Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tęsknota i telefony

JACEK SŁOMKA
Barlinianin Paweł Żytkowiak służbę wojskową odbywa w jednostce wojskowej w Stargardzie Szczecińskim. Właśnie wrócił z Iraku. Spędził tam pół roku.

Jest saperem. Na misję wyjechał w sierpniu ub.r. - W Kuwejcie powitały nas niesamowite wręcz upały - opowiada P. Żytkowiak. - Po aklimatyzacji, która trwała około miesiąca, samochodami ruszyliśmy do Babilonu. Jechaliśmy tam prawie trzy dni. Stamtąd do bazy pod Nadżafem. Tam była nasza główna siedziba.
W pobliżu gromadzili znalezioną amunicję, niewybuchy i rakiety. Większość była rozrzucona w pobliżu różnych bunkrów, tak jakby w pośpiechu zapomniano je załadować na samochody. - Musieliśmy to wszystko uprzątnąć i zniszczyć - mówi P. Żytkowiak.

Tęsknota i telefony

Pierwsze dni służby były ciężkie: zupełnie inne niż w kraju warunki atmosferyczne, inne zadania do wykonania, tęsknota za rodzinami. Szczególnie ta ostatnia dawała się we znaki. W pierwszych tygodniach pobytu kontakt z bliskimi był z różnych względów utrudniony. - Żeby powiedzieć, że wszystko jest w porządku, żeby się nie martwili, jeździliśmy do Babilonu - wyjaśnia P. Żytkowiak. - Stamtąd mogliśmy zadzwonić i przynajmniej krótko porozmawiać.
Polskim żołnierzom trudno było przyzwyczaić się do amerykańskiej kuchni. Były w niej hamburgery, hot dogi, ryż. Była też i polska kuchnia, w której serwowano głównie zupy. Te cieszyły się ogromnym powodzeniem u żołnierzy.

Myśleli o powrocie

- Kilka razy mieliśmy atak burzy piaskowej - mówi P. Żytkowiak. - Kto tego nie przeżył, ten nie zrozumie, że piasek może być wszędzie: wciska się w oczy, jest między zębami. Nie bardzo pomagają wtedy okulary przeciwsłoneczne i chusty na twarzy.
Ogromnym przeżyciem dla wszystkich była wigilia i święta Bożego Narodzenia. Na wspólnej kolacji były polskie potrawy: śledzie, bigos, kiełbasa. - Było nam wtedy szczególnie przykro. Dla mnie to już druga z kolei wigilia poza domem. Wówczas najwięcej myśleliśmy o rodzinie i znajomych. Też o powrocie do kraju - wspomina barlinianin.
Z niebezpieczeństwem stykali się na co dzień. Pewnego razu, kiedy jadąc w konwoju, mijali amerykański patrol, rozległy się strzały. - Czy strzelano do nas, czy do Amerykanów, nikt się nie zastanawiał. Wystarczy, że nad głowami słychać było świst pocisków - opowiada P. Żytkowiak.
Przed powrotem do kraju zostali poinstruowani, jakie pamiątki mogą wywieźć z Iraku. P. Żytkowiak w Barlinku jest już od wtorku. Po obowiązkowych badaniach lekarskich poszedł na zasłużony urlop.
Gdyby wiedział, co go czeka w Iraku, pojechałby tam jeszcze raz? - Długo bym pewnie się zastanawiał. W tej chwili mam tylko jedną odpowiedź: na pewno nie - mówi barlinianin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska