Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Człowiek z La Manchy" - RECENZJA

Andrzej Chylewski
FOT.TEATR MUZYCZNY
Każdy na swojego Don Kichota. Nasz - grany od kilku dni w Teatrze Muzycznym - prezentuje się bardzo okazale.

Mija niemal pół wieku od momentu, gdy powstał musical "Człowiek z La Manchy", który przyniósł sławę kompozytorowi Mitchowi Leighowi, a za nim fortuny kolejnym współsprawcom i realizatorom. Bo musical ten zawędrował do najdziwniejszych miejsc na świecie. Nie tylko z racji odległości (północne koło podbiegunowe), czy kultur (jak kraje, w których językiem głównym jest suahili).

Nie zarobił na literackim prapoczątku owego musicalu Miguel de Cervantes (1547-1616), bo prawa do swojego dzieła życia "Przemyślny szlachcic Don Kichote z Manczy" sprzedał. Inaczej współcześni, bo musical w Stanach Zjednoczonych to prawdziwy biznes i musi przynieść zyski. Najlepiej gigantyczne.

"Człowiek z La Manchy" święci triumfy także w Polsce, ale Daniela Kustosika, dyrektora Teatru Muzycznego w Poznaniu, kosztował aż dziesięć lat zabiegów i starań. Takich, by końcowy efekt satysfakcjonował na tyle, na ile pozwala legendarna już klitka przy ul. Niezłomnych 1e.

Od swego oryginału Leigha zbudowanego na libretcie Dale'a Wassermana, musical przeszedł już wiele transformacji. Do tychże zaliczyć należy także polski przekład Antoniego Marianowicza i Janusza Minkiewicza. Ale jeszcze większe pole do popisu mają tutaj tak znaczące osoby jak reżyser i kierownik muzyczny. Oczywiście i osobowości odtwórców głównych , czy nawet epizodycznych postaci. Sądząc po sobotniej - 29 października - premierze, swoje przydzielone im szanse wykorzystali w stopniu więcej niż dobrym.

Bardzo ciekawie zaowocowało skrzyżowanie działań tak różnych osobowości jak Paweł Szkotak i Aleksander Maliszewski. Ten pierwszy nadał spektaklowi silny rys dramaturgiczny, motywując wykonawców nie tylko do działań muzycznych, ale i aktorskich, często bardzo wymagających. Maliszewski natomiast już pierwszymi gestami dyrygenta i uzyskanymi motywami jakże kameralnego, ale zadziwiająco dobrze brzmiącego "bandu" przekonał, że jest tym, który czuje puls musicalu, nawet tego rozumianego bardzo aktorsko.

Z owych motywacji skorzystali także tworzący zgraną ekipę wykonawcy. Szczególnie zaimponowała Joanna Horodko, cierpliwie i konsekwentnie aż do kulminacji budująca wokalnie i aktorsko postacie Aldonzy i Dulcynei. Mógł się podobać właściwy postaciowo i wokalnie sam Cervantes alias Don Kichote, a także trafnie kontrastujący z nim Maciej Ogórkiewicz, czyli giermek Sancho Pansa. Po raz kolejny po "Weselu Figlary" bawił do łez charakterystyczny Wojciech Deneka. Z przyjemnością oglądało się w mniej eksponowanych rolach uznane już gwiazdy Teatru Muzycznego.

Daniel Kustosik spełnił swe marzenie, szczęśliwy człowiek. Bo każdy ma swego Don Kichota, często głęboko ukrytego. Idealistę, romantyka, marzyciela. W opozycji do bardzo realistycznego życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski