ale - tak jak każdy śmiertelnik - umarł. Ponoć na wylew krwi do mózgu, choć istnieją poszlaki, że został otruty przez współpracowników obawiających się kolejnej czystki na szczytach władzy Związku Sowieckiego.

Jego śmierć 5 marca 1953 roku wywołała w ZSRR i całym bloku komunistycznym falę propagandowej histerii, a wraz z ogłoszeniem żałoby po "Geniusza Narodów" spotęgowany został jego kult. Dyktatorowi, któremu amerykański badacz Robert Rummel przypisuje unicestwienie co najmniej 43 milionów osób, a brytyjski historyk Norman Davies nawet 50 milionów, już za życia oddawano niemal boską cześć. Od 1929 roku w całym ZSRR zaczęto zmieniać nazwy miejscowości na Stalino, Stalinskij, Stalińsk, Stalinogorsk, Stalingrad, Stalinabad, Staliniri, Stalinissi, Stalin-Auł.

Tak działo się także w państwach satelickich: na przykład w 1950 roku rumuńskie miasto Braszów przybrało nazwę Orasul Stalin (Miasto Stalina), a Katowice stały się Stalinogrodem dwa dni po zgonie tyrana - 7 marca 1953 roku. Imieniem sekretarza generalnego KPZR nazywano także niezliczone ulice, place i zakłady w całym bloku komunistycznym.

Stalinowski balast nad Cegielskim
- W Poznaniu już w marcu 1945 roku obecny plac Mickiewicza zaczęto oficjalnie nazywać placem Stalina - wyjaśnia Piotr Grzelczak, doktorant z Wydziału Historii UAM, autor prac naukowych na temat kultu Stalina w Wielkopolsce. - Co ciekawe, nazwa pojawiła się na łamach prasy, ale nie było żadnych dokumentów ani nawet urzędowej wzmianki w sprawie jej nadania. Kiedy w 1956 roku na fali politycznej odwilży mieszkańcy zwrócili się do Miejskiej Rady Narodowej w Poznaniu z prośbą o usunięcie imienia dyktatora, władza wyłgała się stwierdzeniem, że nazwa "utarła się samorzutnie", a formalnej decyzji w tej sprawie nikt nie podejmował.

W 1949 roku siłę kultu Stalina w Poznaniu odczuli pracownicy "Ceglorza". Władze partyjne orzekły, że założyciel fabryki Hipolit Cegielski nie nadaje się na patrona, gdyż... współpracował z niemieckim zaborcą. Z okazji 70. urodzin "Wodza Ludzkości" przemysłowej chlubie Wielkopolski odgórnym zarządzeniem nadano nazwę Zakłady Przemysłu Metalowego im. Stalina Poznań, w skrócie ZISPO. Ten zestaw liter nic jednak nie mówił zachodnim kontrahentom przyzwyczajonym do marki HCP, więc były przypadki zwracania do Poznania całych zamówień. Propaganda tymczasem interpretowała nazwę jako "najwyższy zaszczyt" i próbowała ją utrwalać także za pomocą nieudolnych haseł reklamowych w rodzaju "Brzytwa ZISPO goli bystro".

Imię "Chorążego Pokoju" było balastem, bowiem specjalny status polityczny fabryki - zamiast pomagać w rozwoju - skutkował rozrostem biurokracji oraz uciążliwym nadzorem UB. Bezpieka miała się zresztą czym interesować, gdyż pracownicy "Ceglorza" nie akceptowali nowej nazwy i pokątnie kpili z patrona, za co jednak można było nawet trafić do więzienia. Mimo takiego ryzyka, próby ośmieszenia dyktatora podejmowały osoby mające styczność z wydawaniem zakładowego pisma, które nosiło pompatyczną nazwę "Na Stalinowskiej Warcie".

W gazetce tej, która wcześniej (od 15 września 1946 roku) wychodziła pod tytułem "Echo HCP", rzekomy "chochlik" potrafił zmienić słowo Stalina na Sralina, a kursy radzieckie na ku...wy radzieckie, co wywoływało furię i drobiazgowe dochodzenia bezpieki. Przesłuchiwani byli redaktorzy, pracownicy korekty, drukarni, a nawet cenzury, toczyły się postępowania dyscyplinarne, lecz śledczy musieli się zadowolić ustaleniem, że błędy były przypadkowe, wynikające z sąsiedztwa liter na klawiaturze maszyn do pisania czy składania tekstu.

Donos kelnerki
- Niewiele osób wie, że także poznański park Sołacki w latach 1949-1956 nosił nazwę parku Stalina - podkreśla Piotr Grzelczak z UAM. - To także był swoisty "prezent" władz miasta z okazji 70. urodzin przywódcy ZSRR. Poznaniacy tej nazwy nie zaakceptowali.

Stalin był postacią tak znienawidzoną, że nawet jego śmierć nie zahamowała szyderstw, będących w istocie jedyną bronią przeciwko dyktatorowi. Na pytanie "Umarł Stalin - jaki to czas?", humorystyczna odpowiedź brzmiała: "Najwyższy". Dowcipy tego rodzaju opowiadano sobie jednak w kręgu najbardziej zaufanych osób, gdyż oficjalnie panowała głęboka żałoba narodowa, a wielu poznaniaków na wieść o zgonie tyrana płakało. Jedni ze szczerego żalu, inni pod wpływem zbiorowej histerii, a jeszcze inni - dla bezpiecznego kamuflażu.

- Ostrożności nie zachował ksiądz profesor Szczęsny Dettloff, legenda Uniwersytetu Poznańskiego, przedwojenny założyciel Katedry Historii Sztuki, który został wydalony z uczelni za nieostrożną, dowcipną uwagę o śmierci Stalina - przypomina Piotr Grzelczak z UAM. - Wygłosił ją przy kawie i pączkach, co usłyszała kelnerka i doniosła władzom. Wynikła z tego ogromna afera polityczna, odbyło się posiedzenie senatu uczelni i liczne masówki studenckie potępiające księdza profesora.

Mickiewicz pokonał tyrana
Tymczasem w 1955 roku, dwa lata po śmierci "Słońca Narodów", gdy kult jednostki ciągle był bardzo silny, wielkopolskie środowisko naukowe ze zgrozą usłyszało, że Stalin ma zostać patronem Uniwersytetu Poznańskiego. Wprawdzie pojawiały się też polityczne kandydatury Marcina Kasprzaka i Juliana Marchlewskiego, ale nikt nie miał wątpliwości, że "Wielki Geniusz" jest poza konkurencją. A skoro wcześniej Uniwersytet Wrocławski musiał przystać na imię Bolesława Bieruta, Poznaniowi całkiem realnie groziła dosłowna stalinizacja głównej, zasłużonej uczelni.

Z opresji wyciągnął ją dopiero profesor Janusz Pajewski, ówczesny dziekan Wydziału Historyczno-Filozoficznego, który rzucił propozycję nazwania uniwersytetu imieniem Adama Mickiewicza. Moment był dobry, gdyż trwał akurat rok mickiewiczowski z okazji 100-lecia śmierci wieszcza, który jako profesor College de France w Paryżu wygłaszał wykłady akademickie. Władze uznały tę argumentację i 31 grudnia 1955 roku Rada Ministrów zatwierdziła nazwę UAM. Uroczyste jej nadanie odbyło się 11 lutego 1956 roku, czyli w roku Poznańskiego Czerwca oraz październikowej "odwilży", która - w ślad za moskiewskim XX Zjazdem KPZR - uruchomiła proces destalinizacji.

Destalinizacja
Kiedy władze otwarcie przyznały, że kult jednostki był złem, a pod rządami Stalina dochodziło do zbrodni i nadużyć, trzeba było w całym bloku sowieckim zacierać ślady wieloletniego wielbienia dyktatora. Wprawdzie jego zmumifikowane zwłoki usunięto z mauzoleum Lenina na Placu Czerwonym, spopielono i pochowano w kremlowskim murze dopiero w 1961 roku, ale wcześniej masowo demontowano pomniki i wykreślano stalinowskie nazewnictwo.

W październiku 1956 roku w ZISPO odbyło się referendum w sprawie nazwy zakładów. Robotnicy, którzy parę miesięcy wcześniej wyszli na ulice Poznania, upominając się o chleb, prawdę i wolność, bezwzględnie opowiedzieli się za usunięciem znienawidzonego patrona. Fabryka zyskała nazwę Zakłady Przemysłu Metalowego H. Cegielski - Poznań Przedsiębiorstwo Państwowe, a zakładowa gazeta zaczęła wychodzić pod tytułem "Nasza Trybuna".

Inaczej rzecz się miała z ulicą Stalingradzką w Poznaniu, która wprawdzie zawierała w nazwie imię tyrana, ale nie nawiązywała do niego, lecz do bitwy pod Stalingradem (obecnie Wołgograd, do roku 1925 Carycyn). Ta wielka potyczka ZSRR z Niemcami, która toczyła się od sierpnia 1942 do lutego 1943 roku, była punktem zwrotnym w II wojnie światowej, gdyż zatrzymała niezwyciężone wcześniej jednostki niemieckiego Wehrmachtu. Polityczne znaczenie bitwy stalingradzkiej było dla władz PRL ważniejsze od skojarzeń ze Stalinem, dlatego jedna z głównych arterii Poznania nową nazwę alei Niepodległości otrzymała dopiero po upadku komunizmu. Był to pośredni i ostatni akt destalinizacji miasta.

Szczęśliwie ani w Poznaniu, ani w Wielkopolsce nie powstał nigdy pomnik Stalina. W Polsce był zresztą tylko jeden taki monument - w Ustrzykach Dolnych, odziedziczony na dodatek po Ukraińcach w wyniku zmiany naszej wschodniej granicy.

Dziś, mimo mody na PRL oraz przejawów historycznego relatywizmu, nikt w Wielkopolsce nie ma odwagi obnosić się z imieniem czy wizerunkiem zbrodniarza Stalina. W poznańskiej klubokawiarni "Proletaryat", nawiązującej do czasów realnego socjalizmu, stoi natomiast popiersie Lenina. Wódz rewolucji też wprawdzie eksterminował całe grupy społeczne i tworzył obozy, ale nawet on uważał Stalina za nieobliczalnego satrapę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski