Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy Radwańska jeszcze może?

Maciej Orański
Dlaczego nogi i głowa Agnieszki Radwańskiej nie "chodzą" po korcie razem i czy doczekamy, że wygra ona kiedyś turniej wielkoszlemowy.

Paryż, koniec maja 2011 roku, korty Rolanda Garrosa. Agnieszka Radwańska staje naprzeciw Marii Szarapowej w 1/8 finału. W pierwszym secie prowadzi 4:2 i 40:15 przy swoim podaniu. Przegrywa seta 6:7. W drugim secie jest 5:4 i 40:0 dla Radwańskiej. Polka ma trzy piłki setowe przy serwisie Szarapowej.

CZYTAJ TEŻ:
Sport w Głosie Wielkopolskim
Kim są podprowadzające Unii Leszno?
Poznań: nowy pomysł na promocję EURO 2012

Z kumplem zacieramy ręce, bo obstawiliśmy w zakładach bukmacherskich, że Radwańska urwie Rosjance choć jednego seta. Oglądamy mecz w telewizji trójwymiarowej, co jeszcze potęguje napięcie i rozsadza nas od wewnątrz z emocji.

Szarapowa po swojemu głośno stęka i próbuje odrobić straty. Radwańska, o zgrozo, przelewa się z jednej na drugą stronę kortu, jakby wiedziona wichurą na rozkołysanym, tenisowym morzu.

Zamiast dobić rywalkę, wygląda jakby chciała tylko dograć do jakiegokolwiek końca. Patrzymy w 3D z niedowierzaniem. Szarapowa wyrównuje, wygrywając pięć piłek z rzędu. Zaraz potem przełamuje podanie Radwańskiej, a w następnym gemie ustala wynik. Wygrywa seta 7:5 i całe spotkanie 2:0.

Radwańska, mimo trójwymiaru, robi się dla nas w jednej chwili płaska jak naleśnik. Ściągamy okulary. Bolą nas oczy i kibolskie serca. Ojciec i trener Polki - Robert Radwański - w pomeczowym, rozemocjonowanym komentarzu mówi o córce: "Zachowuje się jak mała dziewczynka. Nigdy nic nie wygra. Trzeba obalić mit, że Agnieszka ma mocną głowę. Mogę ją nauczyć bekhendu, forhendu, serwisu. Ale tego nie zmienię".

Londyn, koniec czerwca 2011 roku, trawa Wimbledonu. Ulubiona nawierzchnia Radwańskiej. W 2 rundzie staje naprzeciw niej Czeszka Cetkovska, 82 numer rankingu WTA. Radwańska wygrywa pierwszego seta do trzech. W drugim prowadzi 5:4 i 30:0 przy swoim serwisie. Przegrywa seta 6:7. W trzecim, decydującym secie prowadzi 4:2, ale przegrywa ostatecznie 4:6. Po meczu z wściekłości idzie się wykrzyczeć do garażu. Przyznaje, że nie wie, czemu przegrywa kolejny, ważny mecz.

Robert Radwański tym razem niczego publicznie nie komentuje, bo nie ma go na Wimbledonie, w mekce wielkiego, światowego tenisa. Nie trenuje córki, nie ma go na trybunach. Słynne truskawki ze śmietaną podjada u siebie, na krakowskich plantach. Tutaj może je przynajmniej zjeść w spokoju bez niepotrzebnych nerwów i wzajemnych, rodzinnych, niewybrednych, toksycznych wyzwisk.
Do Stanów, na kolejne turnieje przed Flashing Meadows, następnym turniejem Wielkiego Szlema, Agnieszka też jedzie bez ojca.

Gryzienie kortu
Wojciechowi Fibakowi też zdarzało się przegrywać ważne mecze. Choćby finał turnieju Masters z Orantesem. To się w sporcie zdarza. Ale kiedy zdarza się za często i to jeszcze w pojedynkach z najlepszymi, jedni szybko weryfikują wystawione tenisiście wcześniej cenzurki, a inni zastanawiają się, czy z głową sportowca nie dzieje się czasem coś dziwnego.

Mimo że Fibak miał na rozkładzie największych tenisistów tamtych czasów i regularnie był klasyfikowany w drugiej dziesiątce rankingu ATP singla, w którymś momencie zaczął stawiać na debel, wówczas nie mniej popularny niż gra pojedyncza.

Dzięki deblowi stał się prawdziwym mistrzem. Głowa podpowiedziała Fibakowi, że historia tenisa nie zapamięta go jako jednorazowego ćwierćfinalisty Wimbledonu, bo takie nazwiska świat sportu wymazuje zwykle już po kilku sezonach, kiedy przychodzą następni. Fibak zweryfikował więc sam siebie.

Ponad dwadzieścia lat temu przyglądałem się z bliska pracy sztabu ludzi, którzy pod skrzydłami Marka Profusa objęli opieką Wojtka Kowalskiego, młodego tenisistę, który dopiero co osiągnął pierwszą setkę rankingu ATP i w którym wielu widziało następcę Fibaka. Ba, nawet Fibak tak to widział.

Rozmawiałem wtedy w Jackiem Santorskim, wówczas jeszcze psychologiem na dorobku, który odpowiadał w sztabie za głowę młodego tenisisty. To, co działo się i miało się dziać w głowie Kowalskiego, było dla tych ludzi nie mniej ważne niż serw i wolej sportowca. To mnie wtedy zaskoczyło.

Dzisiaj, kiedy gwiazdami mediów stają się nawet psychologowie Małysza, takie rzeczy wydają się nazbyt oczywiste. Ale trzydzieści lat temu było to nowością nawet dla Beckera i Lendla. Kowalski mimo całego tego sztabu ludzi kariery nie zrobił, bo nie starczyło mu zdrowia i talentu.

Ale Radwańskiej nikt umiejętności nie odmawia. Fibak twierdzi nawet, że nie ma wielu tak wszechstronnie grających zawodniczek. Chwali jej spryt, szybkie nogi, technikę.
Więc w czym problem?

Zbigniew Boniek, widząc kiedyś klęski rodaków na kortach Rolanda Garrosa, nazwał to coś u Polaków zwykłym brakiem charakteru. W latach 70., kiedy Boniek i Fibak zaczynali kariery, wszystko musieli wydrapać pazurami. Fibak przyznaje dzisiaj, że wtedy często nie dojadał, pożyczał nawet pieniądze od Borga, żeby dojechać na następny turniej do Teheranu.

Ale kiedy zaczął regularnie wygrywać, myślał jak by te pieniądze umiejętnie zainwestować. Kiedy odbierał kolejne czeki z nagrodami, rozglądał się za jakimiś nieruchomościami albo dziełami sztuki. Radwańska po każdej wypłacie nie ukrywa, że najpierw biegnie na zakupy po kolejną, markową, ma się rozumieć - drogą torebkę. To ich różni zaraz na starcie.

Fibak chciał być też bardzo numerem jeden. Lubił zawsze atakować, jak mówi - "pieścić linie", cudownie slajsował. Brakowało mu jednak mięśni. Kiedy nie udawało mu się być najlepszym w singlu, spróbował w deblu i dopiął swego.

Radwańską należałoby dziś spytać, czy gra w tenisa, żeby być numerem jeden na świecie, wygrać choćby taki Wimbledon, czy gra, żeby być sławną i bogatą. Bo gwiazdą mediów, jak Anna Kurnikowa, Radwańska na pewno nie będzie. Nie te warunki. Nasza Isia przy Szarapowej i Hantuchowej wygląda po prostu jak… Isia.

Ale sportowy mistrz nie musi być piękny. Musi być raczej jak zwierzę. Sport wyczynowy to nie jest zabawa, to nie jest przejść się wte i wewte i zarzucić dupskiem. Wyczyn, mistrzostwo wymaga położenia na szali wszystkiego, zaryzykowania zdrowia i życia.

A Radwańska nie musi jak Gollob wchodzić "setką" w ten sam zakręt z trzema gośćmi na plecach i to bez hamulców. Nie musi jak Błaszczykowski wsadzać głowy tam, gdzie dwóch innych wkłada swoje futbolowe buty z wkręconymi, metalowymi korkami. W końcu Radwańska nie musi jak Maja Włoszczowska spuścić się pod kątem ostrym z góry, która kończy się na wyboistych kamieniach wielkości dorodnych arbuzów, na widok których inni schodzą grzecznie z siodełka.

Radwańska ma tylko do przebicia piłkę na drugą stronę siatki. Tak, prawda - to wymaga umiejętności. Mistrzowie robią to jednak z rykiem, wywalonym jęzorem, w ekwilibrystycznej paradzie pod siatką jakby byli piłkarskimi golkiperami. Nawet król Federer.

Gollob walczy, bo jak mówi - jest wojownikiem. Pewnie dlatego po tylu latach dopiął swego i został indywidualnym mistrzem świata na żużlu. Ile można wygrać, atakując, udowodnił na tegorocznym Wimbledonie Łukasz Kubot. Imponował ofensywą, pewnością siebie, pozytywnymi emocjami na korcie. Gael Monfils porównywał go nawet do wielkiego Federera.
- Atakowałem w ciemno, ryzykowałem. Mecz rozstrzygnął się w głowach, zdecydowała psychika - triumfował Kubot.

Martina Navratilova, 18-krotna zdobywczyni singlowych Wielkich Szlemów, stwierdziła w programie stacji Tennis Channel, że Radwańska tylko "udaje" (pretender), że może osiągnąć coś więcej. Że gra zbyt defensywnie, nie radzi sobie z tenisistkami przejmującymi inicjatywę, ulega presji meczów o stawkę. Robert Radwański usprawiedliwia więc córkę i siebie: "Przecież nie odkręcę córce głowy i nie zmienię jej na inną".

Czy ktoś jest w stanie dziś uwierzyć, że Radwańska nawet z dziką kartą jest w stanie wygrać Wimbledon, jak Goran Ivanisević? Przestał w to wierzyć - zdaje się - nawet sam Robert Radwański. A póki Radwańska nie wygra choć jednego z turniejów Wielkiego Szlema, nie będzie sportowcem spełnionym. Tego nie daje żadna IV runda, ćwierćfinał ani nawet półfinał, finał najlepszego z turniejów serii World Series.

Nawet wygrany ostatnio przez Agnieszkę turniej w Carlsbadzie. Bo co w tenisie konkretnie zdobyła Radwańska? Przecież tenis też jest sportem wymiernym. Do dziś zachwycamy się grą Borga, Edberga czy McEnroe nie tylko dlatego, że grali ładnie, ale przede wszystkim skutecznie. Kim byłby dziś dla kibiców białego sportu Pate Cash, gdyby nie zapisał swojego nazwiska na pucharze i paterze Wimbledonu w 1987 roku?

Uwaga! Ratunku! Pomocy!
Radwańska traktuje dziś swojego ojca, trenera i menedżera w jednym jak niepotrzebny, przyciężkawy balast. Sprowadza go do nic nieznaczącego otoczenia bez wpływu na jej grę i wyniki. Jedzie więc na najważniejszy turniej sezonu - Wimbledon i odpada w II rundzie z numerem 82, co jest jej najgorszym wynikiem na trawie od 2005 roku, kiedy to wygrała juniorski Wimbledon.
Przekładając to na piłkarski ranking FIFA, to tak jakby Chile przegrało w mistrzostwach świata z Kubą. Blamaż.

Nie da się ukryć, że Radwańska to dziś bardzo rozkapryszona dziewczyna z milionami na koncie. Nie ma w niej ani skromności Małysza, ani dyplomacji Korzeniowskiego. Zbyt często zapomina, że tenis zawsze był sportem utożsamianym z elegancją, z dżentelmeństwem. Słowo k... w jej ustach to coraz częstszy element jej publicznych występów na korcie, zdradzający kolejne nieodrobione lekcje z wychowania.

Radwańska potrzebuje nowego doradcy, bo nauczyciela chyba nie zdzierży. Radwańska potrzebuje sportowych psychologów, motywatorów, nowego trenera, twardej ręki. Skoro córka nie wierzy już ojcu, może uwierzy komuś z sukcesami, z doświadczeniem, nawet jeśli będzie on mówił to samo i tak samo jak ojciec.

Kiedy Radwańska mówi, że obecność ojca na trybunach i tak niczego nie zmienia, należy jej wierzyć. Radwańska musi się komuś podporządkować i przyjąć jego słowa jak modlitwę. Jak Małysz słowa Lepistoe, Wójtowicz połajanki Wagnera, a Tomaszewski filozofię Górskiego. Radwańska potrzebuje kogoś, kto z mrówki robotnicy potrafi z niej zrobić uskrzydloną królową. I musi to dotrzeć tak samo do córki, jak i do jej ojca.

Do poprawki
Był kiedyś taki skecz Kabaretu TEY, w którym reporter reżimowej telewizji, odgrywany przez Laskowika, pytał Pelagię, starą robotnicę z wąsem, zrobioną na Smolenia - "Czy Pani jeszcze może…?". "- No, pewnie…" - mogłaby odpowiedzieć za kabaretową Pelagią Radwańska. Bo Radwańska umie grać w tenisa. Radwańska nie umie tylko wygrywać. A w sporcie, jak zawsze, chodzi o to samo - żeby zwyciężać.

Radwańska, poprawiając nawet serw, ciągle nie nadąża za najlepszymi. A w kobiecym tenisie liczba młodych, nie mniej uzdolnionych zawodniczek - co przyznaje sama zainteresowana - przyrasta w tempie galopu. Siostry Williams, powracając po długiej przerwie na Wimbledon, nie ukrywały swoich obaw. Nie były pewne, czy ich ciała podołają naporowi młodych wilczyc. Oddają więc sety, cierpią katusze, przełamują siebie i przeciwniczki tzw. rzutem na taśmę. Ale ich głowy dalej chcą wygrywać.

Obie siostry zaszły w tegorocznym Wimbledonie dalej niż Radwańska. Może to i żaden sukces. Ale niech Radwańska zrobi sobie półroczną przerwę i wróci. Zobaczymy, gdzie wówczas będą jej nogi i jej głowa. Kładę swoją głowę, że dalej będą "chodziły" oddzielnie. Nogi po korcie, a głowa gdzieś daleko, na zakupach, w markowym sklepie.

Na razie Radwańska zamiast jednej torby jako nagrody za ćwierćfinał mogłaby sobie sama podnieść poprzeczkę do dwudziestu Louis Vuittonów za wygrany finał. Jakikolwiek wygrany singlowy finał. Stać ją.

PS
Roger Federer też przegrał na Wimbledonie. W ćwierćfinale prowadził 2:0 w setach z Jo Tsongą, by przegrać trzy kolejne sety i mecz, co nigdy mu się jeszcze nie zdarzyło.

Czy z tego powodu Federer wybierze się do psychologa? Wątpię. Ale król Roger ma już z górki (szesnaście tytułów wielkoszlemowych w karierze), a Agnieszka Radwańska ciągle ma pod górkę.

Federer nic już też nie musi, a Radwańska powinna przynajmniej spróbować. Jest to winna ojcu, kibicom i przede wszystkim - samej sobie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski