18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cud narodzin, czyli jak poznałam Jasia - piórem Katarzyny Fertsch

Katarzyna Fertsch
Tak poznałam Jasia
Tak poznałam Jasia
Paulina złapała mnie za bluzkę. I warknęła z obłędem w oczach: załatwcie mi coś przeciwbólowego, jasne? Później ugryzła Mikołaja w rękę. Ale to wszystko stało się nieważne, kiedy Jasiu krzyknął po raz pierwszy. Świat wtedy zawirował, a my beczeliśmy jak bobry.

Tak się złożyło, że ten wieczór spędzaliśmy razem. Ja, moja przyjaciółka Paulina i Żółtek w jej brzuchu (tak nazywaliśmy małego od pierwszych tygodni ciąży). I miał to być zwyczajny wieczór: finał MasterChefa, łosoś i lody orzechowe (klasyczny zestaw ciążowy Pauliny). I taki był. Do czasu...

Paulina przez cały dzień narzekała na skurcze, ale myślałyśmy, że to takie wstępne przygotowania do porodu. Jednak przed punktem kulminacyjnym MasterChefa (już im wybaczyłam, że nie dane mi było dowiedzieć się, kto wygrał), Paulina nie wytrzymała.

- Możesz mnie zawieźć na Polną? Niech mnie podłączą do KTG. Będę wtedy spokojna – powiedziała.

Piękna noc, by się narodzić
Co mogłam zrobić? Wyłączyłyśmy telewizor, wzięłyśmy torbę szpitalną (mimo że do planowanego porodu były jeszcze dwa tygodnie, Paulina już się z nią nie rozstawała) i ruszyłyśmy na Polną. Do końca nie wierzyłam, że to już. Dlatego po drodze zażartowałam:

- To piękna noc na przyjście na świat.

Paulina się roześmiała. Ona też nie podejrzewała, że to właśnie ta, a była to pierwsza noc grudnia. Była faktycznie piękna. Ciepła, bezchmurna, na niebie świeciły gwiazdy. Pamiętam nawet, jaka piosenka leciała w radiu. Tej nocy na pewno nie zapomnę.

Nasze sceptyczne podejście do porodu potwierdzili lekarze z izby przyjęć. „Rozwarcie na jeden centymetr”, „małe skurcze”, „to jeszcze nie dzisiaj” - to tylko niektóre ze słów, które padły. Ale wtedy nadszedł kolejny skurcz i lekarz postanowił zostawić Paulinę na obserwację. Nie była zadowolona. Wolałaby wrócić do domu. Ale trafiła na porodówkę. A tam młodziutka pani doktor postawiła diagnozę: moim zdaniem te skurcze jeszcze dzisiaj przerodzą się w poród.

- Idź po torbę do auta, kup strój do porodu rodzinnego i przyjdź, dobrze? - poprosiła Paulina. Nadal nie wierzyła, że zaraz zacznie rodzić, dlatego nie pozwoliła mi zadzwonić do swojego męża, Mikołaja. Nie chciała, żeby niepotrzebnie się stresował. Była pewna, że to fałszywy alarm.

Albo w tę, albo we w tę
Już w niebieskim fartuchu, w kapciach i z torbą w ręce dotarłam na porodówkę. Myślałam, że takie są tylko w filmach: osobny pokój z wielkim łóżkiem dla rodzącej, fotel dla osoby współrodzącej, cała armia maszyn, a obok kuwetka dla młodego człowieka, który wkrótce pojawi się na świecie. Paulina brała prysznic, a mnie złapała położna.

- Podamy kroplówkę. Po niej albo skurcze się wyciszą, albo wręcz przeciwnie. Poród może się rozpocząć zaraz, albo za dwa dni. Dowiemy się w ciągu najbliższej godziny – wyjaśniła. Mówiła spokojnie, jakby wiedziała, że jestem przerażona.

Ta godzina minęła błyskawicznie. Próbowałam rozśmieszać Paulinę, cały czas gadałam głupoty, żeby tylko nie myślała o bólu. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy skurcze podskoczyły do 70! Wtedy nie pytając już o nic zadzwoniłam do Mikołaja.

Przyjeżdżaj! To już!
- Przyjeżdżaj na Polną. To już – powiedziałam.

Od skurczu do skurczu minęło kolejne pół godziny. Nauczyłam się już je przewidywać, patrząc tylko na ekran KTG. Nie wiem, ile w tym prawdy, ale wydawało mi się, że przed każdym „atakiem” puls młodego podskakuje. Potem podskakiwała Paulina na łóżku. Kiedy Mikołaj wszedł do sali, poczułam się raźniej.

Mijały kolejne minuty. Z każdym skurczem Paulina robiła się coraz bardziej nerwowa. W pewnej chwili krzyknęła:
- Ja już nie chcę rodzić. Załatwcie mi cesarkę, albo sama ją sobie zrobię.

Trzymałam ją za rękę. Mikołaj głaskał i uspokajał: świetnie sobie radzisz, Paulinko. Wszystko idzie bardzo dobrze.
- Nie mów do mnie. Nie dotykaj mnie – warknęła. Ale widać było, że potrzebuje tych słów i gestów.

Przy kolejnym dużym skurczu Paulina złapała mnie za bluzkę. I warknęła z obłędem w oczach: załatwcie mi coś przeciwbólowego, jasne? Później ugryzła Mikołaja w rękę. Wtedy weszła położona.

- Niech się pani uspokoi. Nie rzucamy się na łóżku, nie krzyczymy. Nie pani pierwsza przez to przechodzi. Nie dam pani nic przeciwbólowego, bo trzeba zostawić leki na później, gdy rozwarcie będzie większe. Spokój – powiedziała oschle. Dla mnie była bohaterką. Paulina do dzisiaj jej nie wybaczyła (nie będę tu przytaczać, jak ją nazywa). Tak czy inaczej, podziałało. Paulina się uspokoiła. A położna sprawdziła rozwarcie i powiedziała: no są cztery centymetry, więc możemy jednak coś podać.

Cztery centymetry! Spojrzeliśmy z Mikołajem na siebie. Nie było już na co czekać. Złapał za telefon i zadzwonił po Agnieszkę, „naszą” położną. Była zła, że tak późno dzwonimy (i nie chodziło o to, że jest północ, ale o wielkość rozwarcia). Potem wszystko działo się błyskawicznie: kolejne skurcze, krzyk Pauliny, położne zaglądające coraz częściej. Gdy Agnieszka dotarła, rozwarcie miało już sześć centymetrów. Po kwadransie: dziewięć.

- Paulina, połóż się na boku i oddychaj głęboko. Zaraz zaczynamy rodzić – powiedziała spokojnie.

„Jasne” - wyczytałam w oczach „ciężarówki”. Późnej przyznała się dlaczego. Była pewna, że Agnieszka oszukuje, by dodać jej otuchy w walce z bólem. Ale kiedy położna wyszła na korytarz i krzyknęła:

- Do porodu na ósemkę proszę – wszystko stało się jasne. Jeszcze chwila i Żółtek będzie z nami!

Paulina była bardzo dzielna. Kiedy już wiedziała, że to poród, nie krzyczała, że nie da rady. Nie chciała dodatkowych leków. Wiedziała, że teraz musi tylko przeć. I nie potrzebowała zachęty. Nadal ściskała mnie za rękę, ale już inaczej. Teraz już nic nie mogło jej powstrzymać.

Pierwszy krzyk Jasia
Na salę przyszła lekarka. Ta sama, która przepowiedziała Paulinie poród kilka godzin wcześniej. Ale to Agnieszka była przewodnikiem i wodzem. Mówiła, jak oddychać, kiedy przeć, w jakim momencie wyluzować. Mijały minuty, aż nagle...

- Pani Paulino – powiedziała lekarska. - Proszę dać rękę.

I położyła ją na... główce Jasia. Już wychodził, jeszcze jeden, dwa skurcze i... Usłyszeliśmy jego płacz, a świat zawirował. Łzy wzruszenia leciały mi ciurkiem po policzkach. Lecą nawet dzisiaj, kiedy o tym piszę. Spojrzałam na Mikołaja, on też beczał jak bóbr.

- Paulinko, boli cię jeszcze? - zapytał.

- Tak, ale to nieważne – odpowiedziała ze łzami w oczach, wpatrując się w swojego pierworodnego. Chwilę później leżał już na jej piersi. Nie płakał, tylko wtulał się w swoją mamę. Piękna, wzruszająca chwila, której niestety nie odda żadne zdjęcie.

Bo właśnie wtedy przyszedł czas na pierwsze zdjęcie, pierwszy dotyk, pierwsze „witaj Jasiu”. Moglibyśmy tak stać godzinami, ale musieliśmy wyjść z sali. Mamę i Jasia trzeba było przygotować do opuszczenia porodówki. Nadal razem, ale już oddzielnie.

Wierzycie, że on tu jest?
Minęło kilkadziesiąt minut, a już siedzieliśmy razem na sali poporodowej. Ja, moja przyjaciółka Paulina, Jasiu (już nie Żółtek i już nie w jej brzuchu) i Mikołaj. Siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem.

- Wierzycie, że on tu już jest, z nami? - zapytała Paulina. Wszyscy troje pokręciliśmy głowami. Ale on już był i co chwilę przypominał nam o tym delikatnych stęknięciem czy westchnieniem. A Paulina? Znam ją od ponad 10 lat i jeszcze nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej. Zresztą, ten głupawy uśmiech szczęścia do dzisiaj nie zszedł jej z twarzy, mimo że młody skończył już trzy tygodnie!

Tak właśnie – 2 grudnia 2013 roku, o godzinie 2.20 - poznałam Jasia, swojego chrześniaka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski