Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co za jazda, co za wspaniała jazda! [RECENZJA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Max Rockatansky (Tom Hardy) i Furiosa (Charlize Theron)
Max Rockatansky (Tom Hardy) i Furiosa (Charlize Theron) Materiały dystrybutora
Piekło istnieje nie tylko w teorii. A w „Mad Maksie: Na drodze gniewu” ma na dodatek cztery kółka.

Świat „Mad Maxa: Na drodze gniewu” jest wielką pustynią. Choć rządzący nim Immortan Joe dysponuje monstrualnym zapleczem technologicznym, a jego posłuszni najemnicy przecinają bezdroża pośród ryku maszyn, to jego Cytadela przypomina raczej gułag, w którym ludzie padają z wycieńczenia niż dobrze prosperujący ośrodek. Fetyszem Joego są paliwo, amunicja oraz mleko surogatek, którym poi legiony swych wojowników. Dobrem deficytowym ludzkości – woda, którą tyran dawkuje swoim podwładnym. I raczej nie trzeba być Sherlockiem, by zgadnąć, że nie jest zbyt hojny.

Do Cytadeli trafia tytułowy bohater, który od lat tuła się po świecie, prześladowany przez demony przeszłości. Strata żony i dziecka, a także kolejne lata spędzone na pustkowiach czynią z Maxa – jak sam przyznaje – człowieka zredukowanego do instynktu przetrwania. To bardzo trafiona autodiagnoza. Ów instynkt będzie faktycznie kluczową siłą, która pchnie go ku ocaleniu.

Rzeczywistość świata w nowym filmie George'a Millera jest, mówiąc najbardziej oględnie, brutalna i niemal całkowicie podporządkowana pierwotnym instynktom. Jeśli przetrwanie wymaga ofiar, to są one nieuniknione. Ale gdzieś w głębi głównych bohaterów pozostały przynajmniej szczątki wyższych uczuć, zdolność przeżywania emocji. Bo zarówno wzięta w dzieciństwie do niewoli Furiosa, jak i brutalnie pozbawiony bliskich Max to ludzie po przejściach, których życie naznaczone było niejedną skazą.

Pewnie zabrzmię jak bluźnierca pisząc, że oglądając poprzednie trzy części „Mad Maxa”, z których przynajmniej dwie pierwsze uznaje się za dzieła kultowe kina akcji, czułem pewien niedosyt scen pościgów. Z „Mad Maxa: Na drodze gniewu” wyszedłem z kolei lekko przytłoczony jednotorowością fabuły. Czwarta część przygód wojownika szos to nieustanna ucieczka przed wrogiem przez pustynne bezdroża ku ziemi obiecanej, choć czasami ma się wrażenie, że to wyścig dla samego wyścigu. Wprawdzie jest to jazda niezwykle atrakcyjna wizualnie – z największymi kuriozami mechaniki, jakie można sobie tylko wymarzyć i obsługującymi je kreaturami, wśród których znalazł się nawet wydobywający posępne tony i miotający ogniem szarpidrut – ale chwilami czuć niedosyt lepiej zaznaczonych wątków pobocznych (np. relacja romantyczna najemnika Nuxa z jedną z surogatek) czy lekkiej choćby zmiany dynamiki fabuły. No, ale przecież sam chciałem więcej pościgów, a te już same w sobie dostarczają piekielnie dobrej rozrywki.

Pod względem aktorstwa, „Mad Max: Na drodze gniewu” wypada poprawnie, choć nie powalająco. Tyczy się to przede wszystkim odtwórcy głównej roli Toma Hardy'ego, który solidnie wszedł w buty Mela Gibsona, ale też nie wzbogacił postaci Maxa Rockatansky'ego niczym szczególnym. Zważywszy jednak, że w planach są już kolejne części, pozostaje życzyć Hardy'emu na przyszłość więcej odwagi i autorskiego sznytu (swobody?) w kreowaniu bohatera. Partnerką Maxa w ucieczce jest grana przez Charlize Theron Furiosa. Theron zdołała stworzyć postać skomplikowaną i tajemniczą, która pod pozorami szorstkości kryje bardzo wrażliwe wnętrze. Za mankament uznaję brak wyrazistego szwarccharakteru, bo Hugh Keays-Byrne niepokoił bardziej jako Toecutter w pierwszej części „Mad Maxa” (1979) niż robi to w roli Immortana Joe. Atutem jest z kolei postać Nuxa, który przechodzi metamorfozę od sługi gotowego zginąć za Joego do jego oponenta. Nicholas Hoult, którego można pamiętać z komedii „Był sobie chłopiec”, stworzył złożoną i tragiczną w gruncie rzeczy postać, przy okazji wymawiając najbardziej znamienitą frazę w całym filmie.

„Mad Max: Na drodze gniewu” nie jest filmem bardziej ambitnym od wcześniejszych części sagi Millera. Nie ma sensu doszukiwać się w nim drugiego dna, choć wielu próbuje to robić, tworząc tezy o rzekomo feministycznych akcentach tej opowieści. Raczej tylko bawi, nie uczy. Dzięki współczesnym technologiom realizacji i spektakularnym efektom specjalnym, kultowy Max wjeżdża jednak z piskiem opon w nowe tysiąclecie, udowadniając, że jest w stanie nie tylko spalić gumę, ale i podpalić cały świat.

Mad Max: Na drodze gniewu
reż. George Miller
wyst. Tom Hardy, Charlize Theron, Nicholas Hoult
Australia, USA, 2015

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski