Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daniel Moszczyński: Na scenie nie ma miejsca na fałsz

Kamil Babacz
Daniel Moszczyński: Wydaje mi się, że jakikolwiek artysta, jeżeli chowa się do szufladki i w niej siedzi - w kółko maluje ten sam obraz, nagrywa tę samą płytę - tak naprawdę popełnia artystyczne harakiri
Daniel Moszczyński: Wydaje mi się, że jakikolwiek artysta, jeżeli chowa się do szufladki i w niej siedzi - w kółko maluje ten sam obraz, nagrywa tę samą płytę - tak naprawdę popełnia artystyczne harakiri Archiwum artysty
Przez trzy lata współtworzył Just 5, największy popkulturowy fenomen końca lat 90. Dzisiaj, jak mówi, ma twórcze ADHD i źle czuje się w szufladkach. Daniel Moszczyński opowiada o Just 5, mediach, szczerości w muzyce i współpracy z Urszulą Dudziak.

Jesteś chyba jednym z najaktywniejszych poznańskich muzyków. Można się pogubić w liczbie zespołów, z którymi występowałeś.
Daniel Moszczyński: Maczam palce w różnych rzeczach, czy to jako muzyk sesyjny, czy jako autor tekstów lub muzyki. Najbardziej aktywnie udzielam się w tej chwili w dwóch projektach. Jeden nazywa się Omni Modo, a drugi Bibobit. Udzielałem się też w zespołach Wolny Band, Terminal i wielu innych. Mam chyba twórcze ADHD i szukam dla niego ujścia. Staram się realizować swoje marzenia. Kiedy już będę starym człowiekiem, będę mógł opowiadać różne historie swoim wnukom.

Trochę tych historii masz do opowiedzenia. Zacznijmy od tej najnowszej - projektów, które są dla Ciebie najistotniejsze w tej chwili.
Daniel Moszczyński: Te projekty istnieją od niedawna, ale Bibobit powstał w mojej głowie, kiedy studiowałem w Zielonej Górze na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Musiałem napisać pracę. Szukałem czegoś, co będzie mnie pasjonowało bez reszty i wybrałem sobie temat pt. "Jazz a muzyka hip-hop". Starałem się pokazać, że hip-hop wynika z jazzu. Dostrzegli to Miles Davis i Michał Urbaniak. Gdy obroniłem tę pracę, stwierdziłem, że fajnie by było przekuć teorię na praktykę. Pokazałem Bartkowi Pietschowi moje pomysły, kiedy nagrywaliśmy utwory Terminala. Zapytał, czy nie szukam basisty. Tak zaczęła się nasza współpraca. Tworzyliśmy piosenki i nagrania, po jakimś czasie dostaliśmy propozycję koncertową. Wyszło świetnie, a teraz Bibobit nabiera rozpędu. Najciekawszym momentem było chyba nagranie utworu z Urszulą Dudziak.

Było o tym dość głośno. Jak do tego doszło?
Daniel Moszczyński: Wszystko, jak zwykle, zaczęło się od impulsu. Pracowaliśmy w studiu nad tą piosenką i po prostu usłyszeliśmy w niej Dudziak. Stwierdziliśmy, że to byłoby niesamowite, gdyby w niej zaśpiewała. W ciągu kilku dni znaleźliśmy dojście do Uli - pomogła nam koleżanka z Zielonej Góry. Napisaliśmy maila i odpowiedź przyszła po bardzo krótkim czasie. Brzmiała: "Panowie, to jest genialne, wchodzę w to".

Spotkaliście się w studiu, czy może przesłała wam nagranie swojego wokalu mailem?
Daniel Moszczyński: Minęły z cztery miesiące, zanim umówiliśmy się na nagranie. Zdajemy sobie sprawę, że Urszula Dudziak nic nie musi. Staraliśmy się umówić w różnych miejscach. W końcu Ula do nas zadzwoniła i powiedziała: "Słuchajcie, jestem jutro w Zielonej Górze, damy radę?". Bartek jechał z Piotrkowa, ja z Poznania, spotkaliśmy się w studiu. To była magia.

Urszula Dudziak to jest człowiek, który nie ma granic. Bije od niej pozytywna energia. Tak samo było w studiu. Zapytała nas: "Panowie, czego wy w ogóle ode mnie chcecie, przecież ta piosenka jest kompletna". Powiedzieliśmy: "Ula, po prostu zrób swoje". Kiedy już było po wszystkim i dziękowaliśmy sobie za nagranie, powiedziała: "Panowie, a jak właściwie się ten zespół nazywa?". Zapytałem, czy może to nagrać. I to jej pytanie pojawia się na końcu "Plotki", naszego wspólnego utworu. To piękny moment - kiedy artyści się spotykają i dzieją się rzeczy, których nie można przewidzieć. Myślę, że takie spotkanie powoduje, że przechodzi się na kolejny etap - dostajesz coś od prawdziwego mistrza, który daje ci natchnienie.

A ty masz jakieś granice? Bo grałeś już hip-hop, rocka, jazz, nawet metal...
Daniel Moszczyński: To trochę ma związek z tym, co mówiłem na początku. Mam artystyczne ADHD. Czuję, że jest we mnie wiele rzeczy. Wydaje mi się, że jakikolwiek artysta, jeżeli chowa się do szufladki i w niej siedzi - w kółko maluje ten sam obraz, nagrywa tę samą płytę - tak naprawdę popełnia artystyczne harakiri. Artysta jest od tego, żeby przełamywał granice, burzył porządek rzeczy i na nowo go budował.

W tych składach, w których grasz, chyba zawsze stajesz na froncie. Właściwie dlaczego?
Daniel Moszczyński: Przede wszystkim dlatego, że jestem wokalistą i uwielbiam kontakt z ludźmi. I uwielbiam koncerty - uważam, że koncert to jest coś najfajniejszego, co może spotkać artystę. Kocham pracę w studiu, uwielbiam pisać piosenki, ale gdy wchodzisz na scenę, ludzie mogą cię naprawdę poznać i zrozumieć, kim jesteś. Na scenie nie ma miejsca na fałsz.

Jak oni cię mają poznać w tym metalu, rocku, jazzie, hip-hopie...
Daniel Moszczyński: Uważasz, że to jest problem? Jeżeli człowiek myśli szufladkami, to ma problem. Ja nie chcę tego robić. Jeśli coś jest dobrze napisane, to do ciebie trafia. Tak samo jest z muzyką. W ogóle z jakąkolwiek prawdą. Jeśli coś jest zakłamane, to to czujesz. Jeżeli coś jest prawdziwe, to też to czujesz. Ja opieram się na prawdzie. Kiedy wchodzę na scenę, zrzucam wszelkiego rodzaju maski, ograniczenia, bariery i staram się być prawdziwy. I wiem, że to, co dzieje się na koncertach, z moim udziałem, czuje też publika.

A co dla ciebie właściwie znaczy "być prawdziwym"?
Daniel Moszczyński: To właśnie widać na scenie. Gdy na scenę wychodzi zespół muzyczny, wokalista, który ma coś do powiedzenia, do przekazania, to nie ma czasu na przedstawienie. Wchodzisz na scenę i albo pokażesz prawdę, albo wszyscy zobaczą, że kłamiesz.

Czułeś się nieprawdziwy w Just 5?
Daniel Moszczyński: Myślę, że moje życie to pewien rodzaj ewolucji. Dzisiaj mam 33 lata. Gdybyś zapytał się mnie, czy teraz, wiedząc to, co wiem i myśląc, jak teraz myślę, poszedłbym tą drogą, to powiedziałbym: "Oczywiście, że nie". Natomiast mając lat 16, myśląc w trochę innych kategoriach, nie wiedząc wiele o show-biznesie, pewnie wybrałbym znowu tak samo.

Czyli 16-letni Daniel nie był wtedy nieprawdziwy - to był wybór, który wynikał wtedy z twoich potrzeb...
Daniel Moszczyński: Wiesz co... Trudno mi jest to rozgryźć. Bo ja cały czas jestem sobą. Ludzie, którzy oceniają to z boku - myślę, że oni mogliby więcej powiedzieć na ten temat. Ja po prostu jestem cały czas Danielem Moszczyń-skim i owszem - w pewnym momencie dojrzewania, ewolucji, zrozumiałem, że Just 5 to nie jest droga, którą chcę podążać. To pewien etap, który przeszedłem w swoim życiu, który pewnie nauczył mnie wielu rzeczy. Poznałem od środka pracę w studiu, na scenie, różne meandry show-biznesu. Ale w wieku 19 lat zrozumiałem, że inaczej gra mi serce.

Dojrzałeś pod względem muzycznym, ale czy na tę decyzję miały też wpływ jakieś ciemne strony show-biznesu?
Daniel Moszczyński: Jasne, że są jasne i ciemne strony show-biznesu. Szczególnie, gdy wchodzisz w projekt robiony na taką skalę. Nie miałem świadomości, jak duża to będzie rzecz. Gdy idziesz na przesłuchanie do zespołu, to nie masz żadnych oczekiwań. To się zaczyna samo dziać. W moim przypadku w ciągu pół roku moje życie diametralnie się zmieniło. Myślę sobie, że ta świadomość, której nabrałem w ciągu tych kilku lat w zespole, dała mi wiedzę, czego w życiu chcę, a czego nie chcę. Od tamtej pory podejmuję tylko i wyłącznie świadome decyzje.

Nie ciągnie cię do mediów? Nie chciałbyś, żeby twoją muzykę znała ogromna liczba ludzi?
Daniel Moszczyński: Gdyby zależało mi na popularności, to robiłbym zupełnie inną muzykę. Pewnie przyjąłbym wiele propozycji, które mi składano. Chciałbym jednak, by sukces był sumą mojej pracy, muzyki, którą udało nam się stworzyć, a nie jakichś zagrań typowo medialnych. Żeby ludzie kojarzyli mnie z moją muzyką, a nie z tym, że mam ładny uśmiech.

Młodzieżowe gwiazdki pop często przechodzą w karierze moment pewnego jej załamania i kompletnej zmiany wizerunku, może wykreowanej przez ich producentów, może nie. Uważasz, że show-biznes jest dla nich zagrożeniem?
Daniel Moszczyński: Powiem ci szczerze, że nie śledzę ich karier i nie mam żadnej teorii na ten temat, ani wiedzy o tym, co robią. Ale myślę, że każdy nastolatek, który wchodzi do show- -biznesu, musi mieć bardzo mądrych rodziców, którzy wynajmą bardzo dobrych prawników. Inaczej może mieć ciężko. Ta maszyna jest skomplikowana. Jest w niej wielu ludzi, którzy myślą tylko o tym, żeby zgadzało się na koncie. Jeśli mam komuś coś radzić, to na pewno dobrze jest znaleźć osobę, która tobą pokieruje artystycznie, nie narzucając niczego, ale dowiadując się tego, czego naprawdę chcesz.

Masz muzycznych idoli?
Daniel Moszczyński: Idole są ważni na początku. Było mnóstwo artystów, którymi się pasjonowałem i których płyty przesłuchiwałem od A do Z, czytałem ich biografie. Ale kiedy stajesz się dojrzałym artystą, powinieneś idoli odstawić na bok. Nie chodzi o to, żeby wyrzucać ich płyty, ale żeby znaleźć swój język. Na pewnym etapie naśladownictwo jest nauką, ale potem trzeba to odrzucić. Wiedz, że jakaś osoba robi to tak, ale ty rób to inaczej. Po co komuś drugi Stevie Wonder, Miles Davis?

Wokalista, raper, nagrywał z Urszulą Dudziak, kiedyś członek boysbandu. I teraz... debiutant. O co chodzi z Omni Modo?
Daniel Moszczyński: To projekt, do którego zostałem zaproszony - a zwykle to ja jestem inicjatorem. Szukali wokalisty. Zadzwonił od mnie Marcin Kaźmierczak i namawiał na przyjście na próbę i dołączenie do składu. Odmawiałem, bo bałem się, że nie będę miał czasu, by robić to tak dobrze, jak bym chciał. Ale Marcin był konsekwentny i najwyraźniej z zespołem przekonany, że chcą takiego gościa, jak ja. W końcu poszedłem na próbę, żeby odmówić im w cztery oczy. Zagrali i uświadomiłem sobie, że zawsze chciałem mieć taki zespół. Graliśmy trochę prób, ale większość materiału powstała korespondencyjnie. Gdy już go trochę było, postanowiliśmy pokazać się światu. Pojechaliśmy na Przegląd Form Muzycznych do Wrocławia. To był nasz sceniczny debiut. Kiedy posłuchaliśmy, jak ludzie tam grają, to myśleliśmy, że nie mamy szans. I... wygraliśmy ten festiwal. To był dla nas kop do działania. Od tego momentu zaczęliśmy jeździć na różne przeglądy. Nigdy nie myślałem, że będę jeździł na tego rodzaju festiwale, ale zrozumiałem, że to świetne miejsce, by pokazać się światu. Są tam w komisjach ludzie, którzy się na tym znają. Mogą dać ci fajne wskazówki. Jest publika, która chce tej muzyki. Są organizatorzy koncertów, którzy mogą cię gdzieś zaprosić...

To dla ciebie właściwie powrót do samego początku - a właściwie nawet wcześniej, bo nigdy tego nie robiłeś...
Daniel Moszczyński: Może to jest lekcja, którą powinienem odrobić?

Daniel Moszczyński jest absolwentem wokalistyki na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej na Uniwersytecie Zielonogórskim. Tworzył funk-jazzową grupę Wolny Band i prog-metalowy zespół Terminal. Obecnie działa w hip-hopowo-jazzowym Bibobicie i rockowo-funkowym Omni Modo.

Just 5 istnieli tylko dwa lata, ale w tym czasie zagrali kilkaset koncertów. Ich największy przebój "Kolorowe sny" śpiewała cała Polska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski