Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy przedszkola będą pękać w szwach, a szkoły świecić pustkami?

Marek Weiss, DK, AND

Wiele polskich miast - nieco na przekór rządowi - zamierza zachęcać rodziców sześciolatków, by posłali je do szkoły albo do oddziałów przedszkolnych w podstawówkach. W naszym regionie samorządowcy na razie przyglądają się sytuacji i uzależniają swoje działania od wyników rekrutacji do przedszkoli.

Jak wiadomo, Prawo i Sprawiedliwość powróciło do starego obowiązku szkolnego, co było jednym z głównych haseł wyborczych tego ugrupowania. Dzieci będą więc rozpoczynać naukę dopiero w wieku 7 lat, po rocznym obowiązkowym wychowaniu przedszkolnym.

Tempo wprowadzenia zmiany rodzi jednak wiele obaw o konsekwencje, ponieważ każda gmina ma obowiązek zapewnienia miejsc w przedszkolach 4-, 5- i 6-latkom. Jeśli te ostatnie nie pójdą do szkoły, może zwyczajnie zabraknąć miejsc dla trzylatków. Zakorkowanie przedszkoli jest bardzo prawdopodobne. Podobnie jak i to, że zabraknie pracy dla nauczycieli w młodszych klasach szkół podstawowych.

Niektóre samorządy już teraz chcą dmuchać na zimne. Władze Konina wyliczyły, że w przyszłym roku szkolnym w mieście będzie tylko 118 siedmiolatków i aż 650 sześciolatków. Jeśli rodzice tych drugich nie zdecydują się na pierwszą klasę, w szkołach będzie pusto, a przedszkola będą zapełnione. Dlatego podstawówki będę organizowały drzwi otwarte, by pokazać, że są dobrze przygotowane na przyjęcie sześciolatków. Odbędzie się też specjalne Forum Oświatowe. Z kolei władze Piły prognozują, że zamiast tysiąca maluchów w wieku 3 i 4 lat, przedszkola będą w stanie przyjąć tylko około dwustu. Ich miejsce zajmą bowiem sześciolatki, które nie pójdą do szkół.

Poznań, Łódź i inne duże miasta zapowiadają na luty akcje ulotkowe adresowane do rodziców przedszkolaków. Mają się one rozpocząć zaraz po feriach.

Spokój zachowują na razie w Kaliszu i Ostrowie. W obu tych miastach na chwilę obecną nie przewiduje się jakiegoś specjalnego namawiania rodziców, aby posyłali 6-latki do szkół.

- Przewidywanie kłopotu z miejscami w przedszkolach jest na tym etapie przedwczesne. Sytuacja wyjaśni się dopiero w marcu, po zakończeniu rekrutacji do przedszkoli. Wówczas władze miasta będą podejmować stosowne decyzje - zapowiada Mariusz Witczak, naczelnik Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego w Kaliszu.

Do tematu nawiązał podczas swojej poniedziałkowej konferencji prasowej poseł PiS Jan Mosiński. Stwierdził, że szkoły nie były przygotowane na przyjęcie 6-letnich dzieci.

- Dowodem jest powszechna 2- i 3-zmianowość przede wszystkim w dużych miastach. To było ogromne utrudnienie dla rodziców i samych dzieci. Jeśli rodzic nie porozumiał się z pracodawcą i nie zorganizował opieki dla dziecka, to trafiało ono do szkoły o godzinie 7 i czekało na odbiór do godziny 17-18. Świetlice były również skrajnie przepełnione. Rząd PO - PSL chciał, by wychowawcą świetlicowym był telewizor - skwitował kaliski parlamentarzysta.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski