Nałóż winyl na gramofon, potem puść go i rytmicznie drap podczas grania muzyki. Tak większość z nas postrzega pracę didżejów. Ale jeśli spojrzeć na to od kuchni, może okazać się, że dobry didżej jest jak wytrawny jazzman. Bo na gramofonach, mikserze a nawet plikach mp3 można zrobić niezłą improwizację muzyczną.
Traktuj sprzęt tak, jak muzyk traktuje swój instrument - to porada didżeja Czarnego dla młodych adeptów kręcenia płytami.
- Zacznij od najprostszych chwytów a potem doskonal każdy, nawet najdrobniejszy element z osobna. To nie jest tak, że po tygodniu ćwiczeń jesteś już w stanie porwać tłumy - uważa Czarny, na co dzień student reżyserii dźwięku na poznańskim UAM. Wraz ze swoim kompanem, producentem Tasem (i menedżerem klubu Czytelnia przy Św. Marcinie) zrobili niezwykłą rzecz: panowie zajęli drugie miejsce na mistrzostwach świata didżejów, organizowanych w ubiegłym roku w Krakowie. Nieźle, jak na dwójkę, która gra z sobą od wiosny 2011 roku…
- Kiedy nagraliśmy nasz wspólny album "Passion, Music, Hip Hop", stwierdziliśmy, że dobrze byłoby grać materiał na żywo, że samo tworzenie w domu to dla nas trochę za mało. A potem wszystko potoczyło się szybko - zagraliśmy dużo koncertów (m.in. na Ukrainie) wygraliśmy mistrzostwa Polski i zakwalifikowaliśmy się do grudniowych finałów mistrzostw świata - opowiada Tas.
Tyle że didżeje to przecież ludzie od puszczania muzyki. Jak zatem ocenić, który robi to lepiej, a który gorzej?
- To nie do końca tak - uśmiecha się Czarny. - Żeby zagrać na mistrzostwach, należy opanować masę drobiazgów, bo to one okazują się w ogólnym rozrachunku najważniejsze.
A zatem zasada pierwsza - grać własne utwory. - Sędziowie przychylniej patrzą, jeśli bierze się na warsztat swój materiał autorski - mówi Tas.
Zasada druga - robić tzw. show, czyli coś niekonwencjonalnego, co może zaciekawić publikę i odróżnić danego didżeja od reszty. Dlatego poznański duet swój występ w Krakowie rozpoczął od zmiksowania hejnału.
Zasada trzecia - dobór muzyki. - Naszym zdaniem to najważniejsze. W jednym didżejskim secie można łączyć z sobą kawałki z zupełnie innych gatunków, jeśli razem stworzą spójną całość - twierdzi z przekonaniem Czarny.
I zasada czwarta - walka ze stresem. Czarny i Tas wiedzieli, że podczas mistrzostw widzowie będą oglądać ich rutynę (6 minut różnej muzyki zaprezentowanej nieskończoną ilością technik) na telebimach, które w dużych zbliżeniach nagrywają kamery, umieszczone obok ich dłoni.
- Nie wiedzieliśmy, co robić, więc poprosiliśmy członków naszych rodzin, żeby patrzyli na nas podczas treningów, abyśmy oswoili się z publicznością. Trochę to trwało, ale udało się - podkreślają didżeje. A właściwie didżej Czarny i producent Tas. Czym różnią się obie funkcje? Tas komponuje muzykę, do której Czarny dogrywa skrecze później na żywo. I przy okazji pomaga mu, obsługując np. automat perkusyjny.
Do ekwipunku porządnego didżeja należą gramofony, na których kręcą się winylowe płyty, mikser i zewnętrzne urządzenia komputerowe, sterujące winylami. Tam znajdują się pliki mp3, którymi didżeje kierują, używając specjalnych płyt winylowych, kompatybilnych z danym sprzętem. Oczywiście część didżejów wciąż gra muzykę bezpośrednio z winyli.
- To droga zabawa. Początkujący didżej musi wydać na najprostszy sprzęt - czyli gramofon, mikser, igły, słuchawki i dwa, trzy winyle do skreczowania z nagranymi dźwiękami około 2000 złotych - wylicza Czarny. A potem pozostaje już tylko grywanie w klubach i zbieranie zasłużonych sukcesów. Choć może nie do końca?
- Z tym jest problem, szczególnie w Poznaniu. Nie chcemy krytykować publiki, ale mam wrażenie, że większość klubowiczów ma w nosie to, co leci z głośnika, byle tylko miało szybki rytm do tańca. My nie gramy hitów, stawiamy na kawałki wartościowe artystycznie. Trochę szkoda, że wielu klubowiczów niezbyt to docenia. I na przykład podchodzi do mnie i prosi o jakiś hip-hop, podczas gdy ja akurat gram absolutnie klasyczne kawałki z tego gatunku. Na szczęście wielu widzów docenia dobrą selekcję - śmieje się Tas.
Bo didżej musi być także dobrym psychologiem i szybko wyczuwać nastroje na parkiecie. I to, czy publika ma w ogóle ochotę do zabawy.
- O, przypomniała mi się jeszcze historia, po której wielu mogłoby się załamać - żartuje Czarny. - Na imprezie za moją konsoletę ładuje się jakiś facet i krzyczy mi do ucha, żebym ściszył, bo akurat chce sobie pogadać z kolegą i przeszkadza mu muzyka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?