Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co nam dało Euro? Springer: Czas na karmienie trutnia

Filip Springer
Filip Springer.
Filip Springer. Archiwum
Już dzień po ogłoszeniu organizatora Euro 2012 nagłówki gazet pęczniały od frazesów o cywilizacyjnej szansie, przed jaką właśnie stanęliśmy, a my sami pękaliśmy z dumy. Można jednak tamten entuzjazm zrozumieć - w końcu nas, "tych gorszych" doceniono. Sam się z tego cieszyłem.

Nikt w tamtych dniach nie spoglądał w stronę Portugalii, która trzy lata po zakończeniu swoich mistrzostw nadal szukała pomysłu na wykaraskanie się z finansowych problemów (i nota bene szuka go nadal, a jedną z propozycji jest demontaż części stadionów, które od tamtego czasu stoją niewykorzystane).

Entuzjazm zapanował w polskich miastach, także w Poznaniu, który od razu zgłosił swój akces do Euro. Snuliśmy wizję miasta przyszłości z równymi ulicami, sprawną komunikacją miejską, nowym dworcem, lotniskiem, ba, nawet z nowymi szpitalami! Potem przyszedł kryzys, entuzjazm gdzieś wyparował, część ambitnych planów również, zostały najpilniejsze zobowiązania.

Trudno nie dostrzec przemiany, jaką Poznań przeszedł w związku z przygotowaniami do Euro 2012. Wysiadamy na nowym dworcu PKP, wsiadamy w tramwaj (też nowy) i jedziemy nim nową ulicą Roosevelta i Grunwaldzką . Jeśli przyjechaliśmy samochodem możemy skorzystać z nowej obwodnicy. Jeśli podróżujemy samolotem z Poznaniem przywitamy się na nowym terminalu Ławicy. Tego wszystkiego nie zabrali ze sobą radośni kibice, to u nas zostanie i będzie nam służyło przez lata. Trudno się z tego nie cieszyć. Dzięki temu będzie nam się tu żyło trochę łatwiej.

Wypełnij ankietę i wygraj ipada.

Poznań to podobno miasto, w którym liczy się konkret, a to jest konkret, twarde dane - kilometry nowego asfaltu, tony stali i szkła. W Poznaniu tak się mierzy sukcesy. W ten sam sposób trzeba więc mierzyć porażki. Gigantyczna dziura jaka świeci w poznańskim budżecie jest największą z nich. Euroentuzjaści powiedzą, że to populizm ale trudno nie dostrzec, że każda kępka przywiędłej trawy na stadionie przy Bułgarskiej kosztowała o wiele więcej niż to wynika z faktur przedstawionych przez wykonawców. I trzeba mieć tego świadomość, że decydując się na Euro władze Poznania świadomie zrezygnowały z tańszej komunikacji miejskiej, z domów kultury, przedszkoli, żłobków i pomocy dla najbardziej potrzebujących.

Powiedziano nam jasno co w naszym mieście się liczy, a co nie liczy się zupełnie. Jeśli ktoś miał jeszcze jakiekolwiek złudzenia, to właśnie je stracił.

Oczywiście, nawet w Poznaniu, trudno wszystko przeliczać na pieniądze. Dzięki Euro dowiedzieliśmy się także czegoś o sobie. Nie tylko tego, że nasz prezydent jest niemal tak śmieszny jak Borat i że "świetnie" włada językiem angielskim (niektórzy wiedzieli to już wcześniej). Najazd kibiców pozwolił nam przejrzeć się w lustrze, dostrzec nasze niekiedy zbyt ponure miny i rozchmurzyć się. To wielka wartość - bo być może Irlandczycy i inni kibice nauczyli nas bawić się z dystansem do samych siebie. Czas pokaże jak bardzo tę naukę wzięliśmy sobie do serca.

Czy jednak kilkanaście dni szampańskiej zabawy i chwila autorefleksji to dobra cena za lata stagnacji jakie czekają teraz Poznań pogrążony w finansowych tarapatach? Dla jednych jest to pytanie filozoficzne. Filozofia jest jednak w odwrocie, rządzą prawa rynku, a te są nieubłagane - dobra cena to taka, jaką klient jest gotów zapłacić. Nie jest chyba przypadkiem architektoniczna forma poznańskiego stadionu, który przypomina gigantyczną larwę trutnia. Będziemy ją teraz karmić.

Jednak o wiele większym problemem i chyba najpoważniejszą konsekwencją organizacji Euro w Poznaniu jest zwycięstwo myślowego algorytmu, który możliwość organizacji wielkich imprez łączy bezpośrednio z modernizacją miasta. W ostatnich miesiącach nie dało się być przeciwnikiem Euro i gorącym zwolennikiem inwestycji. W ten myślowy schemat już dawno wpadły władze miasta mamiące nas co rusz kolejnymi igrzyskami. Ostatnie wypowiedzi prezydenta Grobelnego wyraźnie wskazują, że ten trend ma być kontynuowany. A takie stawianie sprawy jest skrajnie nieuczciwe. Nowoczesne miasto i miejsca w żłobkach należą się też tym, którzy piłkę nożną mają w głębokim poważaniu. Nawet jeśli prezydentowi miasta nie mieści się to w głowie.

Filip Springer - reporter i fotograf, były współpracownik "Głosu Wielkopolskiego", poznaniak na warszawskiej emigracji. Autor książek "Miedzianka. Historia znikania" i "Źle Urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski