Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Członkowie grupy Muchy zdradzają prawdę o hotelowej zadymie

Jacek Sobczyński
Jacek Sobczyński
Zespół Muchy w składzie: Michał Wiraszko, Tomek Skórka, Damian Pielka i Szymon Waliszewski (od lewej)
Zespół Muchy w składzie: Michał Wiraszko, Tomek Skórka, Damian Pielka i Szymon Waliszewski (od lewej) ARCHIWUM ZESPOŁU
Zawsze marzyłem o zdemolowaniu pokoju hotelowego, o klasycznej, rockowej rozróbie. Była końcówka lipca, gdy zadzwonił Tomek Skórka z zespołu Muchy. "Zbieramy ludzi do zniszczenia pokoju przed kamerą. Wchodzisz w to?" - szybko rzucił. No pewnie, że wchodzę...

Pod koniec lipca w jednym z numerów "Głosu" oraz na naszej stronie internetowej opublikowaliśmy serię wykonanych telefonem komórkowym zdjęć, na których widać potężną zadymę. Nagłówek krzyczał: "Poznański zespół Muchy zdemolował pokój hotelowy. Są dowody!".

W tekście informowaliśmy, że muzycy oraz członkowie zaprzyjaźnionej z nimi grupy filmowej Sky Piastowskie wszczęli awanturę w apartamencie poznańskiego hotelu Don Prestige. Straty oszacowano na kilkadziesiąt tysięcy złotych, a zdjęcia przysłał do nas pragnący zachować anonimowość świadek tamtych wydarzeń. Wielu komentujących tekst czytelników potępiło zachowanie zespołu, ale trafili się i tacy, którzy podejrzewali, że cała historia jest w rzeczywistości akcją promocyjną.

- Faktycznie, informacja w "Głosie" dotyczyła prawdziwego wydarzenia, które... dzieje się w filmie. Wydarzenie było prawdziwe, informacja nie, bo podał ją człowiek, który nie istnieje - tłumaczy dziś wokalista Much Michał Wiraszko.

Hotelowa zadyma to w rzeczywistości jedna z finałowych scen filmu "chcecicospowiedziec" w reżyserii Grzegorza Lipca, który został dołączony do nowej płyty Much pod tym samym tytułem. To jeden z tych filmów, przy których próba jakiegokolwiek gatunkowego zaszufladkowania graniczy z szaleństwem. Dla ułatwienia nazwijmy go fabularyzowanym dokumentem.

- Jasne, że kojarzyłem Muchy. Pewnego dnia Piotr Maciejewski (dawny gitarzysta Much - przyp. red.), którego poznałem przy pracy nad filmem o zespole Hey, zaprosił mnie na ich koncert w Zielonej Górze, gdzie na co dzień mieszkam. Po koncercie poszedłem z chłopakami na piwo, a tam Michał położył mnie na kolana, cytując fakty, które musiałby znać naprawdę największy fan grupy Sky Piastowskie - mówi reżyser "chcecicospowiedziec" Grzegorz Lipiec.

- Jestem ich fanem, razem z Piotrkiem Maciejewskim oglądaliśmy na studiach film "Że życie ma sens" po kilka nocy z rzędu. Kiedy Grzesiu i Sky Piastowskie mieli premierę swojego filmu "Dzień, w którym umrę" na Ińskim Lecie Filmowym, pojechaliśmy tam i spaliśmy na polu namiotowym tylko po to, żeby zobaczyć go jako pierwsi - wspomina Michał Wiraszko.

Bliższa więź Much i Sky Piastowskie zacieśniła się pod koniec ubiegłego roku, kiedy Lipiec zrealizował teledysk do piosenki "Rekwizyty" z drugiego krążka Much.

- Nikt nie narzucał mu formy, więc przysłał nam kwadransowy film do pięciominutowej piosenki. Zaskoczyło - ludziom spodobała się taka forma teledysku - mówi perkusista Much Szymon Waliszewski.

- Do cholery, facet, którego produkcje oglądam od zawsze, zrobił film Heyowi, więc dlaczego nie mógłby pracować także z nami? I tak to się zaczęło - dodaje Wiraszko.

Na początku miało być po bożemu - Muchy wydają single, a Lipiec i jego ekipa kręcą do nich teledyski. Ale muzycy zapytali ludzi z wydającej ich nowy album firmy Universal, czy w ramach budżetu na dwa teledyski mogą nakręcić jeden film, a klipy zrobić z kawałków poszczególnych scen? "Proszę bardzo" - usłyszeli.

- Mieliśmy parę koncepcji, ale rozwalały się o czas i budżet. Był pomysł na fabułę o całkowicie fikcyjnym zespole, jednak ciągle coś stawało na przeszkodzie. Zdecydowaliśmy, że pójdziemy na żywioł, że w końcu trafi się pomysł, który ustawi nam cały film. I tak się stało - wspomina Szymon Waliszewski.

Pewnego letniego dnia ekipy Much i Sky Piastowskie siedziały razem w poznańskim hotelu Don Prestige, kiedy nagle korytarzem przeszedł koło nich robotnik z kielnią.

- Ktoś rzucił hasło: a może by tak rozwalić nasz apartament na potrzeby filmu? Mówię mu, że jasne, na pewno hotel na to się zgodzi. Po czym chłopaki poszli do recepcji, wrócili po pięciu minutach i mówią: załatwione. Okazało się, że jeden z apartamentów był przeznaczony do remontu, a szefowie hotelu zgodzili się, żebyśmy nakręcili w nim sceny demolki - opowiada Wiraszko.

- Wszyscy zachwyciliśmy się tym pomysłem. Ja szczególnie, bo jedną z poprzednich koncepcji na film i nabranie widowni miała być informacja o tym, że umarłem - śmieje się basista Tomek Skórka.

Ale spektakularną rozwałkę pokoju zobaczymy dopiero w finale "chcecicospowiedziec". Wcześniej Grzegorz Lipiec i Muchy zabiorą nas w odyseję, przepełnioną kłótniami wewnątrz zespołu, plenerowymi koncertami dla przypadkowej widowni z małych wiosek i użeraniem się z irytującym menedżerem.

- Miałem wcielić się w postać przysłowiowego bogatego wujka z Ameryki, który chce zbić na Muchach kasę. Na pewno miałem jakoś zarysowany kręgosłup swojej postaci, ale pilnowałem się, żeby nie wepchnąć się ze swoją rolą przed chłopaków, bo to oni są głównymi bohaterami - opowiada grający w "chcecicospowiedziec" menedżera Piotr Materna.

Trochę dokument, bo koncerty faktycznie miały miejsce - do grania w małym Tucznie Muchy zaprosił ich znajomy, organizator festiwalu MISIETUPODOBA. Trochę fabuła, bo są w filmie Lipca sceny wyreżyserowane od a do z. Ale "chcecicospowiedziec" to przede wszystkim zabawa, w którą Muchy wciągnęły nieświadomych widzów. W ostatniej scenie filmu menedżer czyta jak najbardziej prawdziwy egzemplarz "Głosu Wielkopolskiego", w którym piszemy o hotelowej demolce.

- Wszyscy, którzy skomentowali na różnych portalach informację o rozróbie, stali się nieświadomie częścią tego filmu - uważa Tomek Skórka.

- I tak naprawdę nasz filmowy menago osiągnął swój cel - narobił wokół nas skandalu i sprawił, że o Muchach zrobiło się głośno - dodaje Michał Wiraszko.

A jak muzycy zareagowali na bardzo nieprzychylne opinie a propos zadymy?

- Ja nie zareagowałem, bo od czasu wydania naszej pierwszej płyty nie czytam żadnych komentarzy na nasz temat - zarzeka się Szymon Waliszewski.

- Ale opowiedz chociaż historię o mechaniku! - prosi reszta zespołu.

- No dobra. Kiedy akcja z hotelu przedostała się do mediów, zaprzyjaźniony mechanik samochodowy zadzwonił do mojego brata i powiedział: Panie Pawle, ja widziałem ten artykuł, żona widziała, jesteśmy wstrząśnięci, przecież ojciec to chyba Szymona zabije!

Hotelowa zadyma była dokładnie umówiona. Około trzydziestu osób, w większości przyjaciół zespołu, spotkało się w apartamencie. Przykaz od reżysera był prosty: zachowujcie się normalnie, rozmawiajcie i za żadne skarby nie zwracajcie uwagi na mnie i moją kamerę. Nikt z gości nie wiedział, kiedy Materna i zespół rozpoczną awanturę.

- Ja to lubię taką improwizację. Wyznaję zasadę, że film powinien być blisko prawdziwego życia - śmieje się Lipiec.
Obyło się prawie bez rannych. Prawie, ponieważ jeden z uczestników rzucił ściennym obrazkiem tak niefortunnie, że trafił innego w głowę. Na szczęście poszkodowanemu nic się nie stało. Poważne rany na planie odniósł jedynie sam Grzegorz Lipiec.
- Niczym Alfred Hitchcock uwielbiam na chwilę pojawiać się w kadrze. No i podczas zadymy nagle wymyśliłem sobie, że zacznę gołymi rękoma rozwalać szklane oprawy w wiszących na ścianie obrazkach. W sumie większość ran już mi się zagoiła, tylko jedna szrama zostanie chyba na zawsze - uśmiecha się reżyser.

Czy film będzie tylko ciekawostką dla fanów, czy czymś więcej? Uciekając się do formuły "udawanego dokumentu", poznaniacy nie byli pierwsi - wystarczy przypomnieć nakręconą przez Woody’ego Allena historię człowieka-kameleona ("Zelig"), stylizowany na amatorski zapis upadku aktora Joaquina Phoenixa "I’m Still Here" czy nakręconą jeszcze w latach 80. komedię "Spinal Tap", której bohaterami byli członkowie nieistniejącego zespołu rockowego, zwierzający się filmowcom ze swych traumatycznych przeżyć. Intencją reżyserów było zasiać w widzach wątpliwość: czy to naprawdę tylko fikcja?

- Widzieliśmy film z Joaquinem Phoenixem, był dla nas pewną inspiracją - przyznają członkowie zespołu, którzy znakomicie bawili się, obserwując całą paletę reakcji mediów i fanów (oraz antyfanów) na fikcyjny wybryk.

Czy widzowie - także ci "wkręceni" - docenią walory filmu? Każdy zdecyduje: czy Muchom odbiło, czy zrobili sobie tanią akcję promocyjną, czy też może przy okazji filmowe zgrywy obnażyli siermiężny show-biznes, w którym o hierarchii gwiazd decyduje cykliczna obecność na portalach plotkarskich pod pretekstem byle awantury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski