Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Szpakowski: Ten turniej to wielkie wyzwanie [WYWIAD]

Dariusz Knopik
21.04.2016 warszawa tvp woronicza konferencja prasowa " wielka pilka w tvp " nz. dariusz szpakowski pilka nozna sport telewizja publiczna fot. michal dyjuk / polska press
21.04.2016 warszawa tvp woronicza konferencja prasowa " wielka pilka w tvp " nz. dariusz szpakowski pilka nozna sport telewizja publiczna fot. michal dyjuk / polska press brak
Dariusz Szpakowski, jeden z najpopularniejszych polskich komentatorów, opowiedział o swoich oczekiwaniach na Euro, przygotowaniach do transmisji, a także zdradził kulisy zawodu komentatora.

Czego pan, sympatyk futbolu, oczekuje od zbliżającego się Euro?

W zasadzie zawsze tego samego: pięknych i dramatycznych meczów, wielu goli, no i oczywiście, żeby Polacy wygrywali. Mam trochę obaw, czy piłkarze podołają fizycznie, bo przecież dopiero co zakończyli sezon w klubach. W tych ostatnich meczach było widać, jak większość jest wyeksploatowana. To wielkie wyzwanie dla sztabów medycznych i trenerskich, by oni ich odbudowali. Aby piłkarze ponownie stali się gladiatorami, na których chcemy patrzeć. Żeby mieli szybkość i dynamikę, byśmy mieli przyjemność z ich oglądania.

Panuje przekonanie, że wyjście z grupy naszej reprezentacji to jest coś oczywistego. Jednak w rankingu FIFA jesteśmy najniżej z całej czwórki. Nie lubimy grać z drużynami z Wysp, Niemcy to... Niemcy, a z Ukrainą też nam ostatnio nie szło. Jak pan się zapatruje na tę kwestię?

Przed naszym Euro mieliśmy grupę marzeń i wiemy, jak to się skończyło. Podobnie było na Euro w Austrii. Na mistrzostwach świata w Korei i Japonii oraz Niemczech też mieliśmy teoretycznie łatwych rywali i też nie wyszliśmy. Dlatego ostrożność jest wskazana. Po pierwsze, to nie jest łatwa grupa, bo dzisiaj łatwych rywali już nie ma. Po drugie, wiele zależeć będzie od dyspozycji dnia. Po trzecie, mamy silny zespół, w którym występuje kilku zawodników o europejskiej klasie, ze światową gwiazdą, jaką jest Robert Lewandowski. Ta drużyna ma oś i możemy się spierać co najwyżej o pojedyncze nazwiska, choćby partnera Kamila Glika w środku obrony. Po czwarte, niezwykle ważny będzie pierwszy mecz. Jeśli wygrywa się to spotkanie, to zespół nabiera pewności i otwiera sobie drzwi do osiągnięcia sukcesu. Czytam wypowiedzi zagranicznych dziennikarzy, że Polska może być czarnym koniem tego turnieju. Takie sądy łechcą moje biało-czerwone serce.

Ale oprócz serca jest jeszcze głowa...

To prawda. Ten turniej to wielkie wyzwanie. Przecież Irlandia Północna nie ma nic do stracenia w meczu z nami, a wszystko do zyskania. Na dodatek oni się są poddawani takiej presji jak nasze Orły. U nas te oczekiwania są olbrzymie. Dla nich sukcesem jest sam awans na Euro, a dla nas minimum wyjście z grupy. Inaczej będzie katastrofa. Drugi mecz gramy z Niemcami, którzy nie będą już w takim dołku jak wtedy, kiedy z nimi wygrywaliśmy. Chociaż oni też mają problemy z kontuzjowanymi zawodnikami, to Joachim Loew może wybierać z dużej grupy piłkarzy. Poza tym Niemcy mają duże doświadczenie turniejowe. Siłą Ukrainy jest z kolei to, że prawie wszyscy piłkarze występują w rodzimej lidze i to właściwie w dwóch klubach. To sprzyja stabilizacji i zgraniu. Poza tym, tak jak pan wspominał, dwa ostatnie mecze z nimi przegraliśmy. Mimo tych wszystkich wątpliwości, wierzę w awans biało-czerwonych.

Czy wyjście z grupy będzie trudniejsze niż potem gra w fazie pucharowej?

To czyste spekulacje, ale czemu nie? Przyjmijmy, że wychodzimy z drugiego miejsca i trafiamy na Rumunię lub Szwajcarię i wszystko jest możliwie. Potem możemy trafić nawet na Hiszpanię, ale rozpędzona drużyna w turnieju jest trudna do zatrzymania. Jej siła jest ogromna, szczególnie mentalna. Cel minimum został osiągnięty, więc wszystko, co się ugra, ma się na plus. Proszę sobie przypomnieć rok 1974 lub 1982. Wtedy, jak Polacy się rozpędzili, to doszli do strefy medalowej i zajęli miejsce na najniższym stopniu podium. Oby tak było teraz.

W pamięci zapadły mi słowa Jana Ciszewskiego, który po zwycięstwie Polaków nad Węgrami w finale Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku powiedział: „...no i co ja mam państwu powiedzieć... 40 lat na to czekałem...”. Marzy się panu podobna puenta 10 lipca podczas finału na Saint-Denis?

Oczywiście, że mi się marzy (śmiech). Chciałbym bardzo, aby Polska zagrała w finale we Francji. Opowiem panu pewną historię. Niedawno wybrałem się do Alicante w podróż sentymentalną. Tam 10 lipca 1982 roku Polacy wywalczyli trzecie miejsce na mundialu w Hiszpanii, pokonując Francję. Odwiedziłem stadion Herculesa i wspominałem tamte chwile. Napisałem do Zbyszka Bońka i spytałem: czy pamięta. Odpisał, że tak. Więc napisałem do niego jeszcze raz, że nie mam nic przeciwko, by 10 lipca Polacy zagrali na Stade de France. Odpowiedział, pomyślą o tym (śmiech). Życzę bardzo Zbyszkowi, Adamowi Nawałce, całemu sztabowi i oczywiście piłkarzom, żeby się w tym finale znaleźli. Komentatora zawsze niesie sukces sportowców. Jesteśmy przekaźnikami między sportowcami i widzami. Staramy się oddać emocje, które są na boisku.

Zdradzi pan trochę telewizyjnej kuchni? Jak długo przygotowuje się pan do transmisji? Czy ma pan jeszcze tremę przed wejściem na antenę?

Oczywiście, że tak. Z tremą jest tak, że jest większa, im więcej ma się do stracenia. Nie wolno sobie pozwolić na jedną rzecz: na odpuszczenia skupienia. A bywają trudne chwile; kiedy udaję się na stanowisko i już szukam koncentracji, a spotykam kibiców proszących o wspólne zdjęcia czy autograf lub kilka słów rozmowy. To rozbija, ale nigdy nie odmawiam. Najważniejsze dla mnie są trzy rzeczy: łączność z krajem, składy drużyn i ewentualne naniesienie zmian. Potem odrobina skupienia i ruszamy. Nigdy nie piszę sobie początków transmisji albo jej końca. Zawsze „gram” z piłkarzami. Staram się oddać widzom emocje, bo jestem też człowiekiem spontanicznym. Największym grzechem komentatora jest zabijanie transmisji i widowiska nadmierną liczbą faktów czy informacji. Widzowi trzeba oddać to, co dzieje się tu i teraz. A już zgubienie bramki to kompletna tragedia. Trzeba być szalenie skoncentrowanym, by żadnego ważnego elementu nie przegapić. Dlatego ja komentuję mecz z boiska, a nie z monitora, którym się co najwyżej posiłkuję.

Siedzi pan czy stoi?

Siedzę, chociaż niektórzy mówią, że jak się stoi, to przepona lepiej pracuje. Jednak przez całe zawodowe życie siedziałem komentując i pewnie już tego nie zmienię. To - wbrew pozorom - jest ciężka, fizyczna praca z wieloma niuansami.

Jakimi?

Choćby odsłuch. Przecież muszę się słyszeć, gdy komentuję. Pamiętam półfinał Ligi Mistrzów: Liverpool z Jurkiem Dudkiem przeciwko Chelsea. Na Anfield Road był taki harmider stworzony przez kibiców, że nic nie słyszałem, a po meczu głowę mi rozsadzało.

Ciągle to pana kręci, po tylu latach?

Każdy sukces nakręca. Cieszę się, że mogę brać w tym udział, że znowu mogę przekazywać emocje związane z meczami biało-czerwonych. Nie ma mowy, żeby poleciał pan „rutynką”, to są nowe emocje, czysta kartka.

Przyszedł pan do telewizji z radia. Ciężko było się przestawić?

Musiałem wszystko wyrugować, to co robiłem wcześniej w radiu. Na początku często słyszałem w słuchawkach: Darek za dużo mówisz. Komentowanie na przestrzeni lat bardzo się zmieniało. Najpierw samemu się wszystko prowadziło. Potem było nas dwóch, ale nie wchodziliśmy sobie w zdanie. Od dłuższego czasu pracujemy z ekspertami i to jest chyba optymalne rozwiązanie. Całe życie się człowiek uczy. A wie pan co robię, gdy padnie gol? Milczę, bo wtedy ludzie padają sobie w ramiona, krzyczą, cieszą się, nalewają sobie. Dopiero po chwili jest powtórka i oni wtedy wracają przed ekran, a my z ekspertem analizujemy, jak ta bramka padła.

Wiele imprez ma pan za sobą. Trudno pewnie wybrać jakiś mecz czy wydarzenie, które zapadło panu szczególnie w pamięć?

Ostatnie Euro i mecz z Rosją. Miałem przyjemność komentowania tego spotkania dla 16,5 miliona widzów! Z jednej strony wielka radość, ale też olbrzymia odpowiedzialność. Przecież muszę tym wszystkim ludziom dać przyjemność z oglądania. A widownia jest bardzo różna. Cenię bardzo moich młodszych kolegów z innych stacji za wiedzę, merytorykę, przygotowanie czy fachowość. Ale czym innym jest komentowanie meczu dla specjalistycznej, kilkusettysięcznej widowni, bardzo często wyedukowanej i świetnie się znającej, a czym innym dla przekroju całego społeczeństwa, jak choćby w tym meczu z Rosją. Nie zawsze tak jest, że wszyscy chcą słuchać Szpakowskiego. Teraz będą mieli wybór między TVP a Polsatem. Mogą się zdecydować kogo słuchać: Szpakowskiego czy Borka.

Czym TVP będzie się starała zaskoczyć podczas Euro?

Mamy prawo do pokazania jedenastu meczów w paśmie otwartym i na pewno nie będziemy mogli konkurować z Polsatem, który będzie poświęcał Euro dwanaście godzin dziennie. Mecze w TVP będą komentować Jacek Laskowski, Maciek Iwański i ja. Będziemy analizować mecze w TVP Sport z ekspertami, ale niestety bez pokazywania fragmentów meczów. Wszystkim czytelnikom, kibicom, panu oraz sobie życzę, aby Polacy zagrali w siedmiu z tych jedenastu meczów, do których mamy prawo, bo wtedy będziemy wszyscy szczęśliwi.

Rozmawiał: Dariusz Knopik
Źródło: Gazeta Pomorska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dariusz Szpakowski: Ten turniej to wielkie wyzwanie [WYWIAD] - Gol24

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski