Wystarczy mieć w składzie trzech obcokrajowców, by wydać rocznie o pół miliona zł więcej. Latem ubiegłego roku dolar kosztował tylko 2 zł. Teraz trzeba za niego zapłacić 3 zł i 60 groszy. Dlatego niektórzy renegocjują kontrakty lub je po prostu rozwiązują.
W Wielkopolsce najwięcej obcokrajowców zatrudniają szefowie piłkarzy Lecha Poznań (11 zawodników). Niewiele mniej graczy z zagranicznym paszportem przewinęło się w tym sezonie przez drużyny koszykarzy Atlasu/Stali Ostrów (9) i PBG Basket Poznań (7). "Stranieri" sporo też znaczą w żeńskiej koszykówce. Na ich umiejętnościach opiera się gra koszykarek Dudy/Super Pol Leszno i MUKS Poznań.
Zamieszanie na rynku walutowym nie odbiło się na finansach "Kolejorza". - Wszystkie umowy w naszym klubie zawierały kwoty w złotówkach. Z tego powodu nie musieliśmy się martwić, że złoty traci na wartości. Oczywiście słabszy kurs polskiej waluty uderzył w samych piłkarzy, ale zazwyczaj kontrakty z nimi podpisujemy na kilka lat, więc ich zarobki też jeszcze mogą wrócić do poziomu sprzed kilku miesięcy - podkreślił dyrektor sportowy Lecha Marek Pogorzelczyk.
Co ciekawe drużyna z Bułgarskiej nie tylko nie straciła na złym przeliczniku, ale wręcz trochę zyskała.
- To prawda, bo do klubowej kasy wpłynęło więcej złotówek z tytułu premii, jakie zespół wywalczył w Pucharze UEFA. Wprawdzie ustalane są one w euro, lecz po drodze przeliczane przez rodzimą federację na złotówki i przez nią wypłacane. Tym samym rosły one wraz ze spadającym kursem złotego - dodał Pogorzelczyk.
W dużo gorszej sytuacji znaleźli się działacze klubów koszykarskich. W PBG Basket Poznań przed sezonem budowano drużynę z budżetem 3 mln zł. Już teraz wiadomo, że wydatki będą wyższe co najmniej o 500 tys. zł, choć zarząd klubu liczył się z tym, że złoty może tracić na wartości.
- Braliśmy pod uwagę wariant, że za dolara trzeba będzie płacić 2 złote i 40 groszy. W połowie 2008 roku wydawało się, że jest to bardzo pesymistyczne założenie. Tymczasem życie przerosło nasze wyobrażenia - przyznał dyrektor sportowy poznańskich koszykarzy Bartłomiej Tomaszewski.
Oni mają możnego sponsora, więc dziurę w budżecie będzie stosunkowo łatwo załatać. W innych realiach muszą funkcjonować włodarze Atlasu/Stali Ostrów Wlkp., klubu, który po zapewnieniu sobie utrzymania w ekstraklasie zrezygnował kilka tygodni temu z usług trzech wartościowych zawodników - Alana Danielsa, Patricka Okafora i Carlosa Rivery.
- Nie chcemy się chwalić, ale taki ruch świadczy o odpowiedzialności za kondycję spółki. Drastyczne posunięcia były nieuniknione, nie chcieliśmy się zadłużać i brnąć w ślepy zaułek. Czy można było uniknąć takiej sytuacji, wypłacając obcokrajowcom pensje w złotówkach? Raczej nie, bo dobry gracz z zagranicy nie podpisze takiej umowy - tłumaczył prezes Stali Witold Rosik.
Najlepsi krajowi zawodnicy też rozpoczynają negocjacje, posługując się stawkami w euro.
- Dotyczy to niewielkiej grupy koszykarzy, ale rzeczywiście ci, którzy grali w renomowanych klubach swoje oczekiwania wyrażają w euro lub dolarach, ale podpisują umowy w złotówkach - stwierdził Tomaszewski.
Status gwiazdy i klasowego gracza w PBG ma Adam Wójcik, który był ceniony nie tylko w polskich klubach, ale również w greckich i hiszpańskich.
Recepty na walutowych spekulantów nie znaleźli w Lesznie, ale tam przynajmniej próbują zaradzić trudnej sytuacji w inny sposób niż odsyłając zawodników do domu.
- Temat pękających budżetów jest poważny. Mocno nas dotknął, ale liczę, że jakoś do końca sezonu dotrwamy. Szukamy dodatkowych środków, ale nie jest to łatwe. Z jedną z amerykańskich zawodniczek udało się nam porozumieć. Obniżyliśmy jej pensję i dzięki temu została, ale to nie znaczy, że zrekompensowaliśmy tym samym wszystkie straty - mówił prezes Dudy Stefan Jerzy Pielech.
Niechęć do zatrudniania obcokrajowców narasta, bo nigdy nie byli oni na końcu listy płac, a w tym sezonie wyśrubowali je do granic możliwości.
- Pojawiły się pomysły, żeby podpisywać kontrakty w złotówkach, ale boję się, że prezesom klubów zabraknie odwagi, żeby przeforsować takie rozwiązanie. U nas wciąż panuje przekonanie, że polityka transferowa to największa tajemnica klubowej działalności - dodał Pielech.
Z kolei sternicy męskich drużyn uważają, że odwrót od zagranicznych gwiazd może ucieszyć rodzimych graczy.
- Być może budowanie składów będzie się teraz rozpoczynać od polskich zawodników i obcokrajowców, którzy już dłużej grają w Polsce. Debiutanci na pewno wybiorą inne kraje, takie jak Słowacja, Grecja czy Rosja. O tym, żeby ich namówić do rozliczania się w złotówkach nie mamy co marzyć - zapowiedział Tomaszewski.
Podobnie myślą w Ostrowie i Lesznie. - W przyszłym sezonie możemy nie mieć w składzie Amerykanek - zauważył Pielech, a Rosik spuentował problem tak: "być może nadchodzą czasy polskich graczy".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?