Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daab w Poznaniu. Jamajka w słowiańskiej piwnicy [RECENZJA KONCERTU, ZDJĘCIA]

Marcin Kostaszuk
Fot. Grzegorz Dembiński
Zobaczyć koncert Daabu to jak znaleźć złotą monetę w puszce miedziaków u targowiskowego handlarza - tak rzadko pionierzy polskiego reggae pojawiają się w Poznaniu. Szczęśliwy traf przydarzył się w sobotni wieczór 300-osobowej widowni w klubie Blue Note.

Tego samego dnia i o tej samej porze, w klubie U Bazyla grał Erijef Massiv, najbardziej utalentowany, młody poznański zespół reggae. Tym należy wytłumaczyć nieobecność młodej widowni - na sali sporo było widzów, sądząc po wieku pamiętających występy Daabu z lat 80. gdy w zespole śpiewali Piotr Strojnowski i Andrzej Krzywy.

Po niemal dokładnie 30 latach (grupa powstała w marcu 1983 roku) za mikrofonem znów stoi oryginalny wokalista Andrzej Zeńczewski i to dobra wiadomość dla starych fanów. Głos muzyka, znanego też z T.Love i Szwagierkolaski, nie poddaje się upływowi czasu, a charyzma nabyta przez lata występów pozwalała mu na swobodę w kontakcie z publicznością. Kontakcie - dodajmy - obopólnie satysfakcjonującym.

- Mają zagrać jakieś nowe kawałki? A po co? - pytał przed koncertem jeden z widzów. Nie był to do końca dobry sygnał dla zespołu - nie jest chyba dobrze, gdy nikt nie oczekuje od ciebie niczego nowego. Jakby na przekór na początek zabrzmiał spokojny, instrumentalny wstęp, w którym zespół wyłożył na stół swoje muzyczne karty, balansując od świetnie zgrany partii instrumentów dętych, do leciutkiego Dubu, sygnalizującego otwartość na czasy "komputerowego" reggae.

Gdy jednak na scenie pojawił się Zeńczewski, niespodzianek nie było: od "Fali ludzkich serc" i "Serce jak ogień", aż po kończące półtorej godziny później koncert "Ogrodu serce", pławiliśmy się w dźwiękach i melodiach niby zapomnianych, ale cały czas tkwiących w szufladach pamięci każdego, kto spędził przy radiu lata późnego Jaruzelskiego i wczesnego Wałęsy.

Po sobotnim koncercie mam pewność, że groteskowy los "żywej szafy grającej", będący udziałem koncertujących weekendowo dawnych bohaterów, akurat Daabowi nie grozi. Zbyt dobrze się bawią tym, co robią, zbyt dobrze wiedzą, jak trafić we właściwy nastrój we właściwym czasie, zbyt cenią szacunek słuchaczy, żeby go nie odwzajemnić. Po tak dobrym koncercie można tylko żałować, że reggae-dzieciarnia, ubierająca się w ciuchy w jamajskiej kolorystyce, nie zobaczyła kapeli, która z dużą pokorą próbowała 30 lat temu po słowiańsku grać Marley’a, przy okazji śpiewając o życiu w kraju, gdzie słońce świeci o wiele rzadziej.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski