Nie mam najlepszego zdania o międzynarodowej komisji selekcyjnej, która wybierała nasze miasto-wizytówkę w 2016 roku. Na etapie "półfinałów" nie pokusiła się o przekonujące wyjaśnienie wykluczenia tych, a nie innych miast, w tym Poznania. Nawet w uzasadnieniu, które dotarło do opinii publicznej kilka tygodni po werdykcie, intencje kolegium 7 speców z zagranicy i 6 krajowych skupiały się na dość niejasnych kryteriach społecznego zaangażowania mieszkańców miast i stopnia ich poparcia dla idei ESK. Teraz mamy powtórkę: we Wrocławiu najbardziej spodobała się im "energia społeczności lokalnej". Jak to zmierzyli?
Już prawie zacząłem pluć jadem i wyciągać ministrowi Zdrojewskiemu 100 milionów, włożonych w ostatniej chwili do kieszeni miasta, którego jeszcze 10 lat temu był prezydentem. Ale najpierw zadzwoniłem do znajomej, którą znacie Państwo zapewne dobrze - wszak Justyna Szafran urodziła się w Poznaniu, tu się uczyła, tu stawiała pierwsze kroki, tu nagradzał ją stypendium twórczym magistrat, a "Głos Wielkopolski" Medalem Młodej Sztuki. A jednak wyemigrowała z rodzinnego miasta - do Trójmiasta, Warszawy, Kalisza, w końcu do Wrocławia. Już na stałe.
Nigdy wcześniej ją nie pytałem o motywy tej decyzji. Ale w sumie nie decyzja była ważna, a wytrwanie w niej. Została Justyna w mieście Wrocław (czy jak chcą jego mieszkańcy - Vrots-Love), nie ze względu na apanaże ("Lepiej miałabym w Warszawie") czy prestiż swej instytucji (teatr Capitol to wszak nie Opera Narodowa).
Spisując jej wypowiedź złapałem się na tym, że wszystkie argumenty dotyczyły ludzi. Organizatorów, którzy mają chęć i motywację, by prześcigać się w pomysłach - nierzadko odważnych i kontrowersyjnych. Widzów, których Justyna chwali za inteligencję i wyczucie. Wreszcie władz - tu Justyna podkreśliła mieszankę taktu i pozytywnego nastawienia do artystów, przekładającą się na otwartość urzędników na nawet bardzo karkołomne pomysły. Użyła wręcz słowa "pokora"! Dacie wiarę?
W końcu coś nas rozłączyło i już nie miałem ochoty kontynuować tej rozmowy. Dość przykrej dla mnie, jako poznaniaka, choć nie padła z jej ust ani jedna skarga na rodzinne miasto. Bo niestety z diagnozy sukcesu Wrocławia wynika również przyczyna słabości Poznania. Ludzie kultury Poznania, ci którzy ją tworzą, zarządzają czy o niej piszą, nie umieją wokół siebie zgromadzić społeczności, opartej na wspólnocie przekonania, że najcenniejsza jest otwartość, ciekawość cudzego świata, wykreowanego artystyczną wizją.
Warunkiem tworzenia jest wymykanie się ramkom i szufladkom - w Poznaniu dobrze jest do raz wyheblowanej szufladki pasować. To dlatego nie ma u nas przewrotów, przetasowań, fermentu, systemu awansów i spadków. Kto raz wszedł do swojej szufladki, zostanie w niej na zawsze.
Przykład najświeższy: Ethno Port, festiwal o niebotycznym potencjale, który nigdy nie wyskoczy ponad raz ustaloną stawkę dotacji z miasta. A ja nie mam pojęcia dlaczego, skoro rozwija się fantastycznie. Bo hegemon może być tylko jeden? Bo na wyższą półkę wskakują tylko wydarzenia zrodzone nie w głowach zapaleńców, a w zaciszu gabinetów?
Nie gratuluję Wrocławiowi - co jakiś czas spędzam w tym mieście parę chwil i nie czuję, że jest to miejsce wyjątkowe. Gratuluję wrocławianom. Tego, że w swoim towarzystwie czują się tak dobrze. Jak widać, to się udziela.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?